Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Piotr Grabka 08.05.2013

Nie chcą drugiego Neapolu

W opolskim ratuszu od miesiąca działa punkt informacyjny, w którym można dowiedzieć się jakie zmiany wprowadza nowelizacja ustawy przekazującej samorządom wszelkie prawa do wyprodukowanych przez mieszkańców odpadów.
Pojemniki na różnego rodzaju odpady na opolskiej ulicyPojemniki na różnego rodzaju odpady na opolskiej ulicy PR

W kolejce po informacje

Nie od razu mogę podejść do Anny Szymajdy, jednej z urzędniczek udzielających informacji. W kolejce czeka wielu zainteresowanych. Ludzie pytają przede wszystkim o częstotliwość wywozu, możliwości wyboru pojemności pojemników, do kiedy należy złożyć deklarację dotyczącą odbioru odpadów, czy najemcy sami mogą je składać. Proszą też o pomoc w wypełnieniu formularza. Dyżur trwa od poniedziałku do piątku od 7.30 do 15.30.

Korzystający z pomocy pań urzędniczek chwalą pomysł zorganizowania punktu informacyjnego. - Wszystkiego można się dowiedzieć i uniknąć przy tym niepotrzebnego stresu - mówi Anna Waldera z ulicy Wiejskiej.
Adolf Gołąbek z kolei podkreśla, że wprowadzone nowości są potrzebne, bo pozwolą na segregację i recykling dzięki czemu nie będziemy "okrążeni przez góry odpadów".
Stojący w kolejce do punktu informacyjnego tracą humor pytani o to, czy będzie drożej. Radni Opola wybrali sposób naliczania opłaty od osoby: 13 złotych za śmiecie niesegregowane i 20 za te wrzucane do kosza "jak leci".
- Ja jestem jedna, ale niech pan sobie wyobrazi wielodzietną rodzinę - mówi emerytowana pani i dodaje z rezygnacją , że za wszystkie nowości trzeba płacić.
Krytycznie ocenia wysokość nowych stawek Arkadiusz Kowara - wiceprezes Spółdzielni Mieszkaniowej w Opolu. Wyjaśnia, że w tej chwili w spółdzielni płaci się średnio 7 złotych 50 groszy od osoby miesięcznie i ta stawka obejmuje wywóz odpadów komunalnych i segregowanych, wywóz tak zwanych gabarytów, dzierżawę pojemników, ich utrzymanie i dezynfekcję.
Odpady z Opola i gmin ościennych będą trafiały do Centrum Odpadowego - już istniejącego składowiska o statusie instalacji regionalnej. Jak wyjaśnia Wojciech Rembek - kierownik działu do spraw Zarządzania Gospodarką Odpadami Komunalnymi w Zakładzie Komunalnym Opole, to bardzo nowoczesny, już działający obiekt , spełniający unijne standardy. Zamontowano tam system wytwarzania paliwa alternatywnego, dzięki czemu odzyskuje się frakcją palną z odpadów komunalnych, która jest potem spalana w cementowniach. Jest też kompostownia, gdzie trafiają odpady zielone biodegradowalne, linia odzyskiwania odpadów budowlanych, kruszarka do gruzu i asfaltu, z których materiał wędruje do oddzielnej niecki odpadów mineralnych.

- Dążymy do tego, aby na składowisko trafiało odpadów jak najmniej, a jak najwięcej było przetwarzanych i wykorzystywanych ponownie - mówi Wojciech Rembek.

