Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Agnieszka Jaremczak 20.11.2014

PiS i SLD razem? Trwały sojusz, czy jednorazowa współpraca [analiza]

Uścisk dłoni Jarosława Kaczyńskiego z Leszkiem Millerem i ich wspólne stanowisko wobec wyborów samorządowych niewątpliwie przejdą do historii polskiej polityki. Być może to wydarzenie zwiastuje powstanie nowej koalicji.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński (prawa) i lider SLD Leszek Miller (lewa), podczas spotkania dotyczącego sytuacji powstałej po wyborach samorządowych i problemów w ogłaszaniu ich wynikówPrezes PiS Jarosław Kaczyński (prawa) i lider SLD Leszek Miller (lewa), podczas spotkania dotyczącego sytuacji powstałej po wyborach samorządowych i problemów w ogłaszaniu ich wynikówPAP/Jakub Kamiński

Jeszcze kilka lat temu prezes PiS mówił, że Sojusz Lewicy Demokratycznej jest organizacją przestępczą i powinien być zdelegalizowany. W odpowiedzi politycy Sojuszu oskarżali Kaczyńskiego o odpowiedzialność za śmierć ich partyjnej koleżanki – Barbary Blidy. Zgłaszali również postulat postawienia byłego premiera przed Trybunałem Stanu. Dla Kaczyńskiego – Miller, który zaczynał swoją karierę polityczną jeszcze w czasach PZPR przez lata był trędowatym.

Dziś - w obliczu wielkiego przetasowania na polskiej scenie politycznej - dawne antagonizmy odchodzą w kąt.  Kaczyński po środowym spotkaniu z Millerem nieoczekiwanie oświadczył, że w wielu kwestiach zajmują takie samo stanowisko. - Po pierwsze to, co się dzisiaj dzieje, jest zagrożeniem dla systemu demokratycznego, bo wszystko zapowiada, że będziemy mieli do czynienia z takim wynikiem wyborów, w który naprawdę trudno uwierzyć i nie może być przyjęty jako prawdziwy - mówił prezes Prawa i Sprawiedliwości.

Kaczyński wspólnie z SLD chce przegłosować w Sejmie ustawę, która "pozwoli przeprowadzić nowe wybory samorządowe”.

- Są takie sytuacje w państwie, gdy lewica spotyka się z prawicą- tłumaczył z kolei szef Sojuszu. Jego zdaniem, "nie ulega wątpliwości", że "cząstkowe wyniki wyborów samorządowych wskazują na możliwość głębokiej manipulacji i nieuczciwości". Co więcej, podkreślił, że uczciwe wybory są kręgosłupem demokratycznego państwa i "jeżeli zachodzi podejrzenie, że tak nie jest, każda odpowiedzialna siła polityczna, nie może nad tym przechodzić do porządku dziennego".

Już w niedzielę wyborczą zarówno PiS, jak i SLD zaczęły kwestionować prawidłowość wyborów. Wśród głównych zarzutów wymieniano: naruszenie ciszy wyborczej, płacenie za głosy, wadliwie wydrukowane karty do glosowania.

To wspólne stanowisko dwóch największych partii opozycyjnych może rozpoczynać długi proces wykuwania się na naszych oczach nowej koalicji. Zarówno wynik wyborów do Parlamentu Europejskiego, jak i sondażowe dane z wyborów samorządowych wyraźnie wskazują na spadek poparcia dla Platformy Obywatelskiej. Partia rządząca osłabiona odejściem swojego lidera Donalda Tuska traci w oczach wyborców na atrakcyjności. Wskazuje na to również ostatni sondaż opublikowany przez TNS Polska.

Jeśli wybory do Sejmu odbyłyby się w pierwszej połowie listopada, PiS wraz z Solidarną Polską i Polską Razem zdobyłby 29 proc. poparcia, Platforma Obywatelska o trzy procent mniej. SLD cieszyłby się poparciem 11-proc. Sumując wyniki PiS i SLD w nowym Sejmie mogłoby dojść do powstania nowej koalicji większościowej.

Jest to możliwe o ile Ewie Kopacz nie uda się zahamować spadku notowań PO. Na razie nic na to nie wskazuje. Z badania TNS Polska wynika bowiem, że w porównaniu z poprzednim miesiącem nastąpiła zmiana lidera rankingu - notowania PiS wzrosły o 2 punkty proc. z 27 proc., zaś PO spadły o 2 punkty proc. z 28 proc. Efekt Ewy Kopacz, na który liczyli działacze PO, najwyraźniej nie działa.

Dziś zarówno PiS, jak i SLD dają wprost do zrozumienia, że za chaos związany z liczeniem głosów oddanych w wyborach samorządowych odpowiadają rządzący. Celem ataku jest jednak nie tylko rząd, ale także prezydent.

Kiedy Bronisław Komorowski apelował do polityków o spokój i nie wywracanie do góry nogami porządku konstytucyjnego, Kaczyński zaatakował go wprost. - Polska nie potrzebuje prezydenta-notariusza, a prezydenta, który wykonuje swoje konstytucyjne obowiązki - oświadczył. Było to bezpośrednie nawiązanie do słów prezydenta, który tłumaczył, że skład Państwowej Komisji Wyborczej jest ustalany przez najwyższych przedstawicieli trzeciej władzy. - Prezydent jest tylko notariuszem, przyjmuje i podpisuje propozycje czy właściwie decyzje wstępne prezesów Trybunału Konstytucyjnego, pierwszego prezesa Sądu Najwyższego i prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego - tłumaczył Komorowski.

Dla niego, politycy powinni trzymać się jak najdalej od PKW a członkami Komisji powinni pozostać sędziowie.

Wybory samorządowe 2014. Serwis specjalny >>>

Wybory samorządowe rozpoczynają roczną kampanię wyborczą, w jakiej pogrążeni będą politycy. Już w maju 2015 roku będziemy wybierać prezydenta. Choć badania opinii publicznej jasno wskazują na zwycięstwo Komorowskiego, PiS nie daje za wygraną i wystawia do walki posła z Krakowa – Andrzeja Dudę. Kurz po wyborze prezydenta nie opadnie a już będziemy musieli szykować się do wyłaniania kandydatów do Sejmu i Senatu. Za rok, o tej porze Polską będzie rządzić nowy rząd. Czy spełni się marzenie prezesa PiS i to właśnie on stanie na jego czele?

Całkiem niedawno prezes PiS oświadczył, że nie interesuje go stanowisko prezydenta. - Mając do wyboru stanowisko prezydenta i premiera, z różnych względów, wolałbym być premierem - powiedział.

Dziś nic nie wskazuje na to, by prezesowi PiS udało się osiągnąć ten cel bez zawierania koalicji. Jeszcze niedawno przeciwnicy Kaczyńskiego twierdzili, że PiS stracił zdolność zawierania sojuszy. Siadając do stołu z Leszkiem Millerem były premier udowodnił, że wcale tak nie musi być.

Agnieszka Jaremczak,PolskieRadio.pl