Po Pierwszej Wojnie Światowej Polska odzyskała niepodległość. Ale sytuacja polityczna nie miała wpływu na styl ubierania się polskich kobiet. Polki już od połowy XVII wieku śledziły i naśladowały modę francuską. Ubierały się w Domach Mody.
Pierwszy powstał w Warszawie w latach 60. XIX wieku. Założył go Bogusław Herse. Tutaj można było kupić stroje szyte według zachodnich wzorów.
- W latach dwudziestych Polki ubierały się u Myszorowskiego czy Apfelbauma. Futra kupowano u Arpada Chowańczaka - wymienia Anna Sieradzka i dodaje - linia ubioru utrzymywała trendy lansowane przez paryskie domy mody, ale wprowadzano drobne polskie akcenty. Modne były ludowe motywy, hafty i polskie tkaniny. W tym jedwab produkowany w Milanówku.
>>Z wizytą w fabryce jedwabiu w Milanówku<<
Nie było w Polsce projektantów na miarę Coco Chanel czy Paula Poiret. Jedyną znaną kreatorką mody była Zofia Arciszewska, która prowadziła kawiarnię "Sztuka i Moda” obok Instytutu Propagandy Sztuki. Tam kobiety oglądały i poznawały najnowsze trendy w modzie. Wszystko według ściśle obowiązujących zasad savoir-vivre'u, które kazały odpowiednio dostosować ubranie do miejsca, czasu i okoliczności.
Styl chłopczycy lansowany w latach dwudziestych przeszedł kolejną transformację w latach trzydziestych. Kolekcje, które pojawiły się w czasach Wielkiego Kryzysu, promowane były hasłem powrotu do kobiecości.
Stefan Nornblin, w roku 1930 w wywiadzie dla czasopisma "Świat” powiedział - Oh jak dobrze, że nareszcie długie suknie wróciły! Przez tyle lat byliśmy narażeni, czy ktoś chciał, czy nie chciał, na oglądanie bez przerwy obnażonych nóg. A co to czasami były za nogi… Mój Boże!
Te słowa przywołuje Anna Sieradzka opowiadając o modzie polskiej II RP.
jl