Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Agnieszka Jaremczak 07.10.2014

Wybór Ukrainy. Między wschodem a zachodem (analiza)

Wybór przed którym stoi Ukraina będzie rzutował na najbliższe lata. Prezydent Petro Poroszenko walczy nie tylko o zwycięstwo swojej partii ale też o utrzymanie jedności kraju. Chce dokonać historycznych zmian i wyrwać swój kraj z kleszczy Moskwy

26 października Ukraina dokona wyboru. Zdecyduje kto zasiądzie w nowej Radzie Najwyższej. Przedwyborcze sondaże dają przewagę ugrupowaniu, któremu patronuje prezydent Petro Poroszenko.  Z badań opublikowanych pod koniec września przez Fundację Demokratyczne Inicjatywy i Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii wynika, że na tę partię gotowych jest głosować prawie 40 procent ankietowanych. Drugie miejsce w badaniu zajmuje Radykalna Partia deputowanego Ołeha Laszki, trzecie - Batkiwszczyna byłej premier Julii Tymoszenko.
Gdyby ten wynik potwierdził się w ostatnią niedzielę października oznaczałby klęskę zarówno Frontu Ludowego premiera Arsenija Jaceniuka, nacjonalistycznej Swobody, Komunistycznej Partii Ukrainy, Silnej Ukrainy byłego wicepremiera Serhija Tihipki oraz UDAR-u mera Kijowa Witalija Kliczki.
Wybory parlamentarne bojkotuje Partia Regionów. Rządzące do czasu zwycięstwa rewolucji ugrupowanie wystawi jedynie swoich kandydatów w okręgach jednomandatowych. Ugrupowanie ma tak niskie poparcie, że będą oni kandydować, jako niezależni. Podobnie było w 2012 roku w Kijowie. Stolica nigdy nie sympatyzowała z partią Wiktora Janukowycza. Teraz oficjalną przyczyną jest fakt, że na dużej części terytorium Zagłębia Donieckiego, gdzie to ugrupowania było tradycyjnie popierane, wyborów nie będzie.
Większość mieszkańców obwodów donieckiego i ługańskiego nie będzie w stanie głosować. Według pozarządowej organizacji OPORA, która od lat monitoruje przebieg i przygotowania do głosowania, sytuacja jest gorsza niż w czasie majowych wyborów prezydenckich.
Prorosyjscy separatyści ze wschodniej Ukrainy chcą 2 listopada przeprowadzić swoje wybory prezydenckie i parlamentarne. Głosowanie ma wyłonić władze zarówno samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej jak i Donieckiej Republiki Ludowej.
Kijów zapowiada, że wyników tego głosowania nie uzna. W myśl ustawy o specjalnym statusie Donbasu, uchwalonej przez Radę Najwyższą Ukrainy, wybory władz regionu mają się odbyć 7 grudnia.
W tej sytuacji otwarte pozostaje pytanie o zachowanie integralności Ukrainy. Tym bardziej, że prezydent Poroszenko zapowiadał, że opanowane przez separatystów rejony zostaną oddzielone od pozostałego terytorium państwa ukraińskiego specjalną strefą, która będzie kontrolowana przez Straż Graniczną.  - Oprócz budowy linii obrony wzdłuż granicy administracyjnej wokół tych rejonów zostanie wyznaczona strefa, w której będą pracowały służby graniczne. Obecnie w tym celu przygotowywane jest zabezpieczenie techniczne oraz prawne - mówił.

(źródło: News Channel "24"/x-news)

