Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Agnieszka Kamińska 25.04.2013

Reżyser "Żywie Biełaruś": każdy reżim ma swój koniec

Doświadczenia Białorusi to właściwie nasze przeżycia sprzed około 20 lat - mówi reżyser filmu "Żywie Biełaruś" Krzysztof Łukaszewicz. Apeluje o moralne wsparcie dla walczących o niezależność.
Krzysztof ŁukaszewiczKrzysztof ŁukaszewiczPAP/Jacek Turczyk

Na ekrany kin wszedł 19 kwietnia film "Żywie Białoruś", przedstawiający współczesną Białoruś, represje i zniewolenie w kraju Aleksandra Łukaszenki. - Film inspiruje, pokazuje jak skutecznie walczyć o wolność, pod każdą szerokością geograficzną - mówi reżyser filmu "Żywie Biełaruś" Krzysztof Łukaszewicz. W rozmowie z portalem PolskieRadio.pl wyjaśnia, że impulsem do powstania filmu była prawdziwa historia opozycjonisty Franaka Wiaczorki. Celem jest pokazanie młodzieży w Polsce i na Zachodzie rzeczywistości białoruskiej, tak by można było zrozumieć, co przechodzą Białorusini i by móc zająć stanowisko w sprawie wydarzeń na Białorusi.- Najważniejsze jest to, żeby opinia publiczna w Europie, udzieliła moralnego wsparcia opozycji białoruskiej, jak silna czy słaba by ona nie była - podkreśli autor filmu.

Zachęcamy do lektury wywiadu:

Portal PolskieRadio.pl: Jak narodził się się pomysł tego filmu, dlaczego zdecydował się go pan nakręcić?

Krzysztof Łukaszewicz, reżyser filmu "Żywie Biełaruś": Zainspirował mnie artykuł ”Dużym Formacie”. To reportaż Włodzimierza Nowaka pod tytułem ”Jak Franak Wiaczorka walczył w białoruskiej armii”. Opisuje przeżycia chłopaka, który został wcielony do jednostki na pograniczu. Zaczął swoją własną rozgrywkę z totalitarnym systemem w jednostce. Upomniał się o podstawowe prawa poborowych, o swoje potrzeby, na przykład o remont toalet, które nie nadawały się do użytku, o maść na świerzb, który panował powszechnie w tej jednostce.

Kiedy był już na tyle popularny, że stał się samozwańczym rzecznikiem poborowych, zaczął walczyć o poszerzenie zakresu minimalnych wolności, o uprawnienie języka białoruskiego w armii. Białoruskie wojsko jest rosyjskojęzyczne: rota, rozkazy, wszystko obowiązuje po rosyjsku. Franak stwierdził, że skoro konstytucja przyznaje równe prawa językowi rosyjskiemu i białoruskiemu, to można składać przysięgę również po białorusku.

W efekcie, pewien zakres wolności udało mu się wywalczyć. Reportaż pokazuje zatem skuteczną walkę z systemem. Walka zaczyna się tam nie od końca, czyli od zmiany rządów, ale od walki o ludzką godność i minimalne wolności. To uniwersalna inspiracja dla wszystkich, którzy chcą w reżimie coś zmienić, na dowolnej szerokości i długości geograficznej. Moim zdaniem to bardzo inspirujący przykład.

To było przesłanie, które pan chciał zawrzeć w filmie? Na pewno tworząc ten film myślał pan, żeby przekazać poprzez niego jakieś prawdy, refleksje…

To był impuls, który sprawił, że zajęliśmy się tym projektem. Natomiast film ukazuje, jak w środku Europy, tu i teraz, w 10-milionowym państwie, niezależne postawy są łamane przez reżim. Film jest aktualny nie tylko na Białorusi, ale i w innych miejscach, również w Rosji. Także w Rosji opozycję tworzą bloger, rockman, ludzie wybrani w lokalnych wyborach. Tam opozycja buduje się ”od dołu”. Ten mechanizm jest interesujący. Uważam, że film i jego bohater są krzepiący dla ludzi walczących o wolność. Czy można chcieć więcej?

