Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Polskie Radio
Jarosław Krawędkowski 04.03.2014

Lekarz medycyny z uczelni niepublicznej: za i przeciw

Lekarze są w Polsce towarem deficytowym - nie tylko, że jest ich za mało, to w dodatku ci, którzy pracują, są coraz starsi. Ratunkiem dla pacjentów może być tylko większa liczba studentów medycyny. Ich kształceniem chcą się zająć uczelnie niepubliczne. To nie wszystkim się podoba.
Problemem są wysokie koszty leczenia studentów medycyny - stąd limity na uczelniach publicznych.Problemem są wysokie koszty leczenia studentów medycyny - stąd limity na uczelniach publicznych.Glowimages.com

Na 1 tys. mieszkańców przypada w Polsce 2,2 lekarza (dane OECD), co plasuje nasz kraj na samym dole europejskiej tabeli. O konieczności zwiększenia liczby studentów środowisko lekarskie mówi od dawna. Czy otwieranie wydziałów lekarskich na uczelniach niepublicznych jest jednak właściwą drogą rozwiązania tego problemu?

Naczelna Izba Lekarska alarmuje: blisko 16 tys. lekarzy ma ponad 50 lat, a ponad 8 tys. jest powyżej 70. Roku życia. Najtrudniejsza sytuacja panuje w pediatrii, gdzie średnia wieku lekarzy wynosi 58 lat. Tymczasem następców starzejących się specjalistów nie widać.

Lepiej wykorzystać stare uczelnie

- Liczba studentów na wydziałach lekarskich powinna być większa, przeszkodą są tu jednak limity przyjęć na poszczególne uczelnie. Należałoby je zwiększyć wykorzystując potencjał już istniejących jednostek, dających gwarancję wysokiej jakości kształcenia. To dużo lepsze rozwiązanie, niż eksperymentowanie z uczelniami bez doświadczenia w kształceniu kadr medycznych - uważa Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.

Tymczasem o nowych studentów zaczynają walkę uczelnie niepubliczne

Tymczasem do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego wpłynęły już trzy wnioski (od Uczelni Łazarskiego w Warszawie, Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego i Wyższej Szkoły Technicznej w Katowicach) w sprawie nadania uprawnień do prowadzenia kierunków lekarskich przez wyższe szkoły niepubliczne. Ich autorzy argumentują, że każda inicjatywa w zakresie zwiększenia liczby lekarzy jest cenna, a o jakości kształcenia nie decyduje miejsce i nazwa uczelni, a odpowiednia kadra dydaktyczna i baza szkoleniowa.

Krytycy – to dobre dla cudzoziemców i bogatych studentów

Przeciwnicy tego pomysłu wskazują, że niepubliczne uczelnie wyspecjalizują się w ofercie dla studentów zza granicy, dla których koszt kształcenia w Polsce jest atrakcyjny. Polskich studentów nie będzie stać na ten luksus, zatem jeśli chodzi o liczbę lekarzy pracujących w naszym kraju, zmieni się niewiele.

Problem jest nie w uczelniach, ale budżetowych środkach na kształcenie lekarzy

- Rozumiem determinację uczelni niemedycznych w zakresie otwierania kierunków, na które popyt wciąż rośnie, zwłaszcza, że zaczynają one odczuwać problemy związane z brakiem chętnych do skorzystania z ich dotychczasowej oferty. Może łatwiej byłoby jednak ją zmodyfikować, aniżeli podejmować się takich wyzwań? - pyta prof. Janusz Moryś, rektor Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Uczelni Medycznych. - Nie byłoby to ponadto antidotum na deficyt lekarzy, ponieważ ich liczba nie zależy wyłącznie od liczby absolwentów, ale również od miejsc rezydenckich oraz warunków zapewnianych w miejscu pracy - dodaje.

- Potencjał uczelni medycznych jest wystarczający do zaspokojenia polskich potrzeb w zakresie liczby lekarzy, a obowiązujące limity przyjęć na studia wynikają z braku środków w budżecie państwa, a nie z restrykcji po stronie uczelni - zaznacza prof. Moryś.

Przypomina ponadto, że uczelnia musi być akredytowana przez instytucje międzynarodowe, aby jej dyplom był uznany poza granicami naszego kraju. Ważna jest także jej renoma, ponieważ studenci mają świadomość, że jedynie absolwent z dyplomem uznanej placówki ma szanse na dobrą pracę.

