Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Polskie Radio
Małgorzata Byrska 01.06.2015

Edukacja finansowa: czego Jaś się nie nauczy, za to Jan zapłaci

Świat finansów nie jest prosty. Mamy niezadowolonych klientów banków, mamy frankowiczów, polisolokaty czy „nabitych w Amber Gold”. Wszystko ponoć dlatego, że mamy małą wiedzę o finansach, ponieważ nie mieliśmy sposobności, aby ją zdobyć.
Posłuchaj
  • Dobrą lekcję finansów nawet dla dzieci może być wręczane raz na miesiąc, a najmłodszym nawet raz na tydzień kieszonkowe. Trzeba tylko wiedzieć, jak dawać te pieniądze – uważa gość Jedynki prof. Dominika Maison, psycholog z Uniwersytetu Warszawskiego. (Krzysztof Rzyman, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Zaledwie co drugi rodzic w Polsce daje swoim dzieciom w wieku szkolnym kieszonkowe. A to błąd – mówi gość Polskiego Radia 24 dr Aleksandra Piotrowska, psycholog dziecięcy i przewodnicząca Rady Naukowej Programu Edukacji Finansowej Dzieci „Cha-Ching” w Polsce. (Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Edukacja, połączona z własnymi doświadczeniami dziecka, może uchronić je przed kłopotami finansowymi w przyszłości – uważa Przemysław Kuk z Narodowego Banku Polskiego. (Justyna Golonko, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Wzorem są kraje skandynawskie, które osiągają bardzo wysokie poziomy, we wszystkich obszarach, nie tylko edukacji przedsiębiorczości ekonomicznej – ocenia Bartosz Majewski ze SGH, przy której działa Ekonomiczny Uniwersytet Dziecięcy. (Justyna Golonko, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • NBP prowadzi specjalne lekcje bankowe, dotyczące wiedzy o bankowości, o pieniądzu, na które można się zapisać w każdym oddziale NBP – tłumaczy Przemysław Kuk z Narodowego Banku Polskiego. (Justyna Golonko, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • NBP już od 15 lat prowadzi zajęcia edukacyjne dla uczniów, dla studentów, ale nie tylko. I Bank jest wzorem dla innych banków centralnych – podkreśla Przemysław Kuk z Narodowego Banku Polskiego. (Justyna Golonko, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Na pytanie skierowane do dzieci, skąd się biorą pieniądze, padała odpowiedź, że ze ściany (czyli z bankomatu). Dlatego warto edukować – wyjaśnia Karolina Zioło-Pużuk z NBP. (Justyna Golonko, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Chcieliśmy też pomóc naszym projektem rodzicom, w uświadamianiu dzieciom skąd się biorą pieniądze i jak nimi gospodarować – tłumaczy Karolina Zioło-Pużuk z NBP. (Justyna Golonko, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • I rodzice, i szkoła w niewielkim stopniu edukują Polaków w zakresie tematów ekonomicznych – ocenia Paweł Majtkowski, główny ekonomista Centrum Finansów Aviva. (Justyna Golonko, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
Czytaj także

Czy np. za 20 lat będziemy wiedzieli więcej i takich problemów nie będzie?

– To trudne do przewidzenia. Ponieważ w innych krajach, nawet w Stanach Zjednoczonych klienci też bywają oszukiwani. Na pewno część tych zachowań to była konsekwencja braku wiedzy, ale część to było to, że pewne decyzje, choć obciążone ryzykiem, ale dawały profity, i z niektórymi z tych zdarzeń nie jest związany brak wiedzy, lecz inne czynniki, np. zachłanność – uważa gość radiowej Jedynki prof. Dominika Maison, psycholog z Uniwersytetu Warszawskiego.

Edukacja ekonomiczna niemal od kołyski

Dlatego edukować trzeba od najmłodszych lat. – To jest ogromnie ważna sprawa, żeby była edukacja finansowa. Ale jestem przeciwniczką takich systemowych rozwiązań, typu: od I klasy szkoły podstawowej lekcja ekonomii. Ponieważ często w ten sposób można zniechęcić do jakiegoś obszaru wiedzy – podkreśla prof. Maison.

Zwłaszcza, że większość Polaków nie lubi ekonomii, uważa że jest to bardzo trudna wiedza, która ich nie interesuje i chcą być od niej z daleka. Takie podejście jest też przekazywane przez rodziców dzieciom. – Ponadto, jeśli popatrzymy na większość ekonomicznych programów telewizyjnych, to są tam przeważnie smutni panowie, mówiący hermetycznym językiem o sprawach, które nie interesują większości ludzi – dodaje.

To jest ta przepaść między ekonomią oficjalno-mediową i ekonomią życiowo-codzienną. Czyli za dużo żargonu, za dużo informacji o mechanizmach: globalnych, krajowych, powiązanych z polityką.

– A ludziom przydałoby się dużo więcej wiedzy o zwykłych, codziennych zachowaniach. Nie muszą znać definicji, ale muszą wiedzieć, jak się zachować w konkretnej sytuacji. Np. jak postępować z własnymi dziećmi – tłumaczy gość Jedynki.