Obiecał zarazem, że Kijów sfinansuje ten region, pod warunkiem, że pozostanie on w granicach państwa ukraińskiego. - Budżet ukraiński sfinansuje jedynie te terytoria, nad które powróci ukraińska flaga. Jest flaga - są pieniądze z funduszu specjalnego - oświadczył.
Obszar ten wymaga gigantycznych nakładów. Z danych rządowych ujawnionych we wrześniu wynikało, że odbudowa zakładów przemysłowych i obiektów infrastruktury będzie wynosić 8 miliardów dolarów.
Zniszczone są drogi, tory i mosty. W wyniku działań wojskowych uszkodzono prawie tysiąc kilometrów dróg oraz 21 mostów i wiaduktów o ogólnej długości ponad 2 kilometrów. Walki, jakie toczyły się w tym rejonie zmusiły prawie pół miliona ludzi do opuszczenia swoich domów.
Ośrodek Studiów Wschodnich analizując tę sytuację zaznacza, że "władze ukraińskie, mimo podejmowanych prób, nie są w stanie uzyskać pełnej kontroli nad procesem ewakuacji i zakwaterowania przesiedlonych osób – odpowiedzialność biorą na siebie głównie organizacje społeczne”.
W marcu Ukraina straciła Krym. W kwietniu – Kijów stracił faktyczną kontrolę nad dużą częścią obwodu donieckiego i ługańskiego. Szacuje się, że w obu tych obwodach w 2013 roku mieszkało około 7 mln osób. W sumie Ukraina to 45 mln osób. Zdecydowana większość mieszkańców (78 procent) deklaruje narodowość ukraińską. Drugą – po względem wielkości grupą są Rosjanie (17 procent).
Na uwagę zasługuje fakt, że tylko 67 procent osób deklaruje, że posługuje się językiem ukraińskim.

Udział
Udział ludności rosyjskojęzycznej. PAP/Adam Ziemienowicz

Język ukraiński dominuje na zachodzie kraju. Na Ukrainie środkowej oraz w stołecznym Kijowie jest on używany równolegle wraz z rosyjskim. Z kolei wśród ludności Ukrainy wschodniej, południowej oraz Krymu wyraźnie przeważa język rosyjski. Na całym obszarze aż prawie 30 procent obywateli Ukrainy posługuje się językiem rosyjskim, jako swoim ojczystym.
Ludność południowo-wschodniej Ukrainy pozostaje głęboko zrusyfikowana, dominuje wśród niej przeświadczenie, iż Ukraińcy i Rosjanie są częścią jednej wspólnoty cywilizacyjnej, a w interesie obu narodów leży ścisła współpraca. Potwierdza to przeprowadzony w marcu 2011 roku przez Research & Branding Group sondaż według którego aż 47 procent Ukraińców chciałaby pozostania w strukturach Związku Radzieckiego, 43 procent uważa, że upadek ZSRR był największą geopolityczną katastrofą XX wieku, a 54 procent wskazuje, że zmianą na lepsze byłby powrót ZSRR. Mieszkańcy Ukrainy środkowej a zwłaszcza zachodniej podkreślają w zdecydowanie większym stopniu swoją odrębność kulturowo-cywilizacyjną od Rosjan. Silne są wśród nich tendencje proeuropejskie.
Opublikowany we wrześniu sondaż przeprowadzony przez Research & Branding Group pokazuje, że 45 procent Ukraińców chce integracji z Unią Europejską, a 36 procent z Sojuszem Celnym Rosji, Białorusi i Kazachstanu. Badanie to obrazuje jak bardzo polaryzuje się ukraińskie społeczeństwo. Rośnie liczba zwolenników i jednej i drugiej opcji polityki zagranicznej, a zmniejsza liczba niezdecydowanych.
Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że władze Rosji forsują ideę "Noworosji".  Termin ten był używany od XVIII do XX wieku w Rosji na określenie przyłączonych do Rosji terenów. Dotyczyło to - po wojnach z Turcją - obszarów na północ od Morza Czarnego i Azowskiego i południe od granic Rzeczypospolitej sprzed 1793 roku, na terenie obecnej południowej Ukrainy.
Po raz pierwszy Władimir Putin użył tego sformułowania w kwietniu, po aneksji Krymu. Pojawił się nawet pomysł, by napisać podręcznik do historii na temat "Noworosji". Wielu zagranicznych dziennikarzy przejęło retorykę Putina i obecnie chętnie używają tego określenia w swoich publikacjach.

Putin: Rosja i Ukraina kiedyś znów będą razem, jesteśmy jednym narodem

Zmiana retoryki "republiki" Donieckiej i Ługańskiej na "Nową Rosję” może oznaczać chęć wzbudzania nastrojów separatystycznych w tej części Ukrainy. W ten sposób Rosja mogłaby doprowadzić do połączenia Donbasu z Naddniestrzem co odcięłoby Ukrainę od Morza Czarnego.

