Gilad Szalit, izraelski kapral, po 5 latach wraca do domu. Żołnierz został uprowadzony 25 czerwca 2006 r. w wyniku ataku palestyńskich bojowników na posterunek armii izraelskiej w pobliżu Kerem Szalom, niedaleko granicy ze Strefą Gazy. Do wymiany Szalita na 1027 palestyńskich więźniów dojdzie "w najbliższych dniach". Władze Izraela przez 5 lat twardo stały na stanowisku, że w tej sprawie targu nie będzie.
Jan Piekarski, były ambasador Polski w Izraelu, tłumaczy, że o zmianie decyzji zadecydował głód sukcesu. - Sukcesu, którego potrzebował zarówno rząd izraelski, jak również Hamas. Dla premiera Netanjahu uwolnienie Szalita to była z jednej strony sprawa zobowiązania moralnego i realizacji tego, co w Izraelu jest bardzo silne, czyli poczucia solidarności i troski o swoich żołnierzy, o swoich młodych ludzi – mówi. Gość Trójki podkreśla, że rodzice porwanego żołnierza prowadzili niezwykle popularną w Izraelu kampanię krytyki i masowych demonstracji, domagając się zwiększenia wysiłków rządu na rzecz wypuszczenia Szalita.
Zdaniem byłego ambasadora Polski w Izraelu z politycznego punktu widzenia uwolnienie Szalita odwraca uwagę na Bliskim Wschodzie od innego ważnego problemu, jakim jest wniosek o uznanie Autonomii Palestyńskiej, złożony przez prezydenta Mahmuda Abbasa. – Tym ruchem zarówno Netanjahu zdejmuje uwagę z tego procesu i Hamas wraca do gry, dlatego, że wcześniej jedynym partnerem do rozmów był Abbas i Netanjahu.
Audycji "Trzy strony świata" można słuchać w poniedziałki i środy o 16.45
(pg)