Spacex to jedna z dwóch komercyjnych kompanii, którym NASA powierzyła misję zastąpienia promów kosmicznych. Jak na razie, Spacex jest bardziej zaawansowany. Dragon odbył już podróż na orbitę i powrócił na Ziemię (przeczytaj >>>). Druga firma, Orbital Sciences Corp., planuje wysłać na orbitę własną kapsułę Cygnus już w przyszłym roku.
Amerykanie nie mają w tej chwili własnego transportu na ISS, co bardzo utrudnia im prowadzenie badań (przeczytaj >>>).
Ostateczna zgoda na "zaparkowanie" Dragona przy ISS zapadnie dopiero po bezpiecznym wyniesieniu kapsuły na orbitę. Załoga ISS, która przybędzie tam zaledwie niecałe 2 miesiące wcześniej na pokładzie rosyjskiego Sojuza, musi oswoić się z nowym sprzętem, a najpierw ogóle go zadokować. - Podczas lotu Dragona będzie moment, w którym praktycznie zezwolimy mu na swobodne dryfowanie - wyjaśnia astronauta NASA Dan Burbank, który będzie wówczas na ISS. - Zatrzymamy silniki, a mechaniczne ramię Stacji Kosmicznej delikatnie go pochwyci.
Burbank i jego koledzy będą mieli za zadanie przycumować Dragona do stacji dokującej Harmony. Manewr był już
wcześniej wykonywany z japońskim transporterem HTV.
Dopiero po tej próbie - jeśli zakończy się sukcesem - Spacex podpisze z NASA umowę na 1,6 miliarda dolarów i rozpocznie stałą współpracę, dostarczając na ISS ładunki.
Dragon jest wynoszony na orbitę przez rakietę Falcon 9, także produkcji SpaceX. Firma już udoskonala swoją kapsułę, aby mogła wozić także ludzi. To osobowe loty na orbitę są w tej chwili największym zmartwieniem NASA. Po wycofaniu promów monopol w tej dziedzinie mają Rosjanie i ich kapsuła Sojuz.
(ew/News.Discovery.com)