Nowy pomysł może doprowadzić do straty renomy przez polskie uczelnie medyczne

Dr Adam Kozierkiewicz, ekspert w dziedzinie ochrony zdrowia, także nie kryje sceptycyzmu. - Kadra dydaktyczna, szczególnie w przypadku kierunków medycznych, kształtuje się bardzo długo i organizowanie nowej uczelni nie jest łatwym przedsięwzięciem. Taką trudną drogę przeszedł na przykład Uniwersytet Warmińsko-Mazurski - mówi portalowi rynekzdrowia.pl dr Kozierkiewicz. - Dlatego, moim zdaniem, nacisk powinien zostać jednak położony na zwiększanie naboru na istniejące uczelnie medyczne - dodaje.

Ekspert nie ukrywa również obaw, że łatwo możemy stracić renomę w kształceniu lekarzy, którą mają na świecie polskie uczelnie medyczne. Jako przykład podaje Karaiby, gdzie na różnych wysepkach utworzono liczne uniwersytety medyczne kształcące np. po 150 studentów.

- Niektórzy wybierają się do takich szkół aby uzyskać dyplom, ale jednocześnie na całym świecie wiadomo, ile jest on wart. Jeśli Polska pójdzie tą drogą, renoma wszystkich naszych uczelni medycznych będzie poważnie zagrożona - ocenia dr Kozierkiewicz.

Jego zdaniem, w sprawie decyzji o otwieraniu nowych wydziałów lekarskich na uczelniach niemedycznych należy zatem liczyć na zdrowy rozsądek regulatora.

W opinii prof. Janusza Morysia, uczelnie niemedyczne - niezależnie od wszelkich innych obaw i zastrzeżeń - nie będą po prostu w stanie odpowiednio przygotować przyszłych lekarzy.

- Nie mogę sobie wyobrazić kształcenia studentów medycyny bez dostępu do nowoczesnego sprzętu medycznego, nowych technologii medycznych oraz do bazy szpitalnej z odpowiednimi warunkami praktycznego nauczania, którą mogą zapewnić wyłącznie szpitale kliniczne - podkreśla rektor GUMed.

Druga strona medalu: lekarzy po prostu zacznie brakować

Prof. dr hab. Maria Kapiszewska, prorektor ds. nauki i nauczania Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza odrzewskiego zwraca uwagę, że zapotrzebowanie rynku pracy na lekarzy przewyższa liczbę absolwentów wszystkich uczelni medycznych w Polsce. Publikowane raporty wyraźnie wskazują, że w najbliższych latach kryzys kadr medycznych może się pogłębiać.

- Jednym z najprostszych rozwiązań jest umożliwienie kształcenia lekarzy w ramach uczelni niepublicznych. Nie pociąga to wydatków z budżetu państwa, polski podatnik nie musi się zatem martwić, że za jego pieniądze np. bogata Norwegia ma zapewnioną dobrą kadrę medyczną z Polski, nie ponosząc przy tym kosztów związanych z jej wykształceniem - przekonuje prof. Kapiszewska.

- Mam przy tym świadomość, że kształcenie lekarzy musi odbywać się w uczelniach o dobrej renomie, mogących zapewnić rzetelne przygotowanie do pracy w tym jakże odpowiedzialnym zawodzie. Krakowska Akademia taką renomę, udokumentowaną opiniami PKA, posiada. Jest także uczelnią, która realizuje od lat kształcenie w obszarze nauk o zdrowiu i kulturze fizycznej. Kształcimy już pielęgniarki, ratowników medycznych i fizjoterapeutów - dodaje.

W opinii prof. Marii Kapiszewskiej nie ma także powodu przypuszczać, że doskonali specjaliści, obecnie uczący w publicznych uczelniach medycznych, których Krakowska Akademia pozyskała do planowanego kierunku lekarskiego, będą uczyć gorzej tylko dlatego, że zajęcia ze studentami poprowadzą w uczelni niepublicznej.

- Jeśli natomiast chodzi o zaproponowany przez nas program nauczania, to - po pierwsze, istnieją precyzyjnie wyznaczone przez MNiSW standardy obowiązujące na kierunku lekarskim, których każda uczelnia musi przestrzegać. Po drugie, pisząc swój autorski program wykorzystaliśmy szansę, jaką otwierają te właśnie standardy, aby stworzyć program unikalny w skali kraju. Wzięliśmy także pod uwagę zagraniczne wzorce i konkretne modele programów studiów z innych krajów. Nie wiemy, czy całość znajdzie uznanie w oczach Polskiej Komisji Akredytacyjnej, na której ocenę czekamy. Martwi nas jednak atmosfera tworzona wokół tej sprawy bo może ona przeszkodzić w obiektywnej ocenie - zaznacza prorektor ds. nauki i nauczania Krakowskiej Akademii.

