Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
wnp.pl
Adam Kaliński 29.01.2019

Czy branża drobiarska słusznie boi się brexitu?

Wielka Brytania stała się w ostatnich latach kluczowym rynkiem dla eksportu świeżego mięsa drobiowego z Polski oraz jego przetworów. Choć brexit w jakiejkolwiek formie z pewnością nie poprawi naszej pozycji na Wyspach, nawet tzw. twarda opcja nie musi oznaczać dla branży dramatu.

Na dwa miesiące przed brexitem (29 marca 2019 r.), wciąż nie znamy odpowiedzi na większość kluczowych pytań. Codzienne doniesienia na temat negocjacji Londynu z Brukselą z uwagą śledzą polscy producenci żywności, o czym pisaliśmy wczoraj w ramach „Ekonomicznego poniedziałku”.

Słowo niepewność oddaje także stan ducha branży drobiarskiej, dla której rynek Wielkiej Brytanii stał się w ostatnich latach bardzo ważnym kierunkiem eksportu. Postanowiliśmy przyjrzeć się czynnikom, w których polscy producenci mogą upatrywać pozytywów, jak i zagrożeń związanych z opuszczeniem Unii Europejskiej przez Brytyjczyków.

Wyspiarski raj dla przetworów

Wielka Brytania jest drugim odbiorcą mięsa oraz podrobów kurcząt brojlerów i indyków z Polski (kod CN 0207). Od stycznia do listopada 2018 r. wysłaliśmy na Wyspy 75,6 tys. ton tego rodzaju mięsa o wartości 920,2 mln zł. Więcej eksportujemy tylko do Niemiec – w omawianym okresie odpowiednio 145,7 tys. ton o wartości 1,6 mld zł.

Spore wrażenie robią także dane eksportowe dotyczące polskich przetworów drobiowych (kod CN 1602). Wielka Brytania jest ich największym odbiorcą, zarówno w ujęciu wartościowym, jak i wolumenowym.

W ciągu pierwszych jedenastu miesięcy 2018 r. zakłady z Polski sprzedały do Wielkiej Brytanii 38,1 tys. ton tego rodzaju mięsa o wartości 484,5 mln zł, co stanowiło blisko połowę całego eksportu w tej kategorii (odpowiednio 42,3 proc. wolumenowo i 45,8 proc. wartościowo). Dla porównania, drugi odbiorca naszych przetworów z drobiu – Francja, kupuje od nas ponad dwukrotnie mniej (patrz tabela poniżej). Warto dodać, że eksport przetworów wiąże się z dużo wyższą marżą dla producenta niż wysyłka surowego mięsa.

Wypełnić lukę

Rynek brytyjski, powszechnie uznawany za nasycony, wciąż jest bardzo obiecujący dla polskiego drobiarstwa. Podczas gdy jeszcze na początku lat 90. Brytyjczycy zjadali niewiele ponad 20 kg drobiu na osobę rocznie, w 2017 r. konsumpcja przekroczyła 30 kg na osobę i dalej rośnie. Drób jest zdecydowanie najpopularniejszym rodzajem mięsa w Wielkiej Brytanii stanowiąc ponad połowę spożywanego mięsa w tym kraju. Dla porównania, według szacunków IERiGŻ, przeciętny Polak zjadł w 2018 r. ok. 28 kg drobiu.

Oprac. KRD-IG na podstawie raportu J. Cowen i M. Morrin „Coming home to roost: The British Poultry Meat Industry After Brexit”, ResPublica (wrzesień 2018),
Z zaspokajaniem rosnącego zapotrzebowania Brytyjczyków na drób nie nadąża lokalny przemysł. Wielka Brytania z roku na rok sprowadza coraz więcej zarówno mięsa świeżego, jak i przetworów. W latach 2013-2017 import mięsa na Wyspy wzrósł z 724,6 do 867,4 mln ton, a także wartościowo z 1,9 do 2,3 mld funtów. Dane DEFRA z ostatnich 30 lat pokazują, że samowystarczalność Wielkiej Brytanii w produkcji drobiu spadła z 75 proc. w 1990 r. do 60 proc. w 2017 r.

Powstałą w ten sposób 40-procentową lukę na rynku brytyjskim wypełnia mięso m.in. z Polski. W latach 2015-16 byliśmy drugim dostawcą drobiu świeżego i mrożonego (15 proc.) po Holandii, a przed Irlandią, Niemcami i Belgią oraz piątym dostawcą przetworów drobiowych (7,6 proc.) za Tajlandią, Brazylią, Holandią i Irlandią.

