Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Marta Kwasnicka 12.09.2011

Świecące kotki nadzieją zarażonych HIV

Takiego kotka nie da się zgubić w ciemnościach. A oprócz tego, że śliczny, jest jeszcze pożyteczny. Pomaga w badaniach medycznych.
Fluorescencyjny kociak, źr. Mayo Clinic.Fluorescencyjny kociak, źr. Mayo Clinic.

Tak naprawdę zielona poświata jest widoczna tylko w specjalnym niebieskim świetle. W świetle widzialnym fluorescencyjny kociak wygląda tak samo jak jego zwykły kolega.

Już wcześniej specjalne fluorescencyjne białko GFP wprowadzono do DNA myszy czy świń. Teraz grono świecących gatunków poszerza kot domowy. Amerykański zespół badawczy pod kierunkiem Erica Poeschla zmodyfikował w ten sposób geny trzech kociaków. GFP zostało wprowadzone do komórek jajowych, z których rozwinęły się kociaki. Po co? Żeby zobaczyć, w jaki sposób dojdzie do ekspresji (ujawnienia się) tych genów w żywych istotach - w tym przypadku w kocie.

GFP to znakomity znacznik genetyczny. Dosłownie podświetla nam grupę genów, do których został wprowadzony, dzięki czemu widzimy, jak dana kombinacja genów ujawnia się w organizmie. Za takie zastosowanie GFP w 2008 roku została przyznana nagroda Nobla.

W tym wypadku naukowcy chcą badać HIV/AIDS. - Koty są podatne na pokrewną chorobę, FIV - wyjaśniają profesorowie Helen Sang i Bruce Whitelaw z Roslin Institute na Uniwersytecie w Edynburgu. To tam powstała owieczka Dolly, pierwszy klon. - Aplikacja tej nowej technologii w przypadku kotów z FIV dostarczy nam wiedzy o AIDS - dodają. Będzie można sprawdzać, jak na daną kurację zareaguje kot. Odpowiedź się wyświetli.

Do DNA kotów zostaną wprowadzone geny małpy, które sprawią, że zwierzę nabierze odporności przeciw FIV. Naukowcy zastrzegają, że wykorzystanie kotów musi być ograniczone i mieć zastosowanie tylko tam, gdzie nie można przeprowadzić badań na myszach i szczurach. Tak jest w przypadku FIV: na tego bliźniaczego wirusa w stosunku do HIV podatne są tylko kotowate. - Badania będą korzystne zarówno dla ludzi, jak i dla kotów - mówi dr Robin Lovell-Badge z brytyjskiego Medical Research Council.

(ew/Guardian.co.uk)