- Pamiętajmy ponadto, że istnieje jeszcze ostateczna weryfikacja, jaką przechodzi absolwent kierunku lekarskiego zdając Lekarski Egzamin Końcowy - dodaje.

Jacek Janik Rynek Zdrowia

 

Naczelna Izba Lekarska alarmuje: blisko 16 tys. lekarzy ma ponad 50 lat, a ponad 8 tys. jest powyżej 70. Roku życia. Najtrudniejsza sytuacja panuje w pediatrii, gdzie średnia wieku lekarzy wynosi 58 lat. Tymczasem następców starzejących się specjalistów nie widać.

Lepiej wykorzystać stare uczelnie

- Liczba studentów na wydziałach lekarskich powinna być większa, przeszkodą są tu jednak limity przyjęć na poszczególne uczelnie. Należałoby je zwiększyć wykorzystując potencjał już istniejących jednostek, dających gwarancję wysokiej jakości kształcenia. To dużo lepsze rozwiązanie, niż eksperymentowanie z uczelniami bez doświadczenia w kształceniu kadr medycznych - uważa Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.

Tymczasem o nowych studentów zaczynają walkę uczelnie niepubliczne

Tymczasem do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego wpłynęły już trzy wnioski (od Uczelni Łazarskiego w Warszawie, Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego i Wyższej Szkoły Technicznej w Katowicach) w sprawie nadania uprawnień do prowadzenia kierunków lekarskich przez wyższe szkoły niepubliczne. Ich autorzy argumentują, że każda inicjatywa w zakresie zwiększenia liczby lekarzy jest cenna, a o jakości kształcenia nie decyduje miejsce i nazwa uczelni, a odpowiednia kadra dydaktyczna i baza szkoleniowa.

Krytycy – to dobre dla cudzoziemców i bogatych studentów

Przeciwnicy tego pomysłu wskazują, że niepubliczne uczelnie wyspecjalizują się w ofercie dla studentów zza granicy, dla których koszt kształcenia w Polsce jest atrakcyjny. Polskich studentów nie będzie stać na ten luksus, zatem jeśli chodzi o liczbę lekarzy pracujących w naszym kraju, zmieni się niewiele.

Problem jest nie w uczelniach, ale budżetowych środkach na kształcenie lekarzy

- Rozumiem determinację uczelni niemedycznych w zakresie otwierania kierunków, na które popyt wciąż rośnie, zwłaszcza, że zaczynają one odczuwać problemy związane z brakiem chętnych do skorzystania z ich dotychczasowej oferty. Może łatwiej byłoby jednak ją zmodyfikować, aniżeli podejmować się takich wyzwań? -  pyta prof. Janusz Moryś, rektor Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Uczelni Medycznych. - Nie byłoby to ponadto antidotum na deficyt lekarzy, ponieważ ich liczba nie zależy wyłącznie od liczby absolwentów, ale również od miejsc rezydenckich oraz warunków zapewnianych w miejscu pracy - dodaje.

- Potencjał uczelni medycznych jest wystarczający do zaspokojenia polskich potrzeb w zakresie liczby lekarzy, a obowiązujące limity przyjęć na studia wynikają z braku środków w budżecie państwa, a nie z restrykcji po stronie uczelni - zaznacza prof. Moryś.

Przypomina ponadto, że uczelnia musi być akredytowana przez instytucje międzynarodowe, aby jej dyplom był uznany poza granicami naszego kraju. Ważna jest także jej renoma, ponieważ studenci mają świadomość, że jedynie absolwent z dyplomem uznanej placówki ma szanse na dobrą pracę.

Nowy pomysł może doprowadzić do straty renomy przez polskie uczelnie medyczne

Dr Adam Kozierkiewicz, ekspert w dziedzinie ochrony zdrowia, także nie kryje sceptycyzmu. - Kadra dydaktyczna, szczególnie w przypadku kierunków medycznych, kształtuje się bardzo długo i organizowanie nowej uczelni nie jest łatwym przedsięwzięciem. Taką trudną drogę przeszedł na przykład Uniwersytet Warmińsko-Mazurski - mówi portalowi rynekzdrowia.pl dr Kozierkiewicz. - Dlatego, moim zdaniem, nacisk powinien zostać jednak położony na zwiększanie naboru na istniejące uczelnie medyczne - dodaje.