Na uwagę zasługuje fakt, że według prognoz brytyjskiej branży drobiarskiej (raport "‘Coming home to roost: The British Poultry Meat Industry After Brexit’ z września 2018 r.) samowystarczalność żywnościowa kraju zmniejszałaby się nawet gdyby Zjednoczone Królestwo pozostało członkiem UE, przede wszystkim ze względu na rosnące koszty pracy, energii oraz wydatki związane z ochroną środowiska.

Kto ostrzy sobie zęby na brexit?

Choć większość importu mięsa świeżego do UK pochodzi z Unii Europejskiej, w przypadku przetworów liderami są kraje trzecie: Brazylia i Tajlandia. Mięso z Tajlandii i Brazylii ze względu na swoją niską cenę trafia najczęściej do placówek publicznych, np. szkół i szpitali. Do tej pory na rynku brytyjskim było go stosunkowo niewiele, ponieważ UK mogła je sprowadzać tylko w ramach unijnego kontyngentu, a więc w wysokości maksimum 400 tys. ton rocznie. Opuszczenie UE cieszy więc Brazylijczyków i Ukraińców, którzy produkują drób najtaniej na świecie i są w stanie dostarczyć na Wyspy Brytyjskie duże wolumeny towaru.

Sami Brytyjczycy najbardziej obawiają się zalania swojego rynku mięsem drobiowym z USA - chlorowanym i produkowanym w normach dużo niższych niż unijne. Rozwinięta świadomość konsumencka na temat bezpieczeństwa żywności i dobrostanu zwierząt jest argumentem na korzyść polskiego drobiu, który, spełniając najwyższe unijne standardy, pozostaje konkurencyjny cenowo.

Jedno z kluczowych pytań dla polskiej branży drobiarskiej brzmi: Czy pozostałe państwa UE będą musiały wchłonąć całe 400 tys. ton, które w ramach kontyngentów pobierali Brytyjczycy? Nie ma wątpliwości, że pojawienie się takiej ilości taniego mięsa m.in. z Brazylii na unijnym rynku wpłynęłoby znacząco na obniżenie cen, a w konsekwencji na spadek produkcji w krajach UE. Europejska branża drobiarska (a.v.e.c.) stoi na stanowisku, aby uwzględnić kwotę/kontyngent na podstawie danych historycznych dotyczących handlu bezpośredniego i pośredniego.

Niepokój branży budzi także los ponad 500 tys. ton mięsa drobiowego produkowanego rocznie w państwach EU 27, które wysyłane jest do Wielkiej Brytanii. Branża jednoznacznie optuje za utrzymaniem status quo, a więc zachowaniem obecnego przepływu handlowego. W najbardziej niekorzystnym wariancie mięso to trafi jednak na rynek unijny lub będzie musiało zostać skierowane na alternatywne rynki zbytu.

Zjeść kurczaka i mieć kurczaka

Autorzy raportu "The British Poultry Meat Industry After Brexit" wyodrębniają trzy scenariusze brexitu. Pierwszy, ewolucyjny, zakłada utrzymanie status quo w relacjach z UE. Drugi zakłada powrót do ustaleń WTO i jednostronne zniesienie taryf celnych przez Londyn wobec wszystkich krajów WTO wliczając członków UE. Trzeci scenariusz „forteca” zakłada powrót do ustaleń WTO i stosowanie ich do krajów UE. Oznacza też najwięcej utrudnień na granicach. Dziś formalności w brytyjskich portach dla jednego ładunku trwają 2 minuty. Według Imperial College London and Dover Council wydłużenie procedury tylko o kolejne dwie minuty, spowoduje kolejki tirów o długości 17 mil tylko w ciągu pierwszych 24 godzin.

Brytyjczycy obawiają się także rosnących kosztów produkcji drobiarskiej, które po brexicie mogą wzrosnąć nawet o połowę. Jak się okazuje, 60 proc. z blisko 90 tys. osób zatrudnionych w brytyjskim sektorze drobiarskim to migranci, głównie z krajów UE. O ich losie zdecyduje wciąż negocjowane utrzymanie swobody przepływu siły roboczej. Oczywiście, brytyjscy producenci mogą przerzucić koszty na konsumentów. Takie działanie może jednak spowodować, że tylko zamożni Brytyjczycy będą mogli pozwolić sobie na wysokojakościowe mięso brytyjskie lub importowane z UE. Z kolei ubożsi mieszkańcy Zjednoczonego Królestwa będą skazani na niższej jakości mięso importowane spoza UE. Rozwiązaniem może być obniżenie standardów dobrostanowych poniżej poziomu obowiązującego w Unii. Powstaje jednak pytanie czy takie działanie nie obniży zaufania brytyjskich konsumentów do rodzimej produkcji, a w efekcie spowoduje trudny do odwrócenia spadek spożycia drobiu.

