Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Agnieszka Kamińska 14.09.2013

Spór o związki: "odnieśli sukces", "irracjonalne postulaty"

W sobotę zakończyły się czterodniowe manifestacje związków w Warszawie. W sobotniej akcji według różnych szacunków wzięło udział 100-200 tysięcy ludzi.
Protest na placu ZamkowymProtest na placu ZamkowymPAP/Jacek Turczyk
Galeria Posłuchaj
  • Związkowcy na placu Zamkowym (relacja IAR)
  • Finał związkowych protestów: relacja Pawła Buszki (IAR)
Czytaj także

W sobotę w stolicy tysiące ludzi demonstrowało przeciwko polityce rządu. Była to kulminacja trwających od środy Ogólnopolskich Dni Protestu, zorganizowanych przez NSZZ "Solidarność", OPZZ i Forum Związków Zawodowych. Według stołecznego ratusza w manifestacjach wzięło udział 100 tys. Osób, według związków -200 tysięcy. Związkowcy demonstrowali pod hasłem "Dość lekceważenia społeczeństwa", żądając od władz podniesienia płacy minimalnej, likwidacji tzw. umów śmieciowych czy elastycznego czasu pracy, który zdaniem protestujących jest drogą do zwalniania pracowników.

Komentatorzy polityczni po demonstracji związkowców wieszczą trudny okres dla rządu, uznali za sukces dużą liczebność demonstracji. Jednak pracodawcy uznają postulaty związków za niemożliwe do spełnienia. To pierwsze komentarze po związkowych demonstracjach.

”Otwarcie trudnego dla rządu sezonu”

Według politologa Aleksandra Smolara, manifestacje związków to  "otwarcie sezonu" trudnych dla obecnego rządu zdarzeń.

- Związkowcy potrafili zorganizować demonstrację, która jest wydarzeniem. To, co obserwowałem, było spokojne i godne. Były co prawda śpiewy i skandowanie haseł, ale jest to z zasady część kultury demonstracji. W porównaniu do zachodnich demonstracji, które obserwowałem, sobotnie manifestacje w Warszawie były jednak dość monotonne – ocenił przy tym politolog Aleksander Smolar. Podkreślił, że to, co go w manifestacji uderzyło, nazwałby godnością pracy.  - Przejawiało się to korporacyjnym charakterem ubrań, dzięki którym różne grupy zawodowe odróżniały się od siebie, dużo było też flag solidarnościowych. To wszystko było porządne, zorganizowane, robiło wrażenie estetyczne. Taki wyraz dumy i godności pracy - mówił Smolar.
Szef "Solidarności": zbierajmy głosy za odwołaniem parlamentu >>>

Jego zdaniem powodzenie demonstracji związkowej może prowadzić jednak do antagonizowania części związkowców. Smolar podkreślił, że przy okazji akcji protestacyjnej niezależność zademonstrował bowiem szef NSZZ "Solidarność" Piotr Duda, który - jak mówił politolog - był "oskarżany ostatnio o to, że za bardzo utożsamił się z PiS". - On w ten sposób pokazał swoją niezależność, że jest w stanie rozmawiać z każdym - i z każdym przeciwko władzy demonstrować, w tym wypadku również z OPZZ i z ludźmi z SLD - zaznaczył Smolar.
Zdaniem politologa trudno jest na razie powiedzieć, jak protesty związkowe wpłyną na opinię publiczną i na władzę. Jednak - według niego - zakończone w sobotę związkowe Dni Protestu i zbliżające się referendum ws odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz oznaczają, że przed rządem jest trudny okres.

”Sukces, ale żądania - nieracjonalne”

Związkowcy odnieśli sukces, ponieważ na sobotnią manifestację zmobilizowali tak dużą grupę demonstrantów – tak ocenia z kolei prof. Henryk Domański z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN.
- Związkowcy odnieśli sukces, ponieważ zmobilizowali tak dużą liczbę demonstrantów, do tej pory to się nie zdarzało - ocenił prof. Domański. - To pierwsze tego typu wydarzenie na polskiej scenie politycznej - ocenił.
- Były różne grupy społeczne, reprezentowane różne kategorie, z różnych szczebli hierarchii społecznych, co świadczy o dość dużym poparciu społecznym dla tych demonstracji - mówił prof. Domański. - W zachowaniach manifestantów było widać świadomość tego, że rząd musi się liczyć z oporem społecznym i to jest dobry element demokracji - dodał.
Jak podkreślił, "to będzie dobrze działało na funkcjonowanie naszej sceny politycznej". Jednocześnie zastrzegł, że "żądania związkowe są nieracjonalne". - Mam nadzieję, że rząd nie ustąpi - dodał.
Według socjologa, "te protesty, jeżeli obrady Komisji Trójstronnej zostaną wznowione, pozwolą związkom wrócić z twarzą do tego stołu".
Ponadto według prof. Domańskiego pozytywnie należy ocenić także to, że "manifestacja miała bardzo dobry, cywilizowany przebieg, co świadczy o instytucjonalizacji tego typu konfliktów". Zwrócił też uwagę na bardzo dobrą organizację protestów.