Ekspert nie ukrywa również obaw, że łatwo możemy stracić renomę w kształceniu lekarzy, którą mają na świecie polskie uczelnie medyczne. Jako przykład podaje Karaiby, gdzie na różnych wysepkach utworzono liczne uniwersytety medyczne kształcące np. po 150 studentów.

- Niektórzy wybierają się do takich szkół aby uzyskać dyplom, ale jednocześnie na całym świecie wiadomo, ile jest on wart. Jeśli Polska pójdzie tą drogą, renoma wszystkich naszych uczelni medycznych będzie poważnie zagrożona - ocenia dr Kozierkiewicz.

Jego zdaniem, w sprawie decyzji o otwieraniu nowych wydziałów lekarskich na uczelniach niemedycznych należy zatem liczyć na zdrowy rozsądek regulatora.

W opinii prof. Janusza Morysia, uczelnie niemedyczne - niezależnie od wszelkich innych obaw i zastrzeżeń - nie będą po prostu w stanie odpowiednio przygotować przyszłych lekarzy.

- Nie mogę sobie wyobrazić kształcenia studentów medycyny bez dostępu do nowoczesnego sprzętu medycznego, nowych technologii medycznych oraz do bazy szpitalnej z odpowiednimi warunkami praktycznego nauczania, którą mogą zapewnić wyłącznie szpitale kliniczne - podkreśla rektor GUMed.

Druga strona medalu: lekarzy po prostu zacznie brakować

Prof. dr hab. Maria Kapiszewska, prorektor ds. nauki i nauczania Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza odrzewskiego zwraca uwagę, że zapotrzebowanie rynku pracy na lekarzy przewyższa liczbę absolwentów wszystkich uczelni medycznych w Polsce. Publikowane raporty  wyraźnie wskazują, że w najbliższych latach kryzys kadr medycznych może się pogłębiać.

- Jednym z najprostszych rozwiązań  jest umożliwienie kształcenia lekarzy w ramach uczelni niepublicznych. Nie pociąga to wydatków z budżetu państwa, polski podatnik nie musi się zatem martwić, że za jego pieniądze np. bogata Norwegia ma zapewnioną dobrą kadrę medyczną z Polski, nie ponosząc przy tym kosztów związanych z jej wykształceniem - przekonuje prof. Kapiszewska.

- Mam przy tym świadomość, że kształcenie lekarzy musi odbywać się w uczelniach o dobrej renomie, mogących zapewnić rzetelne przygotowanie do pracy w tym jakże odpowiedzialnym zawodzie. Krakowska Akademia taką renomę, udokumentowaną opiniami PKA, posiada. Jest także uczelnią, która realizuje od lat kształcenie w obszarze nauk o zdrowiu i kulturze fizycznej.  Kształcimy już pielęgniarki, ratowników medycznych i fizjoterapeutów - dodaje.

W opinii prof. Marii Kapiszewskiej nie ma także powodu przypuszczać, że doskonali specjaliści, obecnie uczący w publicznych uczelniach medycznych, których Krakowska Akademia pozyskała do planowanego kierunku lekarskiego, będą uczyć gorzej tylko dlatego, że zajęcia ze studentami poprowadzą w uczelni niepublicznej.

- Jeśli natomiast chodzi o zaproponowany przez nas program nauczania, to - po pierwsze, istnieją precyzyjnie wyznaczone przez MNiSW standardy obowiązujące na kierunku lekarskim, których każda uczelnia musi przestrzegać. Po drugie, pisząc swój autorski program wykorzystaliśmy szansę, jaką otwierają te właśnie standardy, aby stworzyć program unikalny w skali kraju. Wzięliśmy także pod uwagę zagraniczne wzorce i konkretne modele programów studiów z innych krajów. Nie wiemy, czy całość znajdzie uznanie w oczach Polskiej Komisji Akredytacyjnej, na której ocenę czekamy. Martwi nas jednak atmosfera tworzona wokół tej sprawy bo może ona przeszkodzić w obiektywnej ocenie - zaznacza prorektor ds. nauki i nauczania Krakowskiej Akademii.

- Pamiętajmy ponadto, że istnieje jeszcze ostateczna weryfikacja, jaką przechodzi absolwent kierunku lekarskiego zdając Lekarski Egzamin Końcowy - dodaje.

Jacek Janik Rynek Zdrowia

/