Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Polskie Radio
Aleksandra Tykarska 18.12.2019

Orkiestra symfoniczna ze wsi Sokolniki Mokre

To naprawdę chciałbym zobaczyć. Jest 1965 rok, tradycyjne wiejskie podwórko udekorowane dla wesela...

W otwartych wrótniach stodoły siedzi orkiestra symfoniczna ze wsi Sokolniki Mokre. To dwudziestu, trzydziestu chłopa  goście weselni z okolicy. Siedzą na krzesłach i ławach, poważni i skupieni przed występem dla licznej wiejskiej widowni. Przed nimi dyrygent Józef Tarnowski. Od wielkiej Beethovenowskiej orkiestry różni ich tylko jedno – nie mają instrumentów (no i brak partytur).

Dyrygent stuka batutą (tu drewniana łyżka) w pulpit (koryto postawione na sztorc) – chce zaczynać, ale wyraźnie nie jest zadowolony. Orkiestra nie stroi! Podchodzi do skrzypków i każdy instrument stroi osobiście, wykręcając ucho muzykowi. Słychać dźwięk strun, brzęk, brzęk. Potem kolej na wiolonczele, one stroją niżej, buu, buu. Ciągle jest niezadowolony, a publiczność się niecierpliwi. Więc stroi dęte instrumenty, wykręcając dmuchające nosy trębaczy, fuu, fuu. Wreszcie jest orkiestra jak marzenie. Dyrygent kłania się publiczności, słychać oklaski. Daje batutą znak i orkiestra zaczyna tutti! Każdy z muzyków gębą naśladuje instrument, który reprezentuje. Muzyka konkretna na trzydziestu chłopa. Takie koncerty dawała kapela braci Tarnowskich, kiedy grała na radomskich weselach.

Koncerty były wielką atrakcją drugiego dnia, już po oczepinach. Przychodziła na nie cała wieś. W repertuarze orkiestry były oberki, poleczki, walce i muzyka nowoczesna. Tego typu spektakle były częścią fantastycznego i dziś zapomnianego teatru weselnego. Józef Tarnowski  bębnista i perkusista kapeli braci Tarnowskich – przedstawiał jeszcze Fryzjera, Słomianego Janka, Skup jaj, Organista z Bakałarzem zjedli kluski za ołtarzem, Dziada amerykańskiego.

Ciekawe jest to, że kres teatrów weselnych nastąpił wtedy, kiedy na weselach pojawiły się kamery wideo. Dziś nieodłączny element wiejskich wesel. Aktorzy teatrów zaczęli się wstydzić swojej gry, kiedy pojawili się w telewizorach. Ale nie tylko oni. Kiedy pokazywałem zawodowym ludziom teatru te teatry weselne, byli zażenowani i mówili, że wiedza o nich do niczego im się nie przyda. Nie spotkałem o tym też wzmianki, przeglądając historię polskiego teatru. Sami nie wiemy, jakie skarby posiadamy.

Andrzej Bieńkowski

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.