Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Polskie Radio
Aleksandra Tykarska 20.11.2019

Stradiwariusy

No tak, poprzedniego wieczoru nadużyłem. Tym straszniejszy był telefon gdzieś o siódmej rano. Mogłem nie odebrać, ale wiedziałem, że o takiej porze mogą dzwonić tylko muzykanci...

- Panie Andrzeju, pan przyjedzie do mnie, to panu coś pokażę - mówi skrzypek L.
- Ale co?
- Pan się nie boi, pan przyjedzie, to nie pożałuje.
Przy najbliższej okazji pojechałem do skrzypka L. Niedaleko Przysuchy. L. tajemniczo prowadzi mnie do ciemnej sypialni i spod łóżka wyciąga coś zawiniętego w szmatę. Mówi ściszonym głosem, rozgorączkowany. - Kupiłem te skrzypce od Cygana w Przytyku już kilka lat temu, ale dopiero teraz widziałem w telewizji, że te stradiwariusy to warte są miliony!

Odwija skrzypce ze szmat i pokazuje karteczkę, którą widać przez efa. - Patrz pan, czytaj. - Faktycznie, na karteczce stoi jak byk: Antonio Stradivari. Serce mi zamarło, ale patrzę uważniej, a tam małym druczkiem: Made in Czechoslovakia. Potem już się przyzwyczaiłem, że w sezonie przynajmniej kilka stradiwariusów odkrywałem. Najlepsze było, że w małej, ale słynącej muzykantami wsi w Lubelskiem powiedział mi szczęśliwy posiadacz: - Popatrz, pan, to oryginalny stradiwarius, jest takich pięć na świecie, a w naszej wsi dwa.

Ale nie tylko ja robię takie odkrycia. Pamiętam, że gdzieś w latach 90. w dzienniku telewizyjnym główną wiadomością było to, że dzielni celnicy wykryli wielki przemyt na granicy: ktoś usiłował wywieźć bezcennego stradiwariusa. Wiadomość szybko zniknęła z serwisu… Szczęśliwym posiadaczem takiego bezcennego instrumentu był też skrzypek Gilas z Kocudzy i pochwalił się tym etnografom. Ci zaczęli dociekać, Gilas się przestraszył i ukrył skrzypce. I powiedział, że mu ukradli. A troskliwi badacze dali znać na milicję. Dopiero wtedy zrobiła się z tego afera.

Ale to wszystko blednie przy skrzypcach Kazimierza Mety. Meto miał dobre, ale sfatygowane skrzypce ze sztajnerowskim splotem. Kiedyś przyjeżdżam do niego w upalnym sierpniu. Wszyscy w polu, tylko pan Kazimierz napalił pod kuchnią, wyjął fajerki i nad żywym ogniem opala skrzypce.
- Co pan robi?
- Panie Andrzeju, nie podobuje mi się, że są takie ciemne. Pomyślałem, że oskrzybię lakier, to będą bardziej szykowne.
I spokojnie, tak jak się skrobie marchewkę, kozikiem zeskrobuje lakier ze skrzypiec.

Zawiłe są koleje losów muzykanckich instrumentów. Tak jak muzykanci, nie miały łatwego życia.

Andrzej Bieńkowski

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.