Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Jan Odyniec 21.10.2021

"UE działa bezprawnie, dobrze, że rząd nie ustąpi". Prof. Żurawski vel Grajewski o wystąpieniu premiera w PE

- To dobrze, że premier Mateusz Morawiecki jasno oświadczył w Parlamencie Europejskim, że Polska nie ustąpi wobec bezprawnych działań Unii Europejskiej. Oznacza to tzw. koniec kapitulacji i zdecydowany sprzeciw wobec szantażu unijnego mainstreamu - powiedział politolog prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski.

Zdaniem naukowca z Uniwersytetu Łódzkiego mocną stroną wtorkowego wystąpienia polskiego premiera w Parlamencie Europejskim było w wielu kwestiach zdecydowane i bezkompromisowe stanowisko naszego kraju. Ważną kwestią w przemówieniu premiera - jak podkreślił profesor - jest też przekonanie większości krajów członkowskich, że to instytucje UE łamią prawo unijne wobec Polski, a nie odwrotnie.

shutterstock mateusz morawiecki free 1200.jpg
"Odrzucam język gróźb, pogróżek i wymuszeń". Premier o szantażowaniu Polski

"Premier przedstawił prawdziwą oś sporu"

- Mateusz Morawiecki wyraźnie zakomunikował, że Polska nie ustąpi wobec bezprawnych, pozatraktatowych działań Unii Europejskiej wobec nas. Oświadczył, że to tzw. koniec kapitulacji i sygnał, że nie pozwolimy się szantażować mainstreamowi unijnemu, czyli głównym graczom politycznym, na przykład Niemcom i Francuzom - podkreślił prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski.

- Premier przedstawił realne, a nie wyimaginowane wyzwania, przed którymi stoi Unia Europejska. Na przykład nadchodzący kryzys energetyczny będzie silnie odczuwany przez obywateli państw tak zwanej starej Unii i będzie wpływał na nastroje wyborcze w wielu państwach Europy - przekonywał.

- Szef polskiego rządu wskazał rzeczywistą oś sporu. To nie polega na tym, że coś się dzieje w Polsce, ale w całej Unii Europejskiej, gdzie postępuje proces centralizacji - podał. - Odbywa się to wbrew przepisom traktatowym, poprzez zawłaszczanie sobie prawa do kompetencji integracyjnych, których - w traktatach - państwa członkowskie Unii nie udzieliły - wskazał.

Czytaj również:

"Pogłębianie centralizacji jest nielegalne"

1200 polska unia europejska flaga free shutterstock (1).jpg
"PE to jest scena, na której takie spektakle obserwujemy cyklicznie". Publicystka o sprawie Polski w UE

- Dążenie mainstreamu unijnego do pogłębiania skali centralizacji Unii przez transfer kompetencji państw członkowskich do instytucji centralnych, wobec zablokowania tego procesu w 2005 roku przez referenda we Francji i Holandii, jest w tej chwili realizowane w sposób nielegalny przez instytucje unijne, które same sobie nadają kompetencje - wyjaśnił prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski.

Tłumaczył, że po kryzysie covidowym w Unii Europejskiej nakłada się teraz na siebie wiele zjawisk społeczno-politycznych. - Jest to matematycznie niemożliwa do wypełnienia niemiecko-francuska wola, aby pozycja tych dwóch państw w Unii 27 państw była taka sama, jak we Wspólnocie 15 państw, czyli ponad ćwierć wieku temu - argumentował profesor.

- Aby uzyskać taki efekt, trzeba było zmienić system głosowania w Radzie Unii Europejskiej, co proponowano w projekcie odrzuconego traktatu konstytucyjnego. Później zostało to przeforsowane w traktacie lizbońskim z 2007 roku - przypomniał.

- To zaaprobowały wszystkie duże i silne gospodarczo państwa tzw. starej Unii, ale mieliśmy krótko potem, w 2008 roku, kryzys południa strefy euro, który na tyle osłabił Włochy i Hiszpanię i zaczął uderzać we Francję, że te państwa znacznie ustępują potężniejącym Niemcom - zaznaczył politolog.

Wpływy polityczne Niemiec

shutterstock unia europejska.jpg
"Możemy nie brać udziału w nowych inicjatywach". Jan Szyszko o przyszłości Polski w UE

- Właśnie Niemcy, stabilizując finanse unijne na zasadzie "kto płaci, ten wymaga", zyskują wpływy polityczne - zaakcentował prof. Żurawski vel Grajewski. - Przykładem były obrady komisji finansów Bundestagu nad budżetem Irlandii, jeszcze przed postanowieniami parlamentu w Dublinie - przypomniał.

Profesor powiedział, że na kryzys finansowy sprzed kilkunastu lat nałożył się kryzys imigracyjny z 2015 r., który znowu uderzył w południowe kraje UE i - w mniejszym ekonomicznie stopniu - w Niemcy. - Aż tak to jednak Berlina nie osłabiło, bo Niemcy nie były państwem, które bezpośrednio ponosiło koszty związane z obroną unijnych granic - podkreślił.

Politolog wskazał również trzeci stan kryzysowy odpowiedzialny - jego zdaniem - za obecną kondycję UE, czyli pandemię z początku 2020 r. - Ów kryzys znowu najbardziej dał się we znaki unijnemu południu - mówił. - Krótko przedtem było ostateczne wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej - przypomniał.

Profesor ocenił, że te kryzysy zasadniczo zmieniły uwarunkowania geopolityczne Starego Kontynentu. - Z dawnej tzw. wielkiej piątki najsilniejszych państw UE, czyli Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch i Hiszpanii, pozostały już tylko Niemcy - tłumaczył.

Niemcy stracą na wstrzymywaniu KPO

Michał Kleiber 1200.jpg
"Te aroganckie wystąpienia to prawdziwy obraz dzisiejszej polityki". Prof. Kleiber o debacie w PE

- Niegdyś unijne instytucje miały moc hamowania wielkich europejskich mocarstw, teraz stały się instrumentem wpływu Niemiec i w dużo mniejszym stopniu Francji - dodał.

- Zamiast jednego wysokiego urzędnika unijnego mamy teraz trzech, co nie oznacza tylko rozrostu biurokracji, ale świadczy o tym, że każdy z tych trzech notabli jest trzykrotnie słabszy. Chociażby podczas rozmów z kanclerzem Niemiec czy prezydentem Francji, od których zresztą zależy przedłużenie kadencji tych urzędników unijnych - dowodził naukowiec.

To elementy - co podkreślił - "erozji systemu zarządzania UE". To z kolei, jak stwierdził profesor, może odbić się na sytuacji naszego kraju, ale już teraz negatywnie rzutuje na finanse innych unijnych państw, w tym tych najpotężniejszych ekonomicznie.

Chodzi m.in. o opóźnienia w wypłacie pieniędzy dla Polski z Funduszu Odbudowy po pandemii. - Już teraz przedsiębiorcy na przykład w Niemczech skarżą się, że stracą na opóźnieniach wypłat dla Polski - zaznaczył.

- Środowiska polityczne, rządzące w głównych państwach Unii, zorientują się, że źle zrobiły, kiedy będą musiały rozliczyć się przed swoimi elektoratami, a to wkrótce nastąpi - powiedział naukowiec, dodając, że prawnie te pieniądze się Polsce należą, a wiele zależy też od stanowiska pozostałych członków UE, którzy - zdaniem profesora - zdają sobie sprawę, że przykład Warszawy i Budapesztu oraz wkrótce również Pragi i Lublany może pociągnąć podobne zagrożenia dla innych państw.

jmo