Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Szymon Gebert 11.02.2011

Mubarak oddał władzę: jaki będzie Egipt jutra

Mimo że jest to bezspornie gigantyczne zwycięstwo milionów Egipcjan, którzy podnosili hasła demokratyzacji kraju, nie jest to też nic innego niż zamach stanu.
Egipcjanie na placu Tahrir w Kairze świętują odejście prezydenta Hosniego MubarakaEgipcjanie na placu Tahrir w Kairze świętują odejście prezydenta Hosniego Mubarakafot. PAP/EPA/FELIPE TRUEBA

Konstytucja Egiptu mówi jasno, że w sytuacji ustąpienia prezydenta władzę przejmuje, podobnie jak w Polsce, marszałek Zgromadzenia Narodowego. Trafiła ona jednak w ręce Głównego Zgromadzenia Sił Zbrojnych – gabinetu najważniejszych dowódców wojskowych.

Armia, już wcześniej najpotężniejsza instytucja w kraju, wykorzystała zamieszki do umocnienia swojej pozycji, używając mieszaniny siły i zabiegów marketingowych. Wojsko cały czas zmierzało w kierunku tzw. "łagodnego przewrotu" w kraju, w którym postrzegane jest jako instytucja ostatecznie gwarantująca ochronę interesów narodowych.

O ustąpieniu Mubaraka poinformował wiceprezydent Omar Sulejman, emerytowany generał i do niedawna szef służb wywiadowczych. To nie on jest bezpośrednim spadkobiercą władzy po 82-letