Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Klaudia Hatała 27.01.2014

Włocławek: zniknęły wyniki badań bliźniąt, które zmarły przed porodem

Do tragedii doszło w wojewódzkim szpitalu specjalistycznym. Bliźnięta zmarły w 8. miesiącu ciąży matki, przed planowanym cesarskim cięciem. Ojciec dzieci oskarża szpital. Jego zdaniem, winę ponoszą lekarze, którzy zwlekali z przeprowadzeniem zabiegu.

<<<Bliźnięta zmarły tuż przed cesarskim cięciem. Winny szpital?>>>

Według "Gazety Wyborczej", ktoś usunął z pamięci aparatu USG kluczowe dowody w sprawie śmierci nienarodzonych bliźniąt. Jak czytamy, na dysku brakuje wyników badań z 16 i 17 stycznia.  Odkryli to kontrolerzy z kujawsko-pomorskiego NFZ – pisze dziennik.

Gazeta ustaliła też, że w nocy, gdy do szpitala przywieziono pacjentkę w ciąży bliźniaczej, ordynator ginekologii spóźnił się na dyżur dwie godziny. Pracował bowiem - pisze "Wyborcza" - w swoim prywatnym szpitalu. W nocy, gdy tętno dzieci zaczęło spadać, przepracowany ordynator nie zbadał kobiety, bo najprawdopodobniej spał. Śledczy sprawdzają, według ustaleń "Gazety Wyborczej", czy nie pojechał do domu.

"Ostatnie chwile na wyciągnięcie z brzucha żywych dzieci"

W środku nocy pacjentka, z wykształcenia położna, przestaje czuć ruchy dzieci. Jednak, jak podkreśla dziennik , położna, która opiekuje się ciężarną, nie budzi ordynatora, nie ma więc kto obsłużyć najnowszego sprzętu USG i zbadać ich tętna. Kilka minut po godzinie 3. okazuje się, że dzieci już nie żyją.

- Natychmiast na oddziale powinien znaleźć się ordynator, drugi lekarz i anestezjolog, trzeba było niezwłocznie przeprowadzać cesarskie cięcie - mówi "Gazecie Wyborczej" profesor ginekolog, który analizuje dokumentację z Włocławka. - To były ostatnie chwile na wyciągnięcie z brzucha żywych dzieci – dodaje.

Gazeta ustaliła też , że ordynator, po nocnych wydarzeniach poszedł znów na dyżur do prywatnego szpitala, gdzie przyjął kilkadziesiąt pacjentek.

Po śmierci bliźniąt trwa w szpitalu we Włocławku śledztwo i kontrola NFZ. Ordynator, zawieszony czasowo w obowiązkach, oraz dyrekcja szpitala nie chcą komentować ustaleń dziennika.

<<<Śmierć bliźniąt we Włocławku. Ordynator zawieszony>>>

"Trzeba krzyczeć na cały świat"

- Nasze dzieci zmarły w szpitalu pod nosem doświadczonych lekarzy na świetnie wyposażonym oddziale. Ktoś musi ponieść odpowiedzialność. Będziemy walczyć - zapowiada w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” Ewa Szydłowska. - Muszę opowiedzieć, co się stało - tłumaczy. - Nikt nie wróci życia Paulince i Piotrusiowi, nie ma siły, która by zabliźniła nasze rany. Ale trzeba się zebrać w sobie i krzyczeć na cały świat, jak zostaliśmy potraktowani. Choćby po to, żeby nigdy więcej żadna kobieta nie musiała przechodzić tego, co ja – czytamy w dzienniku.

Jak wynika ze wstępnych wyników przeprowadzonej sekcji zwłok, bezpośrednią przyczyną śmierci nienarodzonych dzieci była niewydolność oddechowo-krążeniowa.

W sobotę odbył się pogrzeb bliźniąt.

IAR,PAP,wyborcza.pl,kh