"Noworosja".
"Noworosja". PAP/Adam Ziemienowicz

Realizacja takiego scenariusza oznaczałaby dla Kijowa nieodżałowane straty. Odessa zajmuje niezwykle ważne miejsce na mapie międzynarodowego handlu. Port obsługuje około 23 mln ton ładunku rocznie, co stanowi około 1/6 całkowitego handlu morskiego. Oznaczałoby to dla Ukrainy nie tylko utratę mniej więcej ćwierci PKB, ale też wielkie zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego. Dwie elektrownie atomowe (Jużnoukraińska i Zaporoska) znajdujące się na tym terenie dostarczają około prawie 20 procent energii generowanej dla Ukrainy, a dwie największe ciepłownie (w Krzywym Rogu i Zaporożu) dostarczają kolejne 8 procent wytwarzanej  energii.

Ukraińska
Ukraińska gospodarka. PAP/Adam Ziemienowicz

Już dziś Kijów odczuwa skutki walk na tym terenie. To właśnie Donieck jest odpowiedzialny za 22 procent ukraińskiego eksportu. Szacuje się, że ze względu na zagrożenia ponad połowa przedsiębiorstw z tego obszaru ma problemy z prowadzeniem normalnej działalności.

W połowie września korespondent Polskiego Radia w Moskwie odnotował, że w Rosji coraz częściej można usłyszeć, że Donbas to już nie Ukraina. Takie stwierdzenia padają z usta polityków i dziennikarzy. O utracie kontroli przez władze w Kijowie nad zbuntowanymi regionami mówią otwarcie prorosyjscy separatyści i ukraińscy uchodźcy. - Jestem przeciwko tej wojnie, ale nie chcę żadnego pojednania z Kijowem. Zdaję sobie sprawę, że wiele krwi już się przelało, ale nie powinniśmy teraz ustępować, trzeba iść do końca - mówił mieszkaniec Ługańska. On i jego znajomi opowiadają się za przyłączeniem Donbasu do Rosji. Inni chcą niepodległości. Natomiast najmniej jest tych, którzy wierzą, że Donbas pozostanie pod kontrolą Kijowa.
Obecnie Ukraina podzielona jest na 24 obwodów, ma dwa wydzielone miasta – Kijów i Sewastopol oraz Autonomiczną Republikę Krymu. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że władze Ukrainy – podobnie zresztą jak państwa zachodu - nie zaakceptowały aneksji Krymu.
Na średnim szczeblu funkcjonuje 490 rejonów a na najniższym około 12 tysięcy wspólnot.  Samorządowe organy wykonawcze występują jedynie na najniższym poziomie, ale w większości małych wspólnot wiejskich i miejskich się ich nie powołuje. Zarówno członkowie, jak i przewodniczący rad wiejskich, miejskich i osiedlowych wybierani są w wyborach powszechnych. Jednostki te są za słabe organizacyjnie i finansowo, by wykonywać właściwe zadania samorządowe. Kijów pracuje nad reformą samorządową, która ma usprawnić ten system.
Ciekawie wygląda mapa politycznych poglądów. Jeszcze do niedawna zachód kraju uchodził za bardziej proeuropejski. Wschód był bastionem Partii Regionów, która dążyła do bliższych relacji z Moskwą. Wybory prezydenckie, jakie odbyły się w maju przełamały tę tendencję. Petro Poroszenko uzyskał  prawie 55 procent głosów wygrywając już w pierwszej turze wyborów. Wygrał we wszystkich okręgach, gdzie odbyło się głosowanie. Czyli wszędzie poza tymi rejonami Donbasu, które były kontrolowane przez prorosyjskie oddziały paramilitarne i nie udało się zorganizować głosowania.
Wybory te pokazały też, jak nikłym poparciem cieszą się wśród Ukraińców nacjonaliści. Rosyjska propaganda przez długie miesiące głosiła, że w wyniku rewolucji do władzy doszli nacjonaliści, faszyści i banderowcy. W starciu z Poroszenko nie miał szans żaden z prawicowych kandydatów. Wystarczy wspomnieć, że Ołeh Tiahnybok uzyskał  niewiele ponad 1 procent poparcia a Dmytro Jarosz szef Prawego Sektora – mniej niż 1 procent. Analitycy zwracają uwagę na fakt, że nawet w "bastionie" nacjonalistów, czyli na zachodzie kraju, gdzie frekwencja była wysoka, zwycięstwo odniósł Poroszenko. W obwodzie lwowskim głosowało na niego aż 70 procent wyborców, w iwanofrankiwskim – 65 procent, a w tarnopolskim 61 procent.