Jeżeli nie uczyć w szkole, to gdzie?

Zdaniem prof. Maison, to nie o to chodzi, by nie edukować w szkole, lecz by nie była to forma lekcji ekonomii. Wiedzę ekonomiczną można wpleść w bardzo wiele przedmiotów, np. w matematykę. Skończyć z tymi strasznymi zadaniami o pociągach, a w zamian polecić uczniom obliczyć trzy oferty kredytowe. – Też jest to arytmetyka, liczenie, ale dużo bardziej przydatne – zaznacza.

Samodzielne zarabianie też uczy

W  Polsce zarabianie pieniędzy przez dzieci jest uważane za coś wstydliwego, natomiast zupełnie odwrotnie jest np. w Stanach Zjednoczonych, gdzie świadczy to o przedsiębiorczości dzieci i jest to powód do dumy.

– My uważamy, że miłość wobec dziecko to dawanie mu absolutnie wszystkiego. A jest prosta droga do demoralizacji. Nie jest to natomiast droga do wychowania człowieka stanowczego, odpowiedzialnego, konsekwentnego i postępującego racjonalnie – zauważa gość Polskiego Radia 24 dr Aleksandra Piotrowska, psycholog dziecięcy i przewodnicząca Rady Naukowej Programu Edukacji Finansowej Dzieci „Cha-Ching” w Polsce.

Kieszonkowe tylko jak pensja

A może wystarczy dawać tylko kieszonkowe? Choć według wyników różnych badań procent rodziców, którzy wypłacają dzieciom kieszonkowe, wynosi od 90 do 50 proc.

– I tak, i nie. Jeśli dajemy, to trzeba uważać, w jaki sposób. Bowiem z badań wynika, że dawanie regularnego kieszonkowego, którym dziecko musi zarządzać, jest jednym z lepszych sposobów na uczenie takiego zachowania finansowego, odpowiedzialności finansowej – ocenia prof. Maison.

Wówczas jednak rodzice muszą być bardzo konsekwentni. Jeżeli już dadzą, czy codziennie złotówkę dla małego dziecka, czy tygodniowo więcej dla starszego, to z odpowiednim przesłaniem. – Jeżeli dziecko chce kupić coś droższego, to musi sobie na to odłożyć. A jeśli wyda na coś, to nie będzie miało na inne rzeczy. Takie zachowania bardzo pozytywnie działają – zauważa.

Aby kieszonkowe spełniało swoją funkcję takiej lokomotywy wprowadzającej dziecko do świata finansów, realizującej edukację finansową, muszą być spełnione pewne warunki. Niepokojące jest przekonanie 50 proc. rodziców, że kieszonkowe to jest nagroda za coś. To błąd.

– Kieszonkowe powinno być odpowiednikiem pensji. Czyli niezależnie od tego, jak dziecko funkcjonuje, dostaje co tydzień czy co miesiąc pewną kwotę, nie za wysoką. I tymi pieniędzmi dziecko dysponuje całkowicie samodzielnie. Może z nimi zrobić, co chce, ale pod warunkiem, że do następnego terminu wypłaty kieszonkowego portfel rodzica jest dla niego zamknięty – tłumaczy dr Aleksandra Piotrowska.

Wariant 2: kieszonkowe na żądanie

Natomiast trochę gorzej działa takie kieszonkowe na zawołanie, ponieważ nie uczy zarządzania, natomiast uczy, że na każdą prośbę dziecko dostanie pieniądze. Dzieci uważają wtedy, że to, czy dostaną pieniądze, zależy od tego, ile będą „marudziły” na ten temat.

Ale najgorszy wariant, to dawanie pieniędzy za wykonywanie czynności domowych. Tych zwykłych, typowych. – Bo życie w domu to nie jest praca zarobkowa. Co innego, jeśli dziecko pójdzie do sąsiada i zgrabi mu liście. To jest dobre, bo to jest rodzaj pracy. A nie płacenie za to, co powinno być w obowiązkach dziecka – podkreśla prof. Maison.

Różne modele i pomysły na edukację najmłodszych

W szkołach przedmiot wiedza o przedsiębiorczości jest obowiązkowa, ale są też stowarzyszenia, instytucje, które krzewią tę wiedzę wśród dzieci, np. Fundacja Kronenberga.

Także Narodowy Bank Polski realizuje program edukacyjny adresowany do najmłodszych. – W 2014 roku postanowiliśmy po raz pierwszy skierować nasz przekaz informacyjny do dzieci w wieku 1–3 lata oraz 3–5 lat. Na początku wydawało się to bardzo ryzykowne działanie, bo dzieci zaczynają sprawnie liczyć i rozumieć, czym są pieniądze, które są przecież bardzo abstrakcyjnym pojęciem, dopiero w wieku 6–7 lat. Ale już od 2. czy 3. roku życia możemy powiedzieć im, że istnieje związek między pieniędzmi a pracą. Czyli należy wykonać jakąś czynność, aby otrzymać pieniądze, które nie są magicznymi przedmiotami wyciąganymi ze ściany przez rodziców. Kiedy robiliśmy przygotowania do tego przedsięwzięcia, na pytanie skierowane do dzieci, skąd się biorą pieniądze, padała odpowiedź: ze ściany (czyli z bankomatu). Dlatego ten przekaz był przede wszystkim o tym, żeby powiązać pracę z pieniędzmi, a po drugie, że pieniądze są ważne i należy je szanować – wyjaśnia Karolina Zioło-Pużuk z NBP.

