Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Polskie Radio
Małgorzata Byrska 29.08.2015

Kłopoty frankowiczów: jak poradzić sobie, gdy nie starcza na spłatę kredytu?

Jest już prawie pewne, że frankowicze dostaną pomoc, nie wiadomo jeszcze w jakim zakresie, ale senacka komisja opowiedziała się za tym, żeby przywrócić pierwotne zapisy ustawy, czyli koszty przewalutowania mieliby pokryć po połowie konsumenci i banki.
Posłuchaj
  • Kredyt hipoteczny to ryzyko, nie tylko związane z zawirowaniami w światowej gospodarce, czy na rynku walutowym, ale także osobiste – przypomina na antenie Jedynki Izabela Dąbrowska-Antoniak, adwokat, dyrektor działu prawnego Federacji Konsumentów. (Krzysztof Rzyman, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • W Polsce nadal zaciąganie kredytów mieszkaniowych jest bardziej ryzykowne dla konsumentów niż w Stanach Zjednoczonych – ocenia na antenie Polskiego Radia 24 Mateusz Medyński z kancelarii prawnej Zimmerman i Wspólnicy. (Robert Lidke, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • To mit, że w Stanach Zjednoczonych odpowiedzialność kredytobiorcy jest ograniczona do wartości hipoteki – mówi Bolesław Meluch, doradca Zarządu Związku Banków Polski. (Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Nowa ustawa, ograniczająca odpowiedzialność kredytobiorców za długi tylko do wysokości nieruchomości, która jest zabezpieczeniem kredytu, to w polskich warunkach postulat nierealny – uważa Leszek Hardek, prezydent Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości. (Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Jednym z hamulców, który ma ograniczać ewentualne problemy banków i kredytodawców, jest wprowadzenie czynnika LTV – wyjaśnia Maciej Górka z serwisu Domiporta.pl (Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Jak dodaje Bolesław Meluch z ZBP, hipotekę warto ustanawiać, bo dzięki niej koszt kredytu na zakup mieszkania jest znacznie niższy. (Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • W USA odpowiedzialność kredytobiorcy jest ograniczona do wartości hipoteki, ale znacznie szybciej przebiega proces eksmisji i dana osoba w każdej chwili może stracić jakikolwiek dach nad głową – wyjaśnia Leszek Hardek, prezydent Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości. (Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • I choć eksperci coraz głośniej mówią, że kredyt hipoteczny to tykająca bomba zegarowa, to patrząc na rynek nieruchomości całościowo, wydaje się on bezpiecznym – zauważa Maciej Górka z serwisu Domiporta.pl (Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
Czytaj także

A nie tak, jak zakłada poprawka przyjęta przez Sejm, zgodnie z którą 90 proc. kosztów miałoby przypadać na banki, a tylko 10 proc. na kredytobiorców.

Czy potrzebna jest ustawa o pomocy dla frankowiczów?

Kredyt hipoteczny to ryzyko. Ale nie tylko związane z zawirowaniami w światowej gospodarce, czy na rynku walutowym, ale także osobiste, bo każdemu może się powinąć noga. I dlatego przede wszystkim warto by najpierw stwierdzić, ile osób potrzebuje realnie takiej pomocy.

– Do Federacji Konsumentów zgłaszają się osoby tzw. przekredytowane, ale większość z nich trafia raczej do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który uruchomił specjalną linię informacyjną dla osób, które mają kłopoty ze spłatą kredytów we frankach szwajcarskich. Do nas też się takie osoby zgłaszają i chcą wiedzieć, czy taki kredyt jest uczciwy, czy klient ma szansę na unieważnienie swojej umowy. Natomiast jeśli chodzi o ustawę, to powinniśmy kształtować takie rozwiązania, które będą obejmować i złotówkowiczów, i frankowiczów. Czyli sprawiedliwa pomoc dla wszystkich osób, które mają problemy ze spłatą zobowiązań. Nie powinno się tutaj rozgraniczać sytuacji na osoby, które mają kredyt walutowy, czy też kredyt złotowy – podkreśla na antenie radiowej Jedynki Izabela Dąbrowska-Antoniak, adwokat, dyrektor Działu Prawnego Federacji Konsumentów.

Taka pomoc byłaby bardziej praktyczna i rozsądna oraz może bardziej akceptowalna społecznie. Ponieważ obecnie osoby, które mają kredyty walutowe, być może się cieszą na spodziewaną pomoc, ale też zapewne nie w pełni, bo nie wszystkie będą mogły skorzystać z zapowiadanych opcji.

– Z drugiej strony osoby, które mają kredyty w złotych, mogą mieć żal, że ich te rozwiązania nie dotyczą, a też przecież mają problemy ze spłatą, z uwagi na przekredytowanie – dodaje ekspert z Federacji Konsumentów.