Poroszenko musi zjednoczyć Ukraińców>>>
A z drugiej strony lokalne wybory na Krymie, jakie się odbyły w połowie września wygrała prokremlowska partia - Jedna Rosja, na którą głosowało prawie 72 procent mieszkańców półwyspu. Frekwencja wyniosła 45 procent. Wybory zbojkotowali krymscy Tatarzy. W marcu w tak zwanym referendum około 96 procent mieszkańców półwyspu opowiedziało się za przyłączeniem do Rosji.
Różnice między wschodem a zachodem kraju świetnie opisuje też sondaż agencji Rating, z którego wynika, że spośród zagranicznych przywódców Ukraińcy najbardziej lubią Aleksandra Łukaszenkę, najmniej Władimira Putina. Prezydent Polski - Bronisław Komorowski znalazł się na czwartym miejscu.
Ci z Zachodu i centrum kraju oraz z północy, a także młodsi, lepiej wykształceni respondenci, wyrażają swoje sympatie dla zachodnich polityków, mieszkańcom Wschodu i Południa, a także ludziom starszym bardziej podoba się Aleksander Łukaszenka. Władimir Putin jest pozytywnie oceniany jedynie w Zagłębiu Donieckim.
I na koniec ważna uwaga: prorosyjskie sympatie niekoniecznie muszą oznaczać absolutną akceptację polityki Kremla.
Zaledwie kilka tygodni temu w Charkowie na północnym wschodzie Ukrainy obalono pomnik wodza radzieckiej rewolucji Włodzimierza Lenina. Monument obalono po podcięciu nóg postaci przywódcy bolszewików. Obecni przy tym ludzie wykrzykiwali "Ukraina ponad wszystko!" i śpiewali popularną dziś na Ukrainie przyśpiewkę "Putin ch".  Ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Piotr Kościński ocenił, że  jeśli zniszczenie pomnika Lenina w Charkowie oznacza faktyczne sympatie mieszkańców, to Rosjanie nie mają tam co robić. W Charkowie - chociaż znajduje się na wschodzie kraju, a ludność mówi w większości po rosyjsku - nie obserwuje się zbyt silnych nastrojów prorosyjskich, co może dziwić samą Moskwę. Ekspert zwraca uwagę, że z tego rejonu pochodzili politycy, którzy już znacznie wcześniej rozważali wprowadzenie autonomii, nie przekłada się to jednak na obecne nastroje.
Wybór przed którym stoi Ukraina będzie rzutował na najbliższe lata. Poroszenko walczy nie tylko o zwycięstwo swojej partii ale też o utrzymanie jedności kraju. Chce dokonać historycznych zmian i wyrwać swój kraj z kleszczy Moskwy.
- Na nadrobienie drogi, po której państwa zachodnie szły przez całe stulecia, Ukraina ma zaledwie kilka lat – mówił niedawno. Kreślił plan wielkiej strategii rozpisanej aż do 2020 roku. W jej ramach Ukraina ma zrealizować reformę antykorupcyjną, sądowniczą, podatkową, obronną i spraw wewnętrznych, zdecentralizować władze oraz uprościć warunki prowadzenia biznesu. Gdyby to się udało, za 6 lat nasz wschodni sąsiad ma być gotowy do integracji z Unią Europejską.
Agnieszka Jaremczak, Polskieradio.pl
Korzystałam z materiałów opracowanych przez Ośrodek Studiów Wschodnich oraz przez Polski Instytut Spraw Międzynarodowych