Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Anna Wiśniewska 10.01.2015

Mały prywatny biznes w Chinach rośnie jak na drożdżach, ale głównie w szarej strefie

Prywatna inicjatywa w Chinach zaczęła się odradzać dopiero wtedy, kiedy kraj zaczął leczyć rany po wyniszczającej rewolucji kulturalnej zapoczątkowanej przez Mao Tse Tunga.
Rikszarze w trakcie przerwy w pracyRikszarze w trakcie przerwy w pracyAdam Kaliński

Wcześniej, po powstaniu komunistycznych Chin wszystko, co prywatne i indywidualne było zakazane i tępione z całą surowością. M.in. to właśnie doprowadziło kraj do kompletnej gospodarczej ruiny, z której Chiny zaczęły podnosić się dopiero po reformach rynkowych Deng Xiaopinga. To on rzucił słynne hasło: „Nieważne, czy kot jest czarny, czy biały. Ważne, aby łowił myszy”.

Niełatwe początki chińskich prywaciarzy

Na przełomie lat 70. i 80. zeszłego stulecia zaczęła odradzać się w Państwie Środka prywatna przedsiębiorczość, która szybko wypełniała na wsi i w mieście rynkowe niedobory, praktycznie wszystkiego. Prywatne firmy stanowiły forpocztę zmian gospodarczych w całym kraju, choć nie mogły liczyć na żadne wsparcie ze strony państwa. Ich rozwój obserwowano bowiem z dużą nieufnością, na zasadzie, co też z tego wyniknie, i czy aby nie zagrażają one komunistycznej ortodoksji. Efekty przyszły szybko, ale był to również wielki mentalny szok dla całego pokolenia Chińczyków, któremu od dziecka wbijano do głowy, że wszystko, co prywatne jest złe i pachnie kontrrewolucją.

Mimo rehabilitacji prywatnej inicjatywy do dzisiaj oczkiem w głowie władz są wielkie państwowe firmy, tzw. SOE, choć widać wyraźnie, że w coraz bardziej konkurencyjnym otoczeniu radzą sobie one słabo, a byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie polityczne i finansowe wsparcie ze strony władz.

Małą prywatną przedsiębiorczość widać w Chinach na każdym kroku

16 lat temu własność prywatna została wpisana do chińskiej konstytucji i nominalnie uzyskała te same prawa, co państwowa. Obecnie sektor prywatny w Chinach tworzy blisko 70 proc. PKB kraju, przynosząc budżetowi 2/3 wpływów podatkowych.

Tę najmniejszą prywatną inicjatywę widać wszędzie. W skali mikro przypomina to trochę początki polskiej transformacji, której symbolem w pierwszej połowie lat 90. zeszłego wieku stał się drobny handel z łóżek polowych.

Można powiedzieć, że jeśli chodzi o tę oddolną, indywidualną inicjatywę, Chiny nadal są jeszcze na etapie polskich „szczęk”. Wszędzie widać tu dzikie stragany i ludzi handlujących czym się tylko da, stoiska z prostymi przekąskami czy prywatnych przewoźników gotowych, na tzw. łebka zawieźć nas w każdy zakątek miasta.

Ludzie bez stałego zatrudnienia, lecz z głową na karku i chęcią do pracy, których w Chinach nie brakuje, bo to naród przedsiębiorczy – imają się różnych zajęć, aby zarobić albo dorobić.

Jeżeli np. przejdziemy się po jakimkolwiek przeciętnym osiedlu mieszkaniowym, napotkamy tam dziesiątki małych sklepików, warzywniaków, punktów gastronomicznych, pralni, zakładów fryzjerskich, kosmetycznych, czy też innych, świadczących jakieś proste usługi.

Często działają one w mieszkaniach, garażach, piwnicach, w naprędce skleconych pawilonach a bywa, że i pod gołym niebem. Wiele z nich funkcjonuje w szarej strefie, półlegalnie, ale ich widok jest wszechobecny. Działają często na okrągło – w dzień i w nocy.

Mały i wielki biznes tuż obok siebie

Zdarza się, że ten prosty uliczny biznes sąsiaduje w chińskich metropoliach ze światem wielkich centrów finansowych, banków, eleganckich butików i galerii handlowych. Trudno nawet nazwać go biznesem, bo najczęściej są to jednoosobowe lub rodzinne firmy, nigdzie niezarejestrowane.

To raczej spontaniczna, indywidualna i oddolna inicjatywa prywatna, która z czasem krzepnie i rośnie w finansową siłę, przybierając bardziej cywilizowane formy. Ostatnie lata w Chinach obfitują w kariery, typu „od zera do milionera”.

Trzeba dodać, że mikro-przedsiębiorstwa w Chinach wg przyjętych tu kryteriów są definiowane, jako firmy zatrudniające mniej niż 20 osób i generujące poniżej 3 mln juanów przychodów rocznie (1 juan to obecnie 0,52 zł.) Ogółem w Chinach istnieją aż 84 kategorie tego, co potocznie określamy mianem „małego biznesu”.

Władze po latach wstrzemięźliwości patrzą nań coraz przychylniej, bowiem daje on (wprawdzie na czarno) pracę milionom ludzi, pozwalając złagodzić skutki ukrytego bezrobocia.

W odróżnieniu od Polski czy Unii Europejskiej – w Chinach dopiero powstają w miarę czytelne kryteria, opisujące i kategoryzujące ten sektor gospodarki, co jest o tyle trudne, że działa on w ogromnej tu, szarej strefie gospodarczej.

Adam Kaliński, awi

/