Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Beata Krowicka 12.01.2015

Miliony uczestników marszów we Francji. "To była historyczna mobilizacja"

Relacje z niedzielnych manifestacji przeciwko przemocy na ulicach francuskich miast zdominowały tamtejsze media. W proteście wzięła udział rekordowa liczba ludzi.

„To była historyczna mobilizacja” - stwierdza dziennik Le Figaro. Ludzi było tak dużo, że ministerstwo spraw wewnętrznych bezradnie opuściło ręce - po raz pierwszy w dziejach nie było ono w stanie policzyć uczestników podkreśla gazeta. Było ich w Paryżu około półtora miliona, w całej Francji ponad trzy miliony siedemset tysięcy, według Le Monde - nawet ponad cztery miliony. Nawet w najmniejszych miastach, o jakich na co dzień jest cicho w mediach, ludzie wyszli na ulice. Podkreśla się też obecność przywódców z całego świata.

"To największa manifestacja od wyzwolenia (Francji spod okupacji hitlerowskiej)! Coś niesłychanego stało się na ulicach Francji" - raduje się lewicowy dziennik "Liberation".
"11 stycznia pozostanie w naszej historii" - podkreśla komunistyczna gazeta "L'Humanite".

Konserwatywny "Le Figaro" pisze, że "historyczny dzień 11 stycznia 2015 r. również będzie miał swoje miejsce w narodowej wyobraźni", bo "jak tu nie być poruszonym na widok wreszcie zjednoczonego narodu?".
"Teraz to pozwoli nam pójść nieco dalej - zastanowić się" - podkreśla regionalny "Ouest-France", największy pod względem nakładu i liczby czytelników dziennik we Francji.

- Niedzielne demonstracje we Francji przeciwko terroryzmowi były wyjątkowym aktem jedności i oporu. Równie znacząca było obecność 50 przywódców - pisze brytyjski "Financial Times". Zastrzega, że francuskie władze muszą teraz podtrzymać jedność i nie dopuścić do wzajemnych oskarżeń.

ATAK NA REDAKCJĘ "CHARLIE HEBDO" - czytaj więcej >>>

W poniedziałkowym artykule redakcyjnym "FT" podkreśla, że tłumy, które zalały ulice francuskich miast, m.in. Paryża, w marszach przeciwko terroryzmowi przekazały komunikat nie tylko samym sobie, ale całemu światu, że "nie odstąpią od fundamentalnych wartości, wolności słowa i tolerancji, będących podstawą republiki".


CNN Newsource/x-news

Brytyjski dziennik zwraca uwagę, że obecność kilkudziesięciu światowych przywódców na manifestacji w Paryżu była nie tylko wyrazem solidarności, ale też aktem uznania, że przemoc, która wstrząsnęła w ubiegłym tygodniu Paryżem, nie ominęła też innych miast, jak Londyn, Boston czy Sydney i z pewnością dotknie kolejnych.

CNN Newsource/x-news

"Wojna z terrorem to nie rozwiązanie"

"FT" ostrzega, że nadszedł "być może niebezpieczny czas próby dla wzajemnych relacji między społecznościami we Francji". Nie wolno dopuścić do sytuacji, by politycy głównego nurtu podjęli flirt ze skrajną prawicą - zaznacza gazeta i przyznaje, że nacjonalistyczny Front Narodowy może w następstwie ataków zyskać poparcie, gdy "podejmuje obecnie próby uczynienia kozła ofiarnego z francuskiej społeczności muzułmańskiej, największej spośród krajów europejskich". Tymczasem francuscy liderzy "muszą teraz podtrzymać - i wykorzystać - tę demonstrację jedności, którą widzieliśmy w niedzielę, i nie dopuścić do politycznego wzajemnego obwiniania się i tarć" - napisano w artykule.
Ocenia, że choć Francja, jak inne europejskie rządy, zapewne dokona teraz rewizji swej polityki bezpieczeństwa, a francuskie władze będą musiały wyjaśnić obywatelom wszelkie uchybienia, to przede wszystkim konieczna będzie "żmudna praca z muzułmańskimi społecznościami, w celu deradykalizacji młodych". "Francja musi uczynić więcej, by odwieść młodych muzułmanów z przedmieść od rozważania sięgnięcia po przemoc" - dodaje.
W minionej dekadzie wielkim błędem Amerykanów i Brytyjczyków było ogłoszenie w odpowiedzi na przemoc "wojny z terrorem" - komentuje "Financial Times", według którego taka reakcja zaogniła napięcia. Francuscy politycy muszą w swoich dalszych działaniach kierować się natomiast przede wszystkim tym przejawem cichej determinacji, którą obserwowaliśmy dopiero co na ulicach Paryża - podsumowuje.

"Pora na debatę"

- Ataki terrorystyczne we Francji powinny sprowokować debatę o wielu sprawach, m.in. o wolności prasy, ale Europa i jej sojusznicy udzielili jedynie słusznej odpowiedzi, demonstrując jedność w obronie demokratycznych wartości - pisze "New York Times".
Dziennik pisze, że debata powitta dotyczyć kwestii takich, jak wolność prasy, rosnąca wrogość w Europie wobec muzułmańskich imigrantów, islamistyczny terroryzm czy islamski fundamentalizm.
Jednak w obliczu wciąż świeżego strachu dobrze się stało, że pierwszą odpowiedzią samej Francji, całej Europy i jej sojuszników po drugiej stronie Atlantyku była "silna i zjednoczona demonstracja gniewu i solidarności" - podkreśla gazeta.
Według "NYT" "tłumnie stawiając się na marszach solidarności, ich uczestnicy dobitnie pokazali, że w ich wspólnej opinii (zaatakowany przez terrorystów satyryczny tygodnik "Charlie Hebdo" wykorzystywał jedynie fundamentalne prawo demokracji, czyli prawo do swobodnego wyrażania poglądów" oraz że "żadna domniemana prowokacja, poczucie krzywdy czy religijny pogląd nie usprawiedliwia zabijania tych, którzy dla swej obrony mają jedynie pióro".

Nowe fakty na temat tragedii

W środę w ataku terrorystycznym w redakcji tygodnika satyrycznego "Charlie Hebdo" zginęło 12 osób. Prasa ujawnia nowe okoliczności tragedii. W mieszkaniu jednego z terrorystów, Coulibaly’ego znaleziono flagę Państwa Islamskiego, materiały propagandowe, detonatory do ładunków wybuchowych i kilka sztuk broni - automatycznego pistoletu produkcji rosyjskiej. To z takiego właśnie pistoletu postrzelono w środę wieczorem, po masakrze w redakcji Charlie Hebdo biegającego w pobliskim parku człowieka. Informacja o tym dotarła do wiadomości publicznej dopiero teraz, po kilku dniach. Ofiara, postrzelona w plecy, jest w stanie ciężkim. Okazało się, że sprawcą jest Amedy Coulibaly, z rąk którego zginęła policjantka, a następnego dnia cztery osoby w sklepie z koszerną żywnością.

PAP, IAR, bk