Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Trójka
Agnieszka Szałowska 18.01.2011

Zacznijmy od siebie

Wojciech Łuczak, wydawca miesięcznika "Raport": Wyraźnie widać, że zaniedbaliśmy proces przygotowania załogi i lotu TU-154M.
Szef MSWiA, przewodniczący polskiej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej, Jerzy Miller (L), minister obrony narodowej Bogdan Klich (P) podczas wspólnego posiedzenia sejmowych Komisji: Obrony Narodowej oraz Sprawiedliwości i Praw Człowieka w sprawie sprawozdania z prac polskich organów państwowych w związku z katastrofą TU 154MSzef MSWiA, przewodniczący polskiej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej, Jerzy Miller (L), minister obrony narodowej Bogdan Klich (P) podczas wspólnego posiedzenia sejmowych Komisji: Obrony Narodowej oraz Sprawiedliwości i Praw Człowieka w sprawie sprawozdania z prac polskich organów państwowych w związku z katastrofą TU 154M PAP/Leszek Szymański

- Polskie postrzeganie tego, co zaszło w czasie ostatniej fazy podejścia do lądowania różni się w pewnym stopniu od tego, co podał MAK – powiedział Grzegorz Sobczak, redaktor naczelny magazynu "Skrzydlata Polska".

Według polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy samolot znalazł się poza polem tolerancji dla ścieżki schodzenia, zatem operator radaru powinien podać odpowiedni komunikat. - Wykazuje to, że jeśli chodzi o współpracę służb naziemnych z samolotem nie wszystko było poprawne – skomentował informacje podane podczas konferencji polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej pod przewodnictwem ministra Jerzego Millera.

Wojciech Łuczak, wydawca miesięcznika "Raport" zwrócił uwagę, że strona polska otrzymała dokument stwierdzający, iż lotnisko Siewiernyj było zamknięte od jesieni 2009 roku. – Teraz jest pytanie, kto ten dokument otrzymał i czy odpowiednio zareagował. Bo jeśli wnioskujemy o otwarcie takiego lotniska, to bierzemy pełną odpowiedzialność za to, co się wydarzy – zaznaczył.

Zdaniem Łuczaka zarówno w przypadku lotu samolotu z 7 kwietnia z premierem Tuskiem na pokładzie, jak i samolotu prezydenckiego 10 kwietnia, zabrakło odpowiedniego przygotowania. – My powinniśmy wiedzieć, że możemy liczyć tylko na siebie i odpowiednio się przygotować, przecież na ekranie kontrolera ścieżka lotu była wyrysowana flamastrem – podkreślił.

Grzegorz Sobczak przypomniał, że polska załoga wypełniając plan lotu musiała w nim podać przynajmniej dwa lotniska zapasowe, z których można skorzystać w razie konieczności, a więc w trakcie lotu posiadała o nich informacje. – Proszę pamiętać o tym, że strona odpowiedzialna za organizację infrastruktury naziemnej również zaniedbała sprawę, bowiem nie było przygotowanego wariantu awaryjnego na wypadek zamknięcia lotniska w Smoleńsku – powiedział. Jego zdaniem mogło to rzutować na brak sugestii dla załogi.

Redaktor "Skrzydlatej Polski" przyznał, że komenda "horyzont 101" padła za późno, ale jego zdaniem załoga powinna podjąć samodzielne działania nawet bez udziału kontrolera. – Z tego zapisu, który dzisiaj ujawniono wynika, że załoga rozpoczęła jakieś działania. W stosunku do tego, co podał MAK zyskaliśmy nową wiedzę, że pierwszy komendę do odejścia wydał dowódca załogi, a kilka sekund później drugi pilot, widać więc, że byli zdeterminowani, by przerwać lądowanie – zaznaczył Sobczak.

Wojciech Łuczak dodał, że gdyby załoga Tupolewa podawała aktualną wysokość, ktoś musiałby się zorientować, że coś jest nie tak. – Być może zyskaliby wąską granicę ucieczki, tak się nie stało - podsumował.

 

Na ile brak informacji z wieży mógł zaszkodzić załodze TU-154M? Jak eksperci tłumaczą różnice w widoczności podawane przez różne źródła?

Aby wysłuchać całej rozmowy wystarczy kliknąć w ikonę dźwięku w boksie "Posłuchaj” w ramce powyżej.

Audycji "Puls Trójki" można słuchać od poniedziałku do piątku o 17.45. Zapraszamy.

 

(asz)