A osób spłacających kredyty złotowe jest przecież zdecydowanie więcej niż frankowiczów.

Czego nauczyła nas „lekcja kredytów frankowych”?

Zawirowania na rynku kredytów walutowych być może uświadomiły wielu klientom banków, że jednak kredyt hipoteczny to jest duże ryzyko, a w Polsce może nawet jeszcze większe niż w innych krajach Europy Zachodniej, czy też w Stanach Zjednoczonych.

– Trudno powiedzieć, czy w naszym kraju jest większe ryzyko zaciągania takiego kredytu. Szczególnie, że nasze banki były jednak dość restrykcyjne przy udzielaniu tego typu kredytów. Choć zapewne był okres pewnego poluzowania, to i tak w porównaniu do innych krajów było trochę ostrzej i nie mieliśmy tak wolnej ręki, jeśli chodzi o zobowiązania hipoteczne. Jako Polacy powinniśmy wyciągnąć z tego, co się stało taką lekcję, że jest kredyt hipoteczny to zobowiązanie na wiele lat i przez ten czas może nam się przydarzyć bardzo dużo różnych sytuacji, nie tylko tych związanych z wielkim kryzysem finansowym, czy ze zmianą opcji walutowej, ale także w naszym życiu osobistym – wyjaśnia dyrektor Izabela Dąbrowska-Antoniak.

Możemy np. stracić dochodową pracę, zdrowie i spłacalność naszego zobowiązania będzie wówczas utrudniona. Kredyt hipoteczny jest ryzykiem i każdy rozważając zaciągnięcie takiego zobowiązania, powinien mieć na uwadze, że jego sytuacja życiowa może się zmienić. Należy więc przemyśleć, czy wówczas będzie w stanie sobie w takiej sytuacji poradzić.

Czy banki też się czegoś nauczyły?

Nasze banki bardzo lubią „kombinować”.

– Czyli wymyślać jakieś skomplikowane, zawoalowane konstrukcje, które w rzeczywistości dają bardzo dużo profitów bankowi, a mniej profitów klientowi. I taka łapczywość nie zawsze się opłaca. Bo jeżeli banki zaczynają zagarniać coraz więcej i więcej, to może przyjść taka ustawa jak właśnie frankowa, i muszą wówczas wyłożyć dość spore środki – przestrzega gość Jedynki.

Dziś bankowcy może płaczą, ale kiedy zarabiali na bardzo wiele sposobów, to bardzo lekko im to przychodziło. Tak było np. przy pobieraniu 13-proc. spreadu przy wymianie złotego na franka szwajcarskiego.

– Przykładem jest także ostatni wyrok sądowy, związany z innymi produktami dołączanymi do kredytów hipotecznych, obowiązkowymi zresztą. Chodzi tu o tzw. ubezpieczenie niskiego wkładu. Podczas procesu wyszło na jaw, jak duża część składki, którą refinansuje klient, jest tak naprawdę przekazywana ubezpieczycielowi. Jest to więc kolejny produkt, na którym zarabia bank. Warto by więc było poprawić nieco tę naszą bankowość – uważa Izabela Dąbrowska-Antoniak.

Okazało się, że tylko część pieniędzy trafiała do ubezpieczyciela. Resztę zostawiał sobie bank, choć klientów informował, jakoby były to w całości koszty ubezpieczenia kredytu.

Co można zrobić z niespłaconym kredytem?

Banki szukają oczywiście różnych metod i środków, by zminimalizować straty wynikające z niespłaconego kredytu hipotecznego. I przyjęte na świecie rozwiązania, szczególnie te dotyczące ostatniego etapu, kiedy już wiadomo na pewno, że kredytobiorca nie spłaci kredytu, także są bardzo różnorodne.

Zdaniem Bolesława Melucha ze Związku Banków Polskich, u nas funkcjonuje np. pewien mit, że kredytobiorca amerykański w momencie, kiedy wartość kredytu przekracza wartość zabezpieczenia, czyli nieruchomości, przychodzi do banku, zostawia klucze do domu i mówi, że teraz to już nie jest jego zmartwienie.

– Wydaje się, że to jest takie proste, a ta procedura wbrew pozorom jest dość skomplikowana. Mit polega także na tym, że nie wszyscy wiedzą też o tym, że jeżeli jest specjalna klauzula w umowie pomiędzy kredytodawcą, czyli bankiem, a kredytobiorcą, to bank może dochodzić roszczeń, jeżeli sprzedaż tej nieruchomości nie zaspokoiła tego kredytodawcy. Może iść do sądu i prosić o pozwolenie na to, by dochodzić pełnego roszczenia, czyli tak samo jak w Polsce, do wartości zobowiązania kredytobiorcy – podkreśla przedstawiciel ZBP.