Wielka Brytania, podobnie jak wszystkie kraje UE, respektuje zasady unijnego systemu produkcji „od pola do stołu”, uczestniczy w unijnym systemie kontroli łańcucha dostaw żywności oraz systemie RASFF. Choć unijni urzędnicy sugerowali, że nawet w przypadku twardego brexitu Londyn może zreplikować unijne przepisy, nie ma gwarancji, że Unia je zaakceptuje. Taki scenariusz wymagałby przeprowadzenia osobnej procedury zatwierdzenia przez Brukselę, co może być trudne jeśli nie dojdzie do ogólnego porozumienia Londynu z Brukselą.

Rodacy z Wysp pomogą?

Michał Koleśnikow, ekspert ds. analiz sektora rolno-spożywczego Banku Ochrony Środowiska SA, zwraca uwagę, że przy ewentualnym wzroście cen znakiem zapytania byłaby skłonność konsumentów w Wielkiej Brytanii do kupowania polskich przetworów mięsnych.

– Można zaryzykować hipotezę, że stosunkowo duża, ponieważ spora część z tych produktów trafia do Polaków żyjących na Wyspach. Produkowane lokalnie przetwory mięsne nie wydają się tutaj dobrym substytutem - dodaje.

W ocenie analityka w przypadku przetworów mięsnych ryzyko nowych ceł i innych utrudnień – choć nie wiadomo, które z nich i kiedy się pojawią - jest średnie.

- Przetwory mięsne to nie surowce rolne, które są obarczone dużym ryzykiem ewentualnych ceł, ale też nie żywność wysoko przetworzona, gdzie z kolei występuje mniejsze ryzyko. Produkty mięsne są natomiast tą grupą, dla której duże jest ryzyko barier pozataryfowych, różnego rodzaju wymogów weterynaryjnych, standardów jakościowych i innych dodatkowych wymogów oraz kontroli na granicy – tłumaczy ekspert BOŚ.

Na ten sam aspekt zwraca uwagę Jakub Olipra, ekonomista Credit Agricole Bank Polska SA.

- Największe obawy wśród eksporterów budzi wprowadzenie ceł i kontroli celnych. W dłuższym okresie mogą dołączyć do nich również odmienne standardy bezpieczeństwa żywności, konieczność uzyskiwania certyfikatów eksportowych oraz inne ograniczenia pozataryfowe, a także większa konkurencja ze strony krajów pozaunijnych. Oczywiście najlepszym scenariuszem dla polskiej branży rolno-spożywczej jest brak Brexitu. W dalszej kolejności są to rozwiązania umożliwiające w miarę swobodny przepływ towarów pomiędzy UE a Wielką Brytanią. Takie możliwości dawałoby podpisanie umowy o wolnym handlu - podsumowuje.

Koleśnikow uważa, że jeśli doszłoby do twardego brexitu, polska branża mięsna będzie jedną z tych, która silniej to odczują.

- Nie spodziewam się jednak jakiegoś dużego załamania. Większy problem mogą mieć jedynie firmy, które wyspecjalizowały się w sprzedaży na rynek brytyjski – komentuje.

Podsumowanie

Odpowiedź na tytułowe pytanie o zasadność strachu polskiego drobiarstwa przed brexitem musi być oczywiście twierdząca. Wydaje się jednak, że najgorszy "twardy" scenariusz, czyli wyjście do zasad WTO i pełne zastąpienie importu z UE przez tanie zamienniki z Brazylii czy USA, jest mało realny. Londyn najprawdopodobniej będzie musiał w jakiś sposób otworzyć się na drób z Unii Europejskiej. Czy i w jaki sposób to zrobi, pozostaje kwestią otwartą. Zawirowania wokół brexitu sprawiają jednak, że z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że rynek ten nie będzie dla polskiego drobiarstwa tak perspektywiczny jak jeszcze kilka lat tamu.

ak, NRG