Odpady komunalne i tzw. balast posortowniczy muszą trafić na składowisko, odpady selektywnie zebrane będzie musiała zagospodarować firma, która wygra przetarg i rozliczy się ze składowiskiem. Zdaniem Wojciecha Rembeka ustawa wprowadza korzystne zmiany, ponieważ dotychczas było często tak, że ktoś nie miał podpisanej umowy na odbiór odpadów, a więc nie płacił za to. Przychodziła do niego straż miejska, podpisywał umowę, a zaraz potem ją rozwiązywał. Teraz wypełni deklaracje zobowiązującą do uiszczania opłaty.
Wydawałoby się, że wszystko jest na dobrej drodze, a jednak …
Utworzenie punktu informacyjnego to jedno z działań mających pomóc we wprowadzeniu w życie nowej ustawy . Wiceprezydent Arkadiusz Wiśniewski jednym tchem wymienia czego już dokonano: został ogłoszony przetarg na wybór odbiorcy odpadów od mieszkańców, przyjęto uchwały związane ze zmianami w regulaminie o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, przygotowano wzór oświadczenia zbieranego od mieszkańców. Miasto podzielone zostało na trzy sektory, ustalono sposób i wysokość naliczania opłaty.
Opole nie stworzyło wcześniej komunalnej firmy wyspecjalizowanej w odbiorze odpadów od mieszkańców, więc nie inwestowało w takie przedsięwzięcia i nie ma problemów dręczących dziś inne miasta i gminy , które zorganizowały podobne przedsiębiorstwa. Do tej pory działało na terenie miasta kilkanaście firm. Wiele z nich zamierza tworzyć konsorcja, aby móc skuteczniej wystartować w przetargu, w trzech miejskich sektorach. Niewykluczone jednak, że we wszystkich wygra jedna firma. Pozostałe będą miały trudności z utrzymaniem się na rynku, dadzą znać sobie zwolnienia pracowników. Dlatego władze miasta liczą się z problemem wzrostu bezrobocia. Nadzieję na złagodzenie problemu pokładają w tym, że może firmy powygrywają przetargi w ościennych gminach.

Poprzednie audycje z cyklu "Czysta gmina" znajdziesz tutaj >>>

Nie podziela tej opinii Andrzej Kubów - szef opolskiego oddziału firmy Bracia Strach. Uważa, że przetarg to wielka niewiadoma, budząca obawy o przyszłość. Jego zdaniem nowa ustawa doprowadzi do wzrostu bezrobocia i podniesienia kosztów ponoszonych za wywóz odpadów przez mieszkańców. Jest przekonany, że nawet firma, która wygra rywalizację będzie musiała zmniejszyć zatrudnienie, bo dużą część jej kompetencji przejmie samorząd.

- Jeśli przegramy to będzie ciężko, a nie jesteśmy firmą , która może przekształcić się w przedsiębiorstwo taksówkowe. Tych ostatnich zresztą i tak jest za dużo - mówi nie kryjąc emocji Andrzej Kubów.
Apolonia Klepacz - dyrektor do spraw rozwoju w firmie Remondis jest przekonana, że brak czasu to jeden z największych problemów, które dają się we znaki zarówno mieszkańcom jak i firmom przy wprowadzaniu w życie przepisów nowej ustawy. Pani dyrektor ocenia, że ustawa spowodowała wyzerowanie rynku podmiotów gospodarczych zajmujących się odpadami, a Polska stała się białą plamą, którą w ciągu kilku tygodni trzeba zagospodarować. Firmy muszą wygrać przetargi i przygotować się do nowych zadań, które są przez gminy w różny sposób formułowane. W specyfikacjach przetargowych pojawiają się nowe zapotrzebowania.

