Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio 24
Marek Grabski 30.07.2020

Chrystus, hitlerowcy i tęczowa flaga

"Wybaw sam siebie, jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża!" - krzyczeli do Niego tam, wtedy, u zarania historii, na Golgocie. A on, Bóg-Człowiek, zamiast pokazać ziemską siłę i moc, pokazał niebiańską pokorę, umierając za grzechy człowieka. Tu i teraz, w Warszawie Anno Domini 2020, z pomnika przed kościołem pod wezwaniem Świętego Krzyża spokojnym wzrokiem patrzy na człowieka, który zakneblował mu usta różową chustką i przystroił flagą sybmolizującą to, co Pismo Święte nazywa wprost: grzech. Tam i wtedy nie odrzucił korony cierniowej, tu i teraz nie odrzuci flagi. Co najwyżej ustami z brązu pomodli się za bluźnierców, których świat nazywa aktywistami. A tym, którzy cierpią, patrząc na splugawiony pomnik, szepnie: Sursum corda. "I tak przecież zwyciężyłem".

Nie będzie to zresztą pierwszy raz, gdy Chrystus z Krakowskiego Przedmieścia modli się za prześladowców. W 1887 roku modlił się za wariata, który urwał mu rękę. Ze zdarzenia wykiełkowało dobro – figura, pierwotnie z cementu, została zastąpiona nową, odlaną z brązu. Brązowy Chrystus dźwigał swój krzyż i patrzył na Warszawę. Tę uciemiężoną zaborami, tę cieszącą się z odzyskanej niepodległości. Smutne oczy z pewnością nie raz spoczęły na dorożce, którą Krakowskim Przedmieściem pędził Józef Piłsudski. Z pobłażaniem spoglądał na Stefana Żeromskiego, Jana Lechonia czy innych polskich artystów, którzy za wiele wypili i zygzakiem wracali z pobliskiej Astorii. Jesienny deszcze spływał po policzkach pomnika, gdy obserwował runy SS na ramionach hitlerowców i słuchał szczekliwej niemieckiej mowy, gdy zaganiali nieszczęśników na samochody w trakcie łapanek. Błogosławił powstańcom warszawskim, gdy w sierpniowe dni ruszali do boju o wolną Polskę. We wrześniu przewrócony przez detonacje min, ręką wyciągniętą w górę wciąż wskazywał walczącym niebo, jakby przypominając, że wojenne piekło rozgrywające się dookoła kiedyś się skończy.

1200_Morawiecki_TT.jpg
Premier: nie ma zgody na profanowanie symboli narodowych i religijnych

"Wiem, że nie jest wam łatwo" – zdawał się mówić udręczonym Polakom, sterroryzowanym przez kult Józefa Stalina. Kibicował studentom uciekającym przed milicją podczas strajków w 1968 roku. Doczekał przyjazdu do ojczyzny papieża Polaka. "Nie sposób zrozumieć tego miasta, Warszawy, stolicy Polski, która w roku 1944 zdecydowała się na nierówną walkę z najeźdźcą (…), jeśli się nie pamięta, że pod tymi samymi gruzami legł również Chrystus-Zbawiciel ze swoim krzyżem sprzed kościoła na Krakowskim Przedmieściu" – mówił latem 1979 roku przyszły święty, Jan Paweł II. A brązowe oczy Zbawiciela patrzyły na niego z miłością.

Chrystus z Krakowskiego Przedmieścia mnie samej towarzyszył przez pięć lat studiów. Też widział wówczas różne rzeczy: od papierosów, nerwowo wypalanych przed egzaminem z literatury starożytnej Grecji, przez szalony entuzjazm, że udało się zdać, po czarną rozpacz, bo okazało się, że ten przystojny blondyn z lektoratu, do którego szczerzyłam zęby, to jednak ma dziewczynę. W podobny sposób wrósł w wielką historię Warszawy i w małe, osobiste historie warszawiaków.

Nie wiedzą, co czynią?