Mimo tego że na Białorusi jest prawdopodobnie wielu takich dzielnych ludzi, kochających swój kraj, zaangażowanych, od 20 lat nie można doczekać się zmian. Czy myślał pan może o tym, co mogłoby być impulsem dla tych ludzi, kiedy ta sytuacja może się zmienić? Czy może ten film im coś podpowiada?

Myślę, że ten film ma szansę odegrać rolę opiniotwórczą. Chodzi o to, żeby pokazać tę rzeczywistość młodym ludziom z Europy Zachodniej, od Lizbony po Berlin. By mogli zobaczyć, nawet nawet na akademickich pokazach: ”tak żyją młodzi ludzie, wasi rówieśnicy, w Mińsku na Białorusi, tu i teraz, nieomalże w środku Europy, w taki sposób ich niezależność jest łamana przez reżim”. Myślę, że film ma szansę wzbudzać sympatię, pobudzać opinię publiczną do współdziałania na rzecz wsparcia opozycji białoruskiej, jak by ona nie była silna.

Jak pana zdaniem można wesprzeć opozycję w najbardziej racjonalny sposób?

Sądzę, że najważniejsze jest to, żeby Europa, opinia publiczna w Europie, udzieliła moralnego wsparcia opozycji białoruskiej, jak silna by ona nie była. To jest moim zdaniem najistotniejsze. Myślę, że ludzie, którzy zobaczą ten film, będą w stanie zająć wyraźne stanowisko w sprawie Białorusi, a przede wszystkim dowiedzieć się, co tak naprawdę się tam dzieje.

Gdyby pan mógł coś powiedzieć Białorusinom, gdyby miał pan pewność, że pana usłyszą… co by im pan powiedział?

To jest trudne pytanie. Zrobiłem film. Trudno bawić mi się w mentora i mówić, co powinien zrobić Białorusin. Broń Boże nie czuję się absolutnie uprawniony do takich rzeczy. Jest na pewno liczna grupa Białorusinów, którym w tym reżimie nie jest źle. My poprzez ten film wypowiedzieliśmy się w imieniu tych Białorusinów, którzy myślą niezależnie.

Przywołajmy jednak przykłady z historii. Pięć lat temu wydawało się, że Kaddafi jest nie do ruszenia. Dziś po tym reżimie nie ma ani śladu. Reżimy nie są wieczne. Ważne jest, by kiedy ten moment przyjdzie, wiedzieć, co z wolnością robić.

Mam wrażenie, że emocje, które ten film pokazuje, skupia w soczewce, są bardzo prawdziwe. Znalazłam w nim uczucia wielu osób, które przeszły przez represje na Białorusi. Jak to się stało, że pan tak dobrze się wczuł w duszę białoruską?

Myślę, że doświadczenia białoruskie to właściwie nasze przeżycia sprzed dwudziestu kilku lat. Byłem wtedy małym chłopakiem, ale trochę pamiętam te czasy. Pamiętamy, jak wyglądał u nas początek lat 80-tych. Doświadczenia są podobne, zatem nie było trudno się wczuć. Dodatkowo miałem białoruskiego współscenarzystę, mieliśmy białoruskich aktorów, którzy pomagali dopilnować, żeby ten film był jak najbardziej prawdziwy.

Słyszałam, że pan ma korzenie białoruskie.

Trudno tak powiedzieć, bo większość Polaków ma rodzinę na Kresach. Moja rodzina akurat wywodzi się spod Baranowicz. Zawsze przy rodzinnych spotkaniach toczą się rozmowy: "pojechalibyśmy na Białoruś, zobaczylibyśmy groby, ale byłoby fajnie, gdyby tam było już normalnie”. Białoruś jest obecna w rodzinnych opowieściach.

To boli tym bardziej.

Przede wszystkim boli to, że jakaś część społeczeństwa nie jest w stanie w sposób nieskrępowany wyrażać swoich niezależnych postaw. I w ramach wsparcia dla tych ludzi warto było zrobić ten film.

agkm

Informacje o Białorusi: Raport Białoruś 

Rozmawiała Agnieszka Kamińska, PolskieRadio.pl

/