W klepie dla samobójców można kupić stryczek, linę, by się powiesić, broń, arszenik albo kawałki betonu, by odpowiednio się dociążyć przy próbie utopienia. A mniej zamożni zadowolić się muszą zwykła torbą foliową. Ludzie usiłują się więc w tym filmie unicestwić na różne sposoby, ale, jak zapewnia Kołaczkowska, wszystko jest bardzo optymistyczne. - Podczas nagrywania dubbingu do tego filmu mnóstwo żartów mnie rozśmieszało - wspomina gość "Stacji Kultura".
Jej postać, Lukrecja, jest sprzedawczynią w tytułowym sklepie dla samobójców. Na dodatek ciężarną. - To taki pączuszek, łatwo było mi się z nią zżyć - opowiada aktorka. - Choć wolałabym, żeby ta postać była bardziej dynamiczna...
Animacja w "Sklepie dla samobójców" tworzy zupełnie inny klimat niż ten znany nam z tradycyjnych, Disney’owskich produkcji i przypomina bardziej "Gnijącą pannę młodą" (2005, reż. Tim Burton) niż serię o Myszce Miki. - Jest mroczna, zupełnie odjechana - mówi Kołaczkowska. - Myslę, że ten film będzie miał w Polsce swoją widownię, która już jest określona. Wiadomo, że niektórzy na niego nie pójdą, ale z pewnością inni będą chcieli go zobaczyć - podkreśla.
Obok Joanny Kołaczkowskiej w polskiej wersji językowej "Sklepu dla samobójców" będziemy mogli usłyszeć m.in. Artura Andrusa, Czesława Mozila, czy Władysława Sikorę. Film wchodzi na ekrany polskich kin 9 sierpnia.
Zobacz zwiastun:
(kd)