W nocy z wtorku na środę Chrystusa z Krakowskiego Przedmieścia przyozdobiły tęczową flagą i zakneblowały różową szmatą pannice przedstawiające się jako "Gang Samzamęt, Stop Bzdurom i Poetka". Podobny los spotkał kilka innych stołecznych pomników, ale w przypadku Zbawiciela smuci to najbardziej. Czytam "manifest" opublikowany w mediach społecznościowych przez dumne autorki. "(…) To atak! Postanowiłyśmy działać́. Tak długo jak będę̨ się̨ bać́ trzymać́ Cię̨ za rękę̨. Tak długo aż̇ nie zniknie z naszych ulic ostatnia homofobiczna furgonetka. (…) Tak długo jak flaga będzie kogoś gorszyć́ i będzie 'niestosowna', tak długo uroczyście przyrzekamy – prowokować (…)" – czytam i zaciskam pięści w bezsilnej złości. "Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią" – prosił swego Ojca Chrystus na krzyżu. Usprawiedliwić głupotą działanie tęczowych prowokatorek byłoby łatwiej. Niestety, mam całkowite przekonanie, że wiedzą, co czynią. Celowo i perfidnie dokonują aktu, który znaczna część społeczeństwa odbiera jako profanację nie tylko świętości, ale i historii.

Co jednak zrobić? Po chrześcijańsku nadstawić drugi policzek i nie reagować? Ależ reagować – odpowiadam na nasuwające się wątpliwości. Wiceminister Sebastian Kaleta złożył w sprawie pomników zawiadomienie do prokuratury, wyczyn aktywistek potępili dziennikarze i publicyści nie tylko z prawej strony sceny politycznej. Mam głęboką nadzieję, że wymiar sprawiedliwości wyciągnie wobec nich konsekwencje. Zostawienie takiego czynu bez reakcji oznaczałoby bowiem przyzwolenie, akceptację. Byłoby sygnałem, że tak można. Reakcję winni jesteśmy – jako społeczeństwo – wszystkim tym, dla których Zbawiciel z Krakowskiego Przedmieścia coś znaczy, nieistotne, czy w wymiarze sakralnym, czy kulturowym. Jednak piętnując takie zachowanie, nie możemy pozwolić sobie na odpowiadanie nienawiścią na nienawiść.

Sebastian Kaleta PAP-1200.jpg
Profanacja figury Chrystusa w Warszawie. Kaleta: złożyłem zawiadomienie do prokuratury

Sprawiedliwość, nie odwet

Tak, szanowni państwo. To, co zostało zrobione z pomnikiem Chrystusa na Krakowskim Przedmieściu, to wyraz nienawiści, niezależnie od tego, jak swoje intencje będą tłumaczyć ci, którzy aktu tego dokonali. Czym, jeśli nie nienawiścią właśnie, jest świadome ranienie ludzi, dla których krzyż to najważniejsza świętość?

"Przyrzekamy prowokować" – obiecują panny aktywistki. Jakaś część mnie bardzo chce dać się sprowokować. Upokorzyć, skoro upokorzono. Kogo? Nie tylko cienie tych, którzy ginęli za ten pomnik, ten krzyż i to miasto, ale także moją 91-letnią babcię, która wiarę przeżywa dużo prościej i bardziej emocjonalnie niż ja. Chciałabym wziąć odwet. Odgryźć się. Napisać coś złośliwie, ostro i ośmieszająco. Dotknąć, zranić. Użyć słów dosadnych, wręcz wulgarnych. Wszyscy wiedzą, że potrafię. Tyle że jeśli sobie na to pozwolę, wpiszę się w grę autorek owej żałosnej manifestacji. Taki jest przecież prawdziwy jej cel – zagrać na emocjach i wywołać ból, który spowoduje eskalację napięcia. A nuż się uda, może ktoś w przypływie oburzenia zacznie atakować homoseksualistów, by powetować uczucie przykrości? Kogoś popchną, kogoś uderzą, społeczność LGBT będzie mogła odegrać nękane ofiary. "Zobacz, Europo! Oto w tej zdziczałej Polsce pobito geja za to, że jest gejem! Zareaguj, wesprzyj nas!" – już widzę petycje słane do organów Unii Europejskiej. Na to nie możemy sobie pozwolić. I nie dajmy sobie wmówić, że wszyscy homoseksualiści profanują pomniki, bo tylko pchniemy ich w ramiona bojowników tęczowej ideologii.

Quae sunt caesaris, caesari; et quae sunt Dei, Deo, czyli "oddaj cezarowi, co cesarskie, a Bogu to, co boskie". Tą zasadą powinien kierować się katolik. Zatem panienkom od pomnikowego manifestu trzeba przebaczyć i się za nie pomodlić. Pomodlić, a potem postawić przed sądem.

Magdalena Złotnicka