Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Małgorzata Byrska 29.06.2016

Blackout Polsce nie grozi, ale musimy pilnie inwestować w energię słoneczną

Z powodu upałów system energetyczny trzeszczy w szwach. Żeby nie powtórzył się ubiegłoroczny blackout, Polska poprosiła sąsiednie kraje o gotowość do awaryjnych dostaw prądu. To bardzo ważna pomoc dla naszego kraju.
Posłuchaj
  • Choć dziś koszt produkcji energii ze słońca jest wyższy od nowych elektrowni węglowych, to wciągu dekady ta różnica zniknie – ocenia gość Jedynki Bartłomiej Derski, ekspert ds. energetyki, portal wysokienapiecie.pl. (Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
Czytaj także

Bowiem jak wynika z raportu ENTSO-E, organizacji zrzeszającej operatorów sieci przesyłowych w Europie, tego lata polski system elektroenergetyczny będzie w najtrudniejszej sytuacji na całym kontynencie.

Pomoc sąsiedzka

Przypomnijmy, że w 2015 roku, podczas fali upałów, trzeba było wprowadzić ten słynny „20. stopień zasilania”. Czy również w tym roku możemy się tego spodziewać?

– Mam nadzieję, że nie. Choć ryzyko oczywiście istnieje. Od zeszłego roku np. klimatyzatorów mamy jeszcze więcej, co roku rośnie zapotrzebowanie na moc. W tym roku też mieliśmy 23-24 czerwca bite kolejne rekordy zapotrzebowania. I rzeczywiście zbliżyliśmy się do pewnego krytycznego momentu – wyjaśnia gość Jedynki Bartłomiej Derski, ekspert ds. energetyki, portal wysokienapiecie.pl. 

Dlatego, aby odsunąć trochę to niebezpieczeństwo, Polska poprosiła swoich sąsiadów o awaryjne udostępnienie mocy. Czy to uchroni nas przed blackoutem?

– W pewnym stopniu nawet już to nam bardzo pomogło. Mamy nowe połączenie z Litwą, i to jest moc 500 MW, czyli tak naprawdę kilka procent tego maksymalnego zapotrzebowania w stosunku do poprzedniego roku. Także mamy już udostępniony z powrotem import z Ukrainy, i to jest kolejne 120 MW. I co kluczowe, zrobiliśmy bardzo ważną inwestycję na granicy z Niemcami – otóż zamontowaliśmy tzw. przesuwniki fazowe, dzięki którym energia z Niemiec nie przepływa już przez nasz kraj takim tranzytem, jak to bywało w ostatnich latach. Ponadto jesteśmy też w stanie importować energię właśnie z Niemiec, ale i z Czech – ocenia gość radiowej Jedynki.

Bezpieczeństwo energetyczne kosztuje

Czyli jesteśmy bezpieczniejsi, ale to wszystko kosztuje, i zapłacimy za to wszyscy. Pytanie tylko, ile to nas będzie kosztować?

– Sam brak energii to są olbrzymie koszty, bo o ile średnia cena energii na rynku to jest ok. 170 zł za MWh, o tyle brak takiej energii jest wyceniany średnio w gospodarce na 7 000 zł za MWh. Czyli kilkudziesięciokrotnie więcej. Natomiast za te braki energii w ostatnich dniach zapłacili ci, którzy nie zakontraktowali wystarczająco dużo energii. Czasami był to przemysł, a czasami sprzedawcy energii, i wtedy ceny szybowały do poziomu 1000 zł – podkreśla ekspert.

Gdzie należy szukać przyczyn takiego stanu rzeczy, że nie jesteśmy w stanie zapewnić sobie bezpieczeństwa dostaw energii?

