Na trzech hektarach Beacon Food Forest znajdują się wyłącznie rośliny nadające się do jedzenia. Do tego lasu wchodzi każdy, kto ma ochotę na świeże marchewki, rozmaryn czy jabłka. Warzywa i owoce można zabrać ze sobą do domu bez żadnej opłaty.
- Mamy tu wiele młodych drzew i krzewów. Staramy się także wyhodować brzoskwinie, nektarynki, figi i morgi, a także całą gamę różnych jagód, truskawek, porzeczek i borówek - opowiada jedna z założycielek tej inicjatywy Jacqueline Cramer - Oprócz tego mamy tu także winogrona.
Las powstał po to, by lokalna społeczność Seattle miała dostęp do zdrowej żywności, nie skażonej środkami chemicznymi, których pełno jest w jedzeniu masowej produkcji. - Zbiory będziemy mieć niemal przez cały rok - zapewnia Cramer.
Czy w Polsce taka inicjatywa miałaby szansę? Potencjalni założyciele jadalnego lasu mogliby mieć sporo problemów, choćby dlatego, że ciężko jest w naszym kraju zdobyć sam las. - Nie sprzedajemy ich, wręcz przeciwnie, gromadzimy - mówi Anna Malinowska, rzecznik Lasów Państwowych, w "Poranku OnLine". - Naszą rolą jest m.in. wsparcie merytoryczne dla osób, które sadzą drzewa. Doradzamy, co, jak, gdzie i za ile warto kupić, a także jak potem o to dbać.
Okazuje się też, że by zasadzić własny las, trzeba spełniać szereg warunków formalnych (m.in. być rolnikiem i posiadać odpowiednie grunty), a także przebyć długą drogę przed labirynt administracyjnych obwarowań.
(kd/pj)