- Nie wystarczy urna wyborcza i karta do głosowania, by mówić o demokracji - stwierdza “Corriere della Sera”. - Okoliczności, w jakich przeprowadzono referendum na wschodzie Ukrainy, przypominają plebiscyt, którego świadkami byliśmy w marcu na Krymie - piszą komentatorzy.
Kryzys na Ukrainie: serwis specjalny >>>
Zdaniem mediolańskiej gazety, referendum służy Putinowi do umocnienia w oczach świata własnej wersji wydarzeń. Celem, jaki stawia sobie Kreml i o czym otwarcie rosyjski rząd mówi już od dawna, jest “sfederalizowanie Ukrainy” poprzez osłabienie rządu w Kijowie i podporządkowanie wschodnich regionów kraju wpływom rosyjskim. W praktyce, konkluduje “Corriere della Sera”, to rozbicie ma służyć uniemożliwieniu jej przyłączenia się któregoś dnia do Europy.
TVN24/x-news
"Co o referendum myśli Putin?"
Także Hiszpanie z niepokojem patrzą na rozwój wydarzeń na Ukrainie. Zastanawiają się czego chce Władimir Putin i ubolewają nad nieskutecznością działań dyplomacji europejskiej i światowej. Komentatorzy obawiają się, że w ślad Doniecka pójdą inne, ukraińskie miasta.
”89 procent za niepodległością” w Doniecku. Kijów: to przestępcza farsa [relacja na żywo] >>>
- Jakie konsekwencje będzie miało referendum w Doniecku? - pytają hiszpańscy komentatorzy. Ich zdaniem, rozwój wydarzeń na Ukrainie zależeć będzie od decyzji, jakie podejmie Władimir Putin. - Dla Europy wczorajsze głosowanie jest nielegalne. A co o nim myśli prezydent Rosji?- zastanawiają się autorzy artykułów.
Uważają, że Donieck nie podzieli losów Krymu, ale stanie się dla Putina argumentem w przetargach z Kijowem. A wszystko po to - twierdzą - by przywrócić wpływy Rosji na Ukrainie.
TVN24/x-news
Eksperci przestrzegają zaś przed konsekwencjami niedzielnego głosowania. Obawiają się, że wkrótce referendum ogłosi Charków czy Odessa. - Czy sytuacja nie wymknie się spod kontroli? - pytają. Autorzy artykułów ubolewają nad brakiem skuteczności działań UE. - Ogłosiła sankcje, które wprowadziły w dobry humor Putina. Nie takich działań oczekiwali strajkujący zimą na Majdanie - czytamy w komentarzach do referendum w Doniecku.
Nieuznawane referendum
W niedzielę w okręgach donieckim i ługańskim odbyło się referendum, w którym pytano mieszkańców, czy opowiadają się za niepodległością tych regionów. Trudno jednak uznać to, za reprezentatywne referendum: można było głosować po kilka razy, a karty można było wydrukować samemu, bo nie miały one żadnych zabezpieczeń.
Dlatego - jak podkreśla sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Andrij Parubij - niedzielne wydarzenia można określić mianem farsy, a także politycznej awantury, afery oraz - fantazji grupy terrorystów, którzy chcą swoje działania uzasadnić fikcyjnym poparciem obywateli - jak twierdzi.
W wielu miejscowościach nie było w ogóle lokali wyborczych. Urny często ustawiano w parkach i koło bazarów. Zdarzyło się też, że zostały one przywiezione do jednego z zakładów przemysłowych, ponieważ jego kierownictwo nie zgodziło się, aby robotnicy pojechali głosować. Separatyści zażądali, aby wszyscy pracownicy poparli niepodległość obwodów donieckiego i ługańskiego.
W poniedziałek prorosyjskie grupy w Doniecku ogłosiły, że 89 procent głosujących opowiedziało się za niezależnością obwodu. Według niezależnych obserwatorów to wynik nierealny. Plebiscytu nie uznaje Kijów ani państwa Zachodu.
![''](/302a92b5-bcdf-4e88-b049-852256d73698.file)
IAR, bk