– Politycy jednym uchem słuchali ekspertów, którzy od lat powtarzali, że mamy problem, że musimy coś zacząć z tym robić i to szybko – a drugim uchem niestety wypuszczali te informacje. Od bardzo dawna powtarzano, że duże energetyczne bloki węglowe nie uchronią nas przed brakiem energii, bo one tylko będą zastępować moce wycofywane, ze względu na przestarzałe technologie, i dużą emisję zanieczyszczeń. To będą te, które muszą zostać zamknięte. Natomiast nie zbudowaliśmy dodatkowych mocy, zwłaszcza na te szczyty letnie. Czyli wtedy, kiedy mamy najgoręcej, kiedy świeci najmocniej słońce. A nasi sąsiedzi, np. Czesi zbudowali sobie dlatego 2 tys. MW fotowoltaiki, a w Polsce powstało tylko 120 MW fotowoltaiki. To kropla w morzu potrzeb – zwraca uwagę Bartłomiej Derski.

Fotowoltaika, jako przemyślana inwestycja  

W takich sytuacjach pewnym rozwiązaniem mogłaby więc być fotowoltaika i energetyka rozproszona. Ale z tą w Polsce wciąż nie jest najlepiej.  Ponadto czy w naszym klimacie energia ze słońca miałaby uzasadnienie ekonomiczne?

– Gdy popatrzymy na ostatnie dni czy miesiące, to cena prądu w szczytach zapotrzebowania wynosiła 200–300 złotych. Koszt przemysłowej fotowoltaiki to jest 400 zł za MWh, a więc ta dopłata 100 zł mogłaby nas uchronić przed ryzykiem blackoutów, kosztujących kila tysięcy złotych. Jeżeli przeanalizowalibyśmy mądrze, jakich technologii potrzebujemy, na jakie okresy roku, gdzie potrzebujemy tych mocy szczytowych, czy potrzebujemy może trochę więcej gazu w systemie – gdybyśmy mieli taką kompletną analizę, to wtedy bardzo optymalnymi kosztami moglibyśmy załatać nasze potrzeby energetyczne – komentuje gość radiowej Jedynki.

Ale tego – niestety – ciągle w Polsce brakuje. Według gościa radiowej Jedynki, choć dziś koszt produkcji energii ze słońca jest wyższy od nowych elektrowni węglowych, to wciągu dekady ta różnica zniknie. 

Hasło „dywersyfikacja”

Teraz jesteśmy uzależnieni od tego jednego źródła węglowego. Przez lata to było bardzo tanie źródło, i byliśmy zwycięzcami na arenie europejskiej dzięki temu.           

– Natomiast w ostatnich latach to się zupełnie zmieniło, energetyka odnawialna bardzo mocno potaniała, i teraz przemysł, który kupuje energię po cenie hurtowej w Niemczech, w Czechach, w Skandynawii, w krajach bałtyckich będzie wygrany. Ponieważ te ceny będą tam niższe niż w Polsce, i to też jest element, który polski rząd powinien wziąć pod uwagę – uważa ekspert.

Koniecznie też powinniśmy inwestować w sieci energetyczne, bo one też są przestarzałe.

– Zwłaszcza latem mamy problemy, ponieważ nasze linie były projektowane na mniejszy przesył energii, i gdy jest gorąco te kable się nagrzewają, zwisają tak nisko, że mogą niekiedy dotykać drzew. Dlatego nie możemy puszczać nimi za dużo prądu, i z tego powodu ważne jest opomiarowanie tych sieci. Polscy naukowcy już badają te elementy, jest taki program System dynamicznego przesyłu, więc to powoli się dzieje. Bo niekoniecznie kompleksowa modernizacja jest zawsze potrzebna, czasem wystarczy opomiarowanie i sterowanie tym przesyłem –  ocenia gość Jedynki Bartłomiej Derski, ekspert ds. energetyki, portal wysokienapiecie.pl.   

Natomiast oddawane w kolejnych latach elektrownie węglowe w Kozienicach, Jaworznie i Opolu będą zdecydowanie bardziej odporne na upały, ponieważ będą miały tzw. zamknięty układ chłodzenia, niezależny od temperatury w rzekach. Czyli nasze bezpieczeństwo energetyczne poprawi się.

Błażej Prośniewski, mb