Zdaniem Mateusza Medyńskiego z kancelarii prawnej Zimmerman i Wspólnicy, gościa Polskiego Radia 24, Stany Zjednoczone mają chyba najbardziej liberalne prawo upadłościowe na świecie.

– Polska, jako kraj, starała się czerpać z tego wzorca, bo od stycznia mamy nowe przepisy, które są bardziej liberalne niż do tej pory, właśnie w kierunku dochodzenia do amerykańskiego modelu. To oczywiście jeszcze nadal bardzo długa droga, gdyż jesteśmy jeszcze bardziej restrykcyjni, ale mimo wszystko jest to na tyle korzystne, że możemy się już chwalić. I na tle innych krajów Europy Polska jest dobrze przygotowana do upadłości konsumenckiej – ocenia gość PR 24.

Dlaczego klienci w kłopotach mają łatwiej w USA?

Kiedy wartość kredytu przekracza wartość mieszkania i nieruchomość zostaje sprzedane, to bank jest zaspokojony, ale trzeba zwrócić mu jeszcze różnicę między kwotą uzyskaną ze sprzedaży mieszkania a kwotą kredytu. Czyli nie ma mieszkania i ciągle trzeba zwracać pieniądze bakowi. Tak właśnie jest w Polsce.

Natomiast np. w USA oddajemy nieruchomość, ale część majątku zachowujemy. W USA dość szerokiej ochronie podlega majątek dłużnika, np.: mieszkanie o wartości do 15 tys. USD, samochód o wartości do 2,4 tys. USD, sprzęt gospodarstwa domowego o wartości do 8 tys. USD, biżuteria o wartości do 1 tys. USD, narzędzia pracy o wartości do 1,5 tys. USD, czy ubezpieczenia na życie.

A w Polsce traci się wszystko, cały majątek.

– Upadłość w naszym kraju powoduje oddłużenie konsumenta, ale jest to konsument „puszczony w skarpetkach”. Wyłączenia są dokładnie takie, jak w przypadku egzekucji komorniczej, czyli komplet sztućców, jedna krowa, jedna koza itd. To zostało jeszcze ze starych czasów. Zasadniczo jest tak, że syndyk obejmuje cały majątek i cały majątek ma zlikwidować – podkreśla Mateusz Medyński.

Ponadto w Stanach nie bada się, czy była jakaś wina po stronie osoby, która brała kredyt, czyli czy brała go rozsądnie, czy też nierozsądnie.

Dlaczego Europejczycy nie lubią upadłości?

Inaczej niż w USA, w Europie osoby lekkomyślne nie mają prawa do skorzystania z instytucji upadłości konsumenckiej.

– Europa ma z tym straszny problem, ponieważ wszędzie, łącznie z Wielką Brytanią, czy Niemcami, jest bardzo silna stygmatyzacja osób dotkniętych upadłością konsumencką. W Polsce przed wojną upadły kupiec był wyłączony z towarzystwa, nie podawano mu ręki. Obecnie jest oczywiście trochę lepiej, ale to nadal jest bardzo poważny problem – zaznacza gość PR 24.

Czyli w Stanach myślenie o upadłości konsumenckiej jest takie, że oto nie udało mi się, potknąłem się, upadłem, ale zaraz się podniosę. Znowu będę mógł brać kredyty, zadłużać się i znowu będę uczestnikiem, konsumentem rynku.

Wielu ekspertów twierdzi, że m.in. dzięki temu USA dość szybko podniosły się po kryzysie na rynku nieruchomości. Miliony konsumentów ogłosiły upadłość – i wróciły na rynek.

– Oni mają szalenie utylitarne podejście do tego. Ale to także zasługa gigantycznych pieniędzy, które zostały wpompowane w ten system. Ekonomika bowiem jest bezwzględna. Kiedy ktoś nie ma pieniędzy i nie może zapłacić sam za siebie, to ktoś inny musi ponieść te koszty – dodaje Mateusz Medyński.

Co zmieniła nasza ustawa o upadłości konsumenckiej?

Nasze rozwiązania czerpią z tej filozofii amerykańskiej. Co więc się stało takiego, że w Polsce łatwiej ogłosić upadłość konsumencką. Bo już wyraźnie widać, że tych upadłości jest więcej.

– Zrobiliśmy krok milowy. Zmieniło się też trochę nastawienie sądów upadłościowych. Ustawa jest dużo bardziej liberalna. Wcześniej trzeba było udowadniać, że się stało niewypłacalnym z przyczyn niezależnych, wyjątkowych, a to się bardzo rzadko zdarza. Najczęściej to były ciężkie choroby, przypadki siły wyższej, trzęsienia ziemi itp. Ten poziom absurdu trzeba było spełniać, stąd na ileś tysięcy wniosków o upadłość, przyjmowanych było ostatecznie kilka czy kilkanaście – przypomina mecenas Medyński.

