Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Artur Jaryczewski 11.09.2016

15 lat od ataku na WTC: współczesny Pearl Harbor

- Pierwszy samolot mógł mieć wypadek. Drugi definitywnie potwierdził atak terrorystyczny. Trzeci był wypowiedzeniem wojny. Pomyślałem, że znajdziemy tych, którzy to zrobili, i skopiemy im tyłki - tak George W. Bush wspomina 11 września 2001 roku.

11 września 2001 to bez wątpienia data, która na dobre zapisała się w historii świata. Był to prawdopodobnie największy i najbardziej spektakularny atak terrorystyczny, jaki kiedykolwiek miał miejsce. Od tego dnia nic już nie było takie same. George W. Bush już w pierwszym roku swojej prezydentury stanął przed najtrudniejszym zadaniem w swoim życiu. Ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych w swojej książce "Kluczowe decyzje" wspomina - jak sam podkreśla - "sądny dzień". Jogging, raport wywiadu - 11 września dla Busha zaczął się podobnie, jak wiele innych dni w jego "prezydenckim życiu".

Zobacz serwis specjalny - 11 września 2001 >>>

- Zaraz po briefingu udaliśmy się do szkoły podstawowej imienia Emmy B. Booker na Florydzie, gdzie miałem mówić o reformie edukacji. W drodze z samochodu do sali szkolnej Karl Rove powiedział, że samolot uderzył w World Trade Center. Wydało mi się to dziwne. Wyobraziłem sobie niewielki samolot śmigłowy, który całkowicie stracił orientację i zobaczył z kursu. Później zadzwoniła Condi (Condoleezza Rice - red.). Rozmawiałem z nią z bezpiecznego telefonu znajdującego się w jednej z klas, którą na czas mojej podróży przerobiono na centrum łączności z Białym Domem. Przekazała mi że samolot, który uderzył w WTC wcale, nie był awionetką, tylko rejsowym pasażerskim odrzutowcem - wspomina G. W. Bush.

Informacja o ataku na World Trade Center obiegła cały świat. 
Atak na budynek Pentagonu (TSGT CEDRIC H. RUDISILL, USAF/Wikipedia/public domain) Atak na budynek Pentagonu (TSGT CEDRIC H. RUDISILL, USAF/Wikipedia/public domain)

- Byłem oszołomiony. "Ten samolot musiał mieć najgorszego pilota na świecie", pomyślałem. "Jak kapitan mógł za dnia nie zobaczyć drapacza chmur? Może miał atak serca?". (…) Pani Daniels zaczęła ćwiczyć z dziećmi czytanie. Poprosiła, by wyjęły swoje książki. Wtedy poczułem za sobą czyjąś obecność. To był Andy Card. Przysunął się do mnie i wyszeptał: "Kolejny samolot uderzył w drugą wieżę. Ameryka została zaatakowana". (…) Moją pierwszą reakcją było oburzenie. Ktoś ośmielił się zaatakować nasz kraj?! Zapłaci za to - zapewniał prezydent.

Kolejne wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Bush opuścił szkołę, omijając dziennikarzy skierował się do konwoju Secret Service. Mimo wielu pytań, na razie postanowił nie zabierać głosu. - Kiedy konwój podążał szosą Florida Route 41, zadzwoniła Condi z informacją o trzecim ataku. Tym razem na Pentagon. Wszystko stało się jasne. Pierwszy samolot mógł mieć wypadek. Drugi definitywnie potwierdził atak terrorystyczny. Trzeci był wypowiedzeniem wojny. Krew się we mnie wzburzyła. Pomyślałem, że znajdziemy tych, którzy to zrobili, i skopiemy im tyłki. (…) Doznaliśmy najbardziej niszczycielskiego ataku od czasu Pearl Harbor. Po raz pierwszy od wojny w 1812 roku wróg uderzył w stolicę - podkreśla w swojej książce George W. Bush. Prezydent zapewnia, że od początku chciał wracać do Waszyngtonu. Jednak zgody nie wyrazili agenci Secret Service.

