Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR
Agnieszka Jaremczak 12.12.2013

Wielka mobilizacja zwolenników Janukowycza

Władza planuje prowokacje. Chce doprowadzić do zamieszek w Kijowie - pisze doniecki działacz i blogger Denys Kazanski.

Uznawany za osobę wiarygodną Denys Kazanski twierdzi, że do zamieszek ma dojść już w najbliższy weekend. 
We wschodniej i południowej części Ukrainy trwa wielka mobilizacja zwolenników Partii Regionów. Na weekend mają przyjechać do Kijowa i dołączyć do innych, którzy od ponad tygodnia są przywożeni do stolicy, by wyrażać swoje poparcie dla polityki prezydenta.

W większości to opłaceni młodzi ludzie i pracownicy sfery budżetowej. Ługański oddział Partii Regionów płaci za udział w sobotnim proteście 200 hrywien, czyli 80 złotych.

Protesty na Ukrainie - zobacz serwis specjalny >>>

Kazanski pisze, że  - opłaconą demonstrację mają zaatakować mężczyźni udający zwolenników integracji europejskiej. Ma to doprowadzić do masowych zamieszek i stać się powodem dla wprowadzenia stanu nadzwyczajnego. Blogger podkreśla, że o tych planach wie jedynie niewielka grupa osób i w samej Partii Regionów jest wielu przeciwników takiego rozwiązania. To właśnie jeden z nich postanowił przekazać Denysowi Kazanskiemu tę informację.

Ponadto do Kijowa sprowadzane są dodatkowe siły milicji. Autobusy zjeżdżają z całego kraju. Oficjalnie funkcjonariusze mają zmienić pełniących obecnie służbę w stolicy. Jednak przed poprzednim atakiem na plac Niepodległości, w nocy z 10 na 11 grudnia, do miasta sprowadzono wyjątkowo dużą liczbę funkcjonariuszy MSW też rzekomo po to, by zamienić tych, którzy dotąd służyli w Kijowie.

Na Majdanie wciąż zbierają się tłumy. Wokół niego protestujący zbudowali wielkie barykady. Każdej nocy pilnuje ich około 200 osób. Majdan nadal rozrasta się. Dodatkowe namioty pojawiły się na głównej alei dochodzącej do centralnego placu Kijowa. Mają to być przygotowania do kolejnych wielkich manifestacji zaplanowanych na niedzielę.

Dotychczas milicja dwukrotnie próbowała "uprzątnąć" Plac Niepodległości. Za pierwszym razem, 30 listopada, pretekstem było przygotowanie placu do zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia. Doszło wtedy do brutalnego spacyfikowania demonstrantów. Szturm zaczął się nad ranem, gdy większość z nich spała. Funkcjonariusze pałowali ich. Kopali. Użyli gazu.

Do kolejnej próby usunięcia miasteczka namiotowego doszło w nocy z wtorku na środę. Tym razem milicjanci zaczęli stosować inne metody: wypychania protestujących tarczami. Funkcjonariusze rozebrali 2 barykady, manifestanci nie pozwolili im jednak posunąć się dalej i zmusili do wycofania się.

IAR/asop