Teraz już tego nie ma, wystarczy wykazać, że do stanu niewypłacalności nie doprowadziło się własnym działaniem celowym albo rażącą niedbałością.

Jak działa w praktyce upadłość konsumencka?

Ktoś ma dom lub mieszkanie, jest zadłużony i nie jest w stanie obsługiwać kredytu, chce ogłosić upadłość konsumencką, czyli jego nieruchomość zostanie po prostu sprzedana. I nie ma innej możliwości?

– Tak niestety będzie. Nadal bowiem upadłość likwidacyjna ma dwie części. Pierwsza to likwidacja całego majątku, druga to jest plan spłat. I tego się nie da przeskoczyć. Ale np. pomyślano, aby taki konsument miał gdzie w tym czasie mieszkać. Ze środków uzyskanych ze sprzedaży np. tego domu, syndyk najpierw, zanim przekaże cokolwiek wierzycielom, powinien odłożyć pieniądze, stanowiące równowartość czynszu za okres od 12 do 24 miesięcy. Żeby umożliwić takiemu upadłemu konsumentowi wynajęcie mieszkania w podobnej okolicy, na podobnych warunkach – tłumaczy Mateusz Medyński.

Sprzedaży podlega cały majątek. Zostają przedmioty użytku osobistego, choć nie ma tu ścisłych definicji. Syndycy starają się nie być przesadnie drobiazgowi w tych wypadkach. Odmiennie niż w przypadku przedsiębiorców. Natomiast filozofią tej regulacji jest myśl, że konsumentowi trzeba pomóc. I tak reagują też sędziowie sadów upadłościowych.

– Przed 2015 rokiem było tak, że pieniądze na tzw. koszty realne syndyka, typu ogłoszenia, opłaty, trzeba było mieć od razu przygotowane, czyli upadający konsument musiał mieć odłożoną gotówkę. W zależności od sądu to było 2 albo 5 tys. zł – przypomina gość PR 24.

Teraz składa się wniosek, nie ma się żadnego majątku, sąd ogłasza upadłość, gdyż spełniliśmy określone warunki, a że nie mamy pieniędzy, to trudno, na razie wszystko zapłaci Skarb Państwa. Potem te koszty zostaną ewentualnie uwzględnione, kiedy będziemy sprzedawali jakieś trudne do zbycia składniki majątku, czy np. za pół roku sprzedamy samochód albo część domu. A jeżeli nie mamy w ogóle żadnego majątku, to te koszty zostaną permanentnie przejęte przez Skarb Państwa. Czyli można przejść przez całe postępowanie upadłościowe, nie mając nic.

Dlaczego syndyk jest lepszy od komornika?

W latach 2010–2014 było mało upadłości, choć złożono 1750 wniosków o upadłość konsumencką, a od początku 2015 roku mamy już ponad 2500 wniosków. A więc mimo konieczności utraty całego majątku, dłużnicy decydują się na to.

– Często są to sytuacje ludzi, którzy zmagają się z prowadzonymi egzekucjami od wielu lat. Ponieważ zmieniło się prawo, to ci ludzie mają wreszcie skuteczne narzędzie, żeby pozbyć się tego całego bagażu, balastu np. wielu egzekucji. Czyli w momencie, kiedy ogłasza się upadłość, znika komornik, a pojawia się syndyk – ocenia mecenas Medyński.

I dodaje, że syndyk jest komornikiem wszystkich komorników. Jest to jeden podmiot, który obejmuje cały majątek, jeżeli wierzyciele chcą cokolwiek uzyskać, to idą wyłącznie do syndyka.

Czy więcej upadłości to dobra informacja gospodarcza?

Zdaniem gościa PR 24 upadłości konsumenckich będzie coraz więcej i to bardzo dobry znak. Z punktu widzenia funkcjonowania gospodarki jako całości.

– Ponieważ nikomu, łącznie ze Skarbem Państwa, łącznie z bankami i dużymi wierzycielami, nie opłaca się, żeby taki dłużnik, który do końca życia nie spłaci swoich długów, czyli jest w spirali zadłużenia, z którą niczego już nie można zrobić, np. uciekł za granicę – podkreśla.

Teraz jest tak, że choć proces upadłości jest ciężki, wymaga inwestycji do 4 lat, to powoduje oddłużenie, oddech. Co oznacza, że konsument po tych 4 latach wraca do społeczeństwa na pełnoprawnych zasadach.

– Nie będzie musiał się do końca życia kryć przed komornikami. I mieć majątku przepisanego na członków rodziny, zarabiać „pod stołem”. Dlatego to są świetne rozwiązania – wylicza Mateusz Medyński.

To jest wówczas po prostu nowy kredytobiorca, nowy konsument, nowy płatnik podatku.

Krzysztof Rzyman, Robert Lidke, Błażej Prośniewski, Małgorzata Byrska