Pracodawcy krytykują związkowców

Postulaty strony związkowej dotyczące likwidacji elastycznego czasu pracy, zwiększenia płacy minimalnej i likwidacji tzw. umów śmieciowych są nieodpowiedzialne - uważają ekonomiści. Według nich należy rozmawiać o konkretach, a nie o polityce i ideologii.
Główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek oceniła, że postulaty związkowców są nieodpowiedzialne. - Oczywiście mają prawo protestować, ale niech coś zaproponują. Nie wolno wylewać dziecka z kąpielą - zaznaczyła.
Ekonomistka zauważyła, że likwidacja tzw. elastycznego czasu pracy czy zwiększenie płacy minimalnej, których domagają się związkowcy doprowadziłoby do większego bezrobocia w kraju.  - Niech się zastanowią, co jest ich celem, czy to, żeby w ich opinii było lepiej, dla tych którzy pracują, czy naszym celem powinno być tworzenie i szansa na utrzymanie miejsc pracy. W mojej opinii powinno to być przede wszystkim to drugie rozwiązanie - dodała.
Jej zdaniem dzięki elastycznemu czasowi pracy, który został wprowadzony w ustawie antykryzysowej w 2009 roku, udało się utrzymać "bardzo wiele miejsc pracy". - Kryzys się nie skończył, osłabienie gospodarcze też. Dla nas priorytetem, zwłaszcza, że mamy duże bezrobocie wśród ludzi młodych, powinno być tworzenie warunków, żeby utrzymać te miejsca pracy - podkreśliła Starczewska-Krzysztoszek.
Odnosząc się do ewentualnego wzrostu płacy minimalnej, oceniła, że ich podniesienie uderzy najbardziej w małe i średnie przedsiębiorstwa, szczególnie w biedniejszych regionach Polski. - Firmy zwłaszcza w biednych regionach nie będą w stanie udźwignąć takiego ciężaru, a to by oznaczało rezygnację z zatrudnienia i wzrost bezrobocia - zauważyła ekonomistka.
Ekspertka Lewiatana przyznała, że, tak jak to wskazują związkowcy, tzw. umowy śmieciowe "są problemem dla ludzi młodych, którzy chcą wziąć kredyt". - W takim wypadku należy się zastanowić nad specjalnym funduszem, który pozwoliłby na gwarancję dla takich pożyczek. Likwidacja nie jest rozwiązaniem - zaznaczyła.
Wojciech Warski z BCC w TVP Info podkreślił, że związkowcy powinni mówić o konkretach, nie o ideologii. - W czasie miesięcy wakacyjnych wystosowaliśmy do strony związkowej, my - organizacje pracodawców, trzy zaproszenia, trzy listy, w których cały czas powtarzamy jak mantrę, a w jednym z listów nawet podaliśmy bardzo konkretne nasze stanowiska, może nie tyle negocjacyjne, co nasz pogląd na podstawowe postulaty związkowe. Nie otrzymaliśmy ze strony związkowej żadnej konkretnej odpowiedzi" - podkreślił.
Warski zwrócił uwagę, że to związkowcy nie chcą podjąć rozmów z organizacjami pracodawców i rządem. - Trzykrotnie proponowaliśmy rozmowy bez żadnych warunków wstępnych: wróćmy do rozmowy, do rozmowy o konkretach, nie o ideologii. Nie o tym, że należy zmieniać rząd, tylko rozmawiajmy na argumenty, przedstawiając liczby - dodał przedstawiciel BCC.
Związki domagają się, jak to podkreślają, rzeczywistego dialogu społecznego w ramach Komisji Trójstronnej, bo dotąd był on ich zdaniem pozorowany, oraz odwołania ministra pracy i przewodniczącego komisji Władysława Kosiniaka-Kamysza.

PAP/agkm

Protesty związkowców w Warszawie

Marsz
Marsz związkowców w Warszawie, fot. PAP/Jacek Turczyk

Szef
Szef "S" Piotr Duda, PAP/Jacek Turczyk

Związkowcy
Związkowcy z OPZZ, NSZZ "Solidarność" i FZZ oraz przedstawiciele Klubów Gazety Polskiej na Placu Zamkowym, PAP/Rafał Guz

Przewodniczący
Przewodniczący NSZZ "Solidarność" Piotr Duda (C), przewodniczący OPZZ Jan Guz (L) i przewodniczący Forum Związków Zawodowych Tadeusz Chwałka (P) podczas wiecu na placu Zamkowym, PAP/Radek Pietruszka