Pierwszy etap projektu to były piosenki dla dzieci (są one na stronie internetowej www.nbpniewyklucza.pl), a także na Facebooku NBP. A w tym roku są także przedstawienia dla dzieci, realizowane z Teatrem Małego Widza, pt. „Co się wydarzyło w Manko”, gdzie dzieciom starszym tłumaczy się, skąd się biorą pieniądze i jak można rozsądnie gospodarować budżetem domowym. Odbędzie się 15 przedstawień w całej Polsce, w bardzo różnych miejscach. Będzie też kilka spektakli w Warszawie, na piknikach organizowanych przez dzielnice.

Azjatycki sposób na edukację

Natomiast „Cha-Ching” to międzynarodowy program edukacyjny, zapoczątkowany w Azji przez Prudence Foundation, a realizowany w szkołach podstawowych na całym świecie. Jego celem jest wykształcenie pozytywnych postaw związanych z zarządzaniem finansami u uczniów szkół podstawowych. 

Program jest ogólnodostępny i bezpłatny. Jego wszystkie elementy w wersji do pobrania znajdują  się na stronie www.cha-ching.pl. Portal został przygotowany w taki sposób, by odpowiadał potrzebom różnych grup wiekowych. Dzieci za jego pośrednictwem będą miały szansę lepiej poznać zespół „Cha-Ching” (to grupa kilku animowanych postaci, których historie w zabawny sposób przybliżają dzieciom cztery najważniejsze funkcje pieniędzy: zarabianie, oszczędzanie, wydawanie i pomaganie), a rodzice sam program.

Natomiast nauczyciele znajdą na stronie wszystkie potrzebne materiały do poprowadzenia zajęć. Na portalu znaleźć można również grę związaną z domowymi finansami oraz aplikację Menedżer Domowego Budżetu – łatwą do zastosowania,  która pomoże rodzicom i dzieciom wspólnie planować domowe wydatki i oszczędzać na przyszłość.

Można też założyć konto dla dziecka

 Z kolei bank PKO Bank Polski prowadzi Szkolne Kasy Oszczędnościowe (SKO). To największy i najstarszy program edukacji finansowej w Polsce. Dla uczniów szkół podstawowych w wieku 6–13 lat. Jego historia ma już 80 lat. Dzięki SKO uczniowie uczą się zasad oszczędzania zarówno w teorii, jak i w praktyce. Czerpią również realne zyski z lokowania swoich środków na indywidualnych kontach w PKO BP, które wzorowane są na rachunkach ich rodziców. Uczą się także przedsiębiorczości oraz zyskują niezbędne w dorosłym życiu umiejętności.

Ponadto można też założyć dziecku zwykłe konto w banku, jeżeli ma więcej niż 13 lat. – Warto założyć takie konto, bo to uczy w naturalny sposób wejścia do współczesnego świata finansowego. Do tego, że są konta, że są karty, że nie trzyma się pieniędzy w skarpecie albo w szafie –  uważa prof. Dominika Maison.

Wzory zachowań i doświadczenia własne

Z raportu wykonanego na zlecenie Prudential Polska wynika, że zaledwie co drugi rodzic w Polsce daje swoim dzieciom w wieku szkolnym kieszonkowe. Połowy rodziców nie stać na to, ale pozostali nie widzą takiej potrzeby.

–  Z doświadczenia wiem, że przekonanie rodziców, zawarte w haśle „A po co dziecku pieniądze” ma bardzo duże znaczenie. Rodzice są przeświadczeni, że oni wiedzą lepiej, jak te pieniądze wydać, a dziecko je tylko zmarnuje. Nie uświadamiają sobie, że dziecko, które nie ma możliwości nauczenia się,  np. przeżywania straty głupio wydanych pieniędzy, będzie później dorosłym, który uwierzy, że jakiś kredyt jest za darmo i wejdzie jak „w masło” w taką niebezpieczną aktywność  – mówi dr Aleksandra Piotrowska.

Prowadzone przez prof. Maison wraz z NBP badania o nieubankowieniu pewnych grup – seniorów i tych najmłodszych – wykazały, że brak ubankowienia w tej młodej grupie to kopiowanie zachowania rodziców. W jakimś sensie ten rodzaj wykluczenia jest więc dziedziczny. To trzeba koniecznie zmienić. Należy też starać się dzieci wyposażać w taki system wartości, gdzie „mieć” nie będzie na pierwszym miejscu.

Krzysztof Rzyman, Błażej Prośniewski, Justyna Golonko, Małgorzata Byrska