Bush następne godziny spędził w bazach wojskowych oraz na pokładzie Air Force One. W tym czasie dowiedział się o bohaterstwie pasażerów lotu numer 93. - Po tym, jak podczas rozmów telefonicznych z najbliższymi usłyszeli o wcześniejszych atakach, postanowili zdobyć kokpit. Wśród ostatnich słów nagranych podczas lotu słychać mężczyznę o nazwisku Todd Beamer, który mobilizuje innych słowami "Do ataku!". Komisja badająca później wydarzenia z 11 września doszła do wniosku, że bunt pasażerów lotu 93 być może ocalił od zniszczenia Kapitol lub Biały Dom. Ten akt odwagi należy do największych w amerykańskiej historii - zaznacza George W. Bush.

Po kilku godzinach niepewności, pod koniec dnia, ludzie odpowiadający za bezpieczeństwo prezydenta uznali, że ten może wracać do Białego Domu. - Spojrzałem na opustoszały Waszyngton. Z daleka widziałem dym unoszący się nad Pentagonem. Symbol militarnej potęgi tlił się. Uderzyło mnie, jak wykwalifikowany i jednocześnie pozbawiony zasad musiał być pilot Al-Kaidy, żeby wlecieć w tak nisko położony budynek. Moje myśli powędrowały ku historii. To, co się stało, wyglądało na współczesny Pearl Harbor. I tak jak Franklin Roosvelt zmobilizował naród, by bronił wolności, tak moim obowiązkiem było teraz poprowadzenie nowego pokolenia, by broniło Ameryki. Zwróciłem się do Andy’ego słowami: "Patrzysz na pierwszą wojnę XXI wieku" - wspomina prezydent.

Wieczorem 11 września 2001 George W. Bush przemówił z Gabinetu Owalnego do Amerykanów. - Dziś nasi obywatele, nasza cywilizacja, nasza wolność zostały zaatakowane serią rozmyślnych, śmiercionośnych aktów terroru. (…) Skierowałem wszystkie siły naszego wywiadu oraz instytucji egzekwujących prawo, by znalazły odpowiedzialnych za ataki i dochodziły sprawiedliwości. Nie będziemy rozróżniać terrorystów, którzy dokonali tych zamachów, i tych, którzy ich chronią - zapewniał Bush. Prezydent swoje przemówienie zakończył słowami psalmu 23: "Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nigdy nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną".

 

Kiedy Bush kończył przemawiać, myślał, że to już koniec wrażeń 11 września 2001 roku - jednak się mylił. - Kiedy już zasypiałem, zobaczyłem jakąś sylwetkę w drzwiach sypialni. Ten ktoś ciężko oddychał i krzyczał: "Panie prezydencie, panie prezydencie, Biały Dom jest atakowany! Idziemy”. Kazałem Laurze (Laura Bush - żona George’a W. Busha - red.) szybko wychodzić. Nie zdążyła założyć soczewek, więc trzymała się mnie. Wziąłem jej szlafrok i prowadziłem ją jedną ręką, a w drugą chwyciłem Barneya, naszego teriera szkockiego. Udaliśmy się do podziemnego schronu. Po kilku minutach wszedł żołnierz. "Panie prezydencie, to był jeden z naszych”. Myśliwiec F-16 wysłał błędny sygnał. Dzień, który zaczął się od joggingu, kończył się ucieczką do schronu przed potencjalnym atakiem na Biały Dom - wspomina.

Piętnaście lat temu w serii czterech ataków terrorystycznych zginęło 2973 osób. Zamachów dokonało 19 porywaczy, którzy kupili bilety na 4 loty krajowe amerykańskich linii lotniczych. Po przejęciu kontroli nad samolotami skierowali je na znane obiekty na terenie USA. Dwa spośród porwanych samolotów rozbiły się o bliźniacze wieże World Trade Center w Nowym Jorku, trzeci zniszczył część Pentagonu. Ostatni samolot United Airlines 93 nie dotarł do celu - rozbił się na polach Pensylwanii ok. 15 min. lotu od Waszyngtonu. Przypuszcza się, że miał uderzyć w Biały Dom lub Kapitol. Wielu ludzi zarzuca administracji prezydenta Busha, że ta wiedziała wcześniej o atakach i nie zrobiła nic, aby im zapobiec. 43 prezydent Stanów Zjednoczonych w swojej książce nie odniósł się do tych oskarżeń.

aj