Pani dyrektor podaje przykład gminy liczącej 10 tysięcy mieszkańców, która potrzebuje 7 tysięcy pojemników, bo wprowadziła nowy system, a do tej pory funkcjonował tam system workowy, czyli pojemników było od 2 do 2,5 tysiąca rozstawionych w różnych miejscach. A zatem wzrost kosztów . Nie dano firmom szansy, aby się do niego przygotować, zamówić i kupić te pojemniki - ocenia Apolonia Klepacz. Mimo, że jej firma przewidywała taki rozwój zdarzeń, sytuacja nie jest do końca określona.
Przedsiębiorstwo działa w tej chwili w 20 gminach. - Żeby firma mogła dalej funkcjonować, utrzymać stan zatrudnienia i poziom przychodów , to musimy wystartować w przetargach organizowanych w tych wszystkich gminach , w których jest teraz obecna. Ale gwarancji nie mamy. Dlatego będziemy próbowali jeszcze w innych gminach ościennych. I tak będzie robiła każda firma - mnówi Apolonia Klepacz.
- My od początku krytycznie patrzyliśmy na wiele zapisów w tej ustawie. Cześć do tej pory uważamy za wątpliwe i niekoniecznie sensowne. Te przepisy mówiące o konieczności przeprowadzenia przetargu doprowadzą do monopolizacji rynku - zauważa wiceprezydent Arkadiusz Wiśniewski. On również uważa, że czas realizacji ustawy jest zbyt krótki, a mieszkańcom będzie brakowało niezbędnej wiedzy nawet przy najlepszej kampanii informacyjnej. Niepokojące jest to, że stawki opłat nie mają górnej granicy.
- Ktoś przed kilkunastu laty zapomniał o swoich obowiązkach i przerzucił wszystko na samorządy - mówi Wiśniewski. Finał jest taki, że wybuchają konflikty. Wiele gmin będzie nieprzygotowanych. My też nie jesteśmy pewni czy to wszystko odbędzie się tak jak powinno - przyznaje. - Nie chcielibyśmy znaleźć się w środku lata z walającymi się po mieście odpadami - dodaje. Dlatego w Opolu nie dziwią się wielu protestom, które trafiają do parlamentarzystów, rządu i Trybunału Konstytucyjnego w sprawie nowej ustawy.
Panuje pogląd, że w Opolu jest sporo mieszkań pozostawionych przez osoby, które wyjechały do pracy za granicę. Zdaniem wiceprezydenta Arkadiusza Wiśniewskiego sprawa jest dyskusyjna. Jak podkreśla nie ma podstaw do niepokoju, bo nie notuje się drastycznych spadków liczby ludności, a dodatkowo w mieście przebywa też wiele osób tymczasowo, głównie tych przyjeżdżajacych na studia. Faktem jest jednak, że wiele z opuszczonych mieszkań wynajmują studenci.

Czy niezasobnych w fundusze młodych ludzi będzie stać na nowe opłaty za wywóz odpadów? Zdaniem wiceprezydenta Wiśniewskiego nie jest to duży problem, ale wypłynął on podczas dyskusji nad ustalaniem opłat. Zrodziło się bowiem pytanie czy rzeczywiście miasto będzie mialo żaków w ewidencji? Poddawano w wątpliwość czy osoby, które wynajmują mieszkania studentom będą uczciwie deklarować ich liczbę i czy te opłaty trafią do miasta. Jednak, jak podkreśla Arkadiusz Wiśniewski gospodarze Opola patrzą na to po innym kątem, bo bez studentów, miasto nie jest tak wesołe, młode, tak kolorowe.

- To czy dostaniemy zapłatę za wszystkich studentów czy tylko za część jest tylko drobnym kamyczkiem w tej całej dyskusji. Warto zadbać o to, aby tych studentów było jak najwięcej, stąd decyzja o naliczaniu opłaty od osoby i wynikające z tego konsekwencje, że być może część studentów się nie ujawni - wyjaśnia wiceprezydent Wiśniewski.
W odniesieniu do podstawowych kwestii związanych z nową ustawą nic jeszcze nie jest jeszcze pewne. Tymczasem od 1 lipca nowy system musi zadziałać. W Opolu zgadzają się ze szczytną ideą. Ma być czyściej, mają zniknąć dzikie wysypiska, pytają jednak czy trzeba do tego dążyć w tak chaotyczny sposób? Włodarze miasta nie chcą znaleźć się w sytuacji Neapolu.

- Mamy nadzieję, że to nam się nie przydarzy, że uda nam się wybrać firmę, która odpady odbierze, że ta firma zdoła w odpowiednim czasie dostarczyć wszystkim pojemniki, że mieszkańcy złożą deklaracje, a my będziemy mieli z czego zapłacić za odpady i nie będziemy musieli tych pieniędzy w budżecie przesuwać choćby z takich zadań jak : oświata, utrzymanie dróg czy też opieka zdrowotna. Bo z czegoś za te odpady gmina będzie musiała zapłacić. Jeżeli znacząca liczba mieszkańców uczciwie się nie zadeklaruje, to oczywiste jest, że stracą inne zadania, które w tej chwili realizujemy - mówi Wiśniewski.
Przyjęty system pobierania opłaty od osoby sprawia, że najtrudniej będą miały rodziny wielodzietne. Jednak zdaniem Arkadiusza Wiśniewskiego tylko na początku. Wiceprezydent deklaruje, że władze miasta podejmują działania mające złagodzić obciążenia. Sposobem na to ma być zastosowanie ulg i zwolnień. - Nie chcemy nikogo karać za to, że ma więcej dzieci - podkreśla.

