"W krainie czarów" to najnowszy zbiór opowiadań Sylwii Chutnik. Książka bardzo bolesna i dotkliwa, choć, jak ocenia Bogusia Marszalik, pisana z wrażliwością i czułością. Autorka opowiada o ludziach, o których nie przeczytamy nigdzie indziej. Te historie przypominają trochę reportaże społeczne.
- Być może ja zupełnie nieświadomie trochę udaję reportaże, ale raczej chodzi mi o uchwycenie portretów bohaterów i bohaterek, przede wszystkim o opowiedzenie historii - mówi autorka.
Postaci stworzone i opisane przez Sylwię Chutnik trudno znaleźć w mediach, choć być może są to nasi sąsiedzi. - Ja mylę tropy. Zazwyczaj w moim pisarstwie mocno osadzam narrację w konkretnych miejscach topograficznych, dotyczących poszczególnych miast. Tu nie tylko jest Warszawa, co jest swoistym novum w moich książkach - mówi autorka. - Prowadzę bohaterów i bohaterki po konkretnych ulicach, które istnieją i człowiekowi wydaje się, że skoro już zidentyfikował to miejsce, to może szukać wzrokiem pierwowzorów moich bohaterów. Pewnie wielu z nich można odnaleźć.
Tym, co łączy opowiadania "W krainie czarów", jest nostalgia do przeszłości, do miejsc. Pisarka zgadza się, że w pewnym sensie jej opowiadania tworzą mikrokosmos tych wszystkich opisanych historii ludzi, którym niezbyt się wiedzie w życiu. - Mimo to nie chciałabym, by ten zbiór był traktowany jako dołująca lektura pod koc na jesienne wieczorny. To nie o to chodzi, że świat jest zły, a społeczeństwo niemiłe - mówi gość "Kontrkultury". - Mnie interesują te historie, które nie są sexy, niewiele osób obchodzą.
Sylwia Chutnik zwraca uwagę, że opisanych przez nią bohaterów i bohaterek zazwyczaj nie zauważamy, a jej zadaniem jako pisarki jest przyszpilenie jak motyla historii tych osób, które nie są tak kolorowe i spektakularne, ale mogą nam coś powiedzieć o naszym życiu.
Nie bez znaczenia w tym tomie opowiadań jest też miasto, które fascynuje Sylwię Chutnik od lat. Autorka patrzy na nie jako przewodniczka miejska, jako naukowiec i mieszkanka.
(pj/mc)