Prezydent Francji oddał hołd policjantom zabitym przez dżihadystów

- Clarissa, Franck i Ahmed zginęli, żebyśmy my mogli cieszyć się wolnością - oświadczył Francois Hollande podczas uroczystości na dziedzińcu stołecznej prefektury. - Francja nigdy nie ustąpi, nie ugnie się, stawi czoło wyzwaniom - wyliczył prezydent Francji. Przyznał, że zagrożenie nadal jest aktualne i pochodzi ono "z zewnątrz, ale także z wewnątrz".
Podczas środowego ataku na siedzibę satyrycznego tygodnika "Charlie Hebdo" w Paryżu dwaj dżihadyści - bracia Kouachi - zabili 12 osób, w tym dwóch policjantów - Francka Brinsolaro i Ahmeda Merabeta. Ten drugi - jak przypomniał Hollande - był "Francuzem wyznania muzułmańskiego", który "był wierny wartościom Republiki, laickości" i który "lepiej niż ktokolwiek inny wiedział, że fanatyzm zabija muzułmanów" na całym świecie. Sprawcy zginęli w obławie.
ATAK NA REDAKCJĘ "CHARLIE HEBDO" - czytaj więcej >>>
Clarissę Jean-Philippe zabił w czwartek w Montrouge, na przedmieściach Paryża, współpracujący z braćmi Amedy Coulibaly. Gdy funkcjonariuszka zbliżyła się do jego pojazdu, mężczyzna otworzył ogień. Dzień później Coulibaly wziął zakładników w sklepie z koszerną żywnością. Zabił cztery osoby. W nagraniu opublikowanym już po zlikwidowaniu go przez siły specjalne zadeklarował przynależność do Państwa Islamskiego (IS).
Na koniec uroczystości na dziedzińcu prefektury rozbrzmiał Marsz żałobny Chopina. Trumny odprowadzały rodziny policjantów, a także prezydent, premier Manuel Valls i szef MSW Bernard Cazeneuve.
Również w Jerozlimie odbyły się we wtorek uroczystości żałobne. Minister Segolene Royal reprezentowała na nich władze francuskie.
PAP, IAR, kk