Obaw związanych z realizacją ustawy śmieciowej nie kryje też wiceprzewodniczący Rady Miasta Marcin Ociepa. Jego zdaniem ustawa przygotowana przez rząd i parlament jest w przeważającej części niedopracowana, a przez to nieelastyczna i nierealistyczna. - My się tu niesamowicie gimnastykujemy, aby ustawa była jak najmniej uciążliwa dla mieszkańców, bo to, że będzie uciążliwa to jest już pewne - mówi.

To, że Opole nie zainwestowało w przeszłości w firmę wywożącą śmiecie, z której teraz musiałoby zrezygnować, to plus. Miasto ma jednak komunalne składowisko, a odwołanie się do firm wywozowych zewnętrznych zmusza do znalezienia formuły partnerstwa publiczno - prywatnego, które zawsze niesie ze sobą jakieś zagrożenia-podkreśla radny. Marcin Ociepa uważa, że zmiany wprowadzone do pierwotnej wersji ustawy są korzystne dla mieszkańców, ale pozostało za mało czasu, aby je efektywnie wprowadzać w życie.
Miarą dostrzeganych zagrożeń jest znowu odwołanie się do doświadczeń Neapolu.
- Robimy wszystko, aby udźwignąć tę ustawę, nowy system, natomiast z zagrożeniami trzeba się liczyć. Lepiej to sobie powiedzieć teraz i już to diagnozować, żeby pierwszego lipca nie obudzić się w drugim Neapolu - zauważa Ociepa.
Rozgoryczenie w podopolskich gminach
Starostwu powiatowemu w Opolu podlegają 3 gminy miejsko-wiejskie, 10 wiejskich i 3 miasta.
Włodarze podopolskich gmin ubolewają przede wszystkim nad wymuszoną przez ustawę likwidacją zakładów gospodarki komunalnej odbierających odpady, w które to przedsiębiorstwa wcześniej zainwestowane zostały pieniądze podatników.
Ze względu na warunki określone w przepisach nie mają one szans na skuteczne wzięcie udziału w przetargach dotyczących wyłonienia przedsiębiorstw, które zajmą się odpadami. Samorządowców niepokoi powstające w ten sposób uzależnienie od obcych firm.
- Na pewno nie będzie łatwiej dogadać się z podmiotem zewnętrznym niż z własną jednostką gminną - podkreśla Wiesław Plewa - wójt wiejskiej gminy Tułowice.
- W naszym środowisku już wiemy, kto może zostać na rynku, kto spełnia wymagania jakich zażyczył sobie minister ochrony środowiska w rozporządzeniu. My to możemy w tej chwili zastosować na zasadzie kopiuj - wklej do przetargu, a tylko niektóre firmy spełniają te warunki - mówi Wiesław Plewa.
Dotyczy to między innymi samochodów wykorzystywanych do wywożenia odpadów. Na przykładzie tułowieckiego zakładu komunalnego widać jak wymagania są wyśrubowane. Zakład miał jeden samochód, odpowiedni według ministerialnych kryteriów, a powinien mieć takich samochodów kilka. Zdaniem wójta Plewy byłoby to niemożliwe do spełnienia.
Obecnie samorząd oczekuje na oferty przetargowe i ma nadzieję, że na ich podstawie zostanie wyłoniona odpowiedzialna firma.
- Ta, która wywoziła śmieci dotychczas mogłaby to robić spokojnie dalej - podkreśla wójt Plewa. - Ja w tej nowej sytuacji muszę stracić pięć stanowisk pracy, co w naszych warunkach gmin wiejskich ma swoją wagę, a poza tym z mojej strony wcześniejsza inwestycja w samochód do wywożenia śmieci okazuje się być pozbawiona sensu. Mimo wątpliwości i obaw samorządowcy z Tułowic rozpoczęli działania zmierzające do wprowadzenia ustawy w życie - dodaje.
Jeszcze w grudniu gmina podjęła uchwałę dotyczącą wysokości opłat: 13 złotych za odpady segregowane i 21 zł. za niesegregowane. Zarazem zdecydowano, że po przetargu i podliczeniu deklaracji od mieszkańców zostanie przeprowadzony bilans dotyczący potencjalnych wpływów. Wtedy samorządowcy mają się zastanowić nad ewentualną obniżką stawki i zdecydować czy pojemniki na odpady dla mieszkańców zostaną kupione czy wydzierżawione.
W fatalnym nastroju jest Gerard Cebula - prezes zakładu gospodarki komunalno-mieszkaniowej, zajmującego się do tej pory wywożeniem śmieci z terenu miasta i gminy Prószków. Jego firma , zgodnie z nowymi przepisami nie może wystartować w przetargu, który wyłoni odbiorcę odpadów. Dlaczego ?
- Rozporządzenie ministra środowiska ze stycznia tego roku określa minimalne wyposażenie firmy, która może próbować swoich sił w tej rywalizacji. Powiada się tam, że powinienem posiadać cztery śmieciarki i jeden samochód, który będzie wywoził śmieci nieprasowane. W naszej gminie, która liczy 10 tysięcy mieszkańców wystarczyła do tej pory jedna śmieciarka, która obsługiwała wszystkich w sposób należyty - mówi Gerard Cebula.
Przedsiębiorca przewiduje, że będzie musiał zwolnić od 5 do 6 osób. To obsługa samochodu, a także pracownicy, którzy segregowali śmieci i zajmowali się ich prasowaniem, przetwarzaniem i wysyłaniem do recyklingu. Kilka rodzin utraci ekonomiczne podstawy egzystencji. Mój rozmówca jest przekonany, że przetargi powygrywają duże firmy o zasięgu międzynarodowym, a co z tym idzie gminy stracą w ten sposób wpływy z podatku PIT, CIT, podatku od środków transportu i nieruchomości, wszystkich podatków lokalnych. Uzyskiwane przez nie dochody będą transponowane nie do budżetu gminy, a za granicę - zauważa.
Przewiduje konieczność sprzedaży samochodu i innego sprzętu, bo nie wyobraża sobie sytuacji, żeby to wszystko stało bezczynnie na placu, za który trzeba płacić podatek, przy złudnej nadziei, że wyposażenie kiedyś może znowu się przyda.
W miejsko-wiejskiej gminie Niemodlin stawki za wywóz śmieci będą wynosić: 13,5 zł za segregowane i 25 złotych za niesegregowane. Należą do najwyższych uchwalonych w regionie. Przez długi czas obowiązywały opłaty od 4 do 8 złotych, a ostatnio w zawieranych jeszcze przed reformą umowach, ich wysokość wzrosła do złotych 12. Będzie zatem dużo drożej .
Mirosław Stankiewicz - burmistrz Niemodlina podkreśla, że mieszkaniec wystawiając pojemnik ze śmieciami za drzwi powierza je gminie i ta musi dalej za wszystko zapłacić niezależnie od tego czy ma na to pieniądze czy ich nie ma. Tymczasem "szacujemy, że olbrzymim problemem będzie nieuiszczanie opłaty przez mieszkańców, tego quasi podatku śmieciowego. Rząd wielkości: od 15 do 30 procent, co obrazuje skalę problemu. Jeżeli do tego dołożymy wymagania ministra finansów zgodnie, z którymi gminy mają pokrywać wydatki bieżące tylko dochodami bieżącymi to rysuje się olbrzymi problem, który już wkrótce będzie jaskrawo widoczny". Do tej pory praktycznie 100 procent wspólnot i spółdzielni mieszkaniowych miało podpisane umowy na wywóz odpadów. Oczywiście nie wszyscy przy tej samej częstotliwości wywozu .To powodowało, że odpady były podrzucane do "obcych" kontenerów. Ale jakoś sobie z tym radzono. Burmistrz przewiduje, że z dwóch firm obsługujących miasto i gminę: dużej, ogólnokrajowej i mniejszej o zasięgu lokalnym, ta druga nie ma szans na skuteczny start w przetargu.
Gmina Turawa nastawiła się na rozwój turystyki. Są tam trzy jeziora należące do gminy i jedno pozostające w gestii Skarbu Państwa. Stawki za wywóz odpadów będą wynosić: 9 złotych za segregowane i 18 złotych bez segregacji. Wójt Waldemar Kampa ma nadzieję, że po pierwszym przetargu taką wysokość opłat uda się utrzymać. Uważa jednak, że w dalszej perspektywie przy kolejnych przetargach, gdy konkurencja będzie mniejsza, bo firm wywozowych, na rynku pozostanie mniej, wysokość opłat może bardzo wrosnąć.

Za odniesiony ostatnio sukces samorządu, wójt uważa zobowiązanie uchwałą rady gminy posiadaczy domów letniskowych do płacenia za odbiór śmieci przez cały rok. - Dotychczas było tak, że płacili tylko za 6 miesięcy, bo twierdzili ,że ich nie ma na miejscu, tymczasem, o dziwo, były śmieci, które gmina musiała wywozić... - wyjaśnia burmistrz. - Objęliśmy ich stawką , która wynosi około 300 złotych od osoby za cały rok - dodaje.
Wójt uważa, że problem z odpadami w Polsce bierze się ze słabego egzekwowania prawa. Przytacza przykład, gdy wobec organów ścigania nieskuteczne okazało się przedstawienie fotografii winowajcy podrzucającego odpady do nie swojego kontenera. Wystarczyło, naiwne tłumaczenie sfotografowanego na gorącym uczynku obywatela, że sięgał do kontenera po coś, co miało mu się przydać w domowym majsterkowaniu. A na pewno żadnych swoich śmieci nie dorzucał…
Gdyby takimi przypadkami zajmowano się we właściwy sposób może nie trzeba byłoby wprowadzać ustawowych zmian dotyczących utrzymania czystości i porządku w gminach? Ale zmiany będą. Tylko, że ich zapowiedź budzi niepewność i frustrację wójtów i burmistrzów.
Te odczucia są uzasadnione uważa starosta opolski Henryk Lakwa. Zastrzega się, że mówi jako mieszkaniec, którego też obejmą nowe przepisy choć zarazem przypomina, że firma która z terenu powiatu opolskiego będzie odbierała odpady ma obowiązek w starostwie uzyskać pozwolenie na wywóz. Jego zdaniem niekorzystny efekt ustawy to przede wszystkim wyeliminowanie przedsiębiorstw powiązanych organizacyjnie z samorządami, w efekcie przedstawienia im warunków przetargowych niemożliwych do spełnienia. Uważa, że pociąga za sobą utratę przez gminy kontroli nad gospodarką śmieciową, na przykład niemożność szybkiego reagowania w sytuacji, gdy trzeba posprzątać po dużych imprezach: festynach, targach czy jarmarkach. Przybędzie też osób pozbawionych pracy.
- Dzisiaj ciągle jeszcze mamy spółki gminne, które zajmując się odpadami świetnie dają sobie radę - wyjaśnia starosta. Podkreśla, że te przedsiębiorstwa tworzą ludzie miejscowi, a zainwestowane w firmy pieniądze pochodziły z podatków od lokalnych społeczności. Tymczasem ciągle nie wiadomo do końca kto i w jaki sposób będzie zabierał odpady.
Sytuacja w Opolu i otaczających go gminach dowodzi, że tworzący prawo powinni z większą uwagą i odpowiednio wcześnie wsłuchiwać się w głosy tych, których zmiany dotyczą-twierdzą samorządowcy, biznesmeni, a także zwykli producenci odpadów. Ich zdaniem tylko wówczas można uniknąć wysokich kosztów społecznych takich przedsięwzięć.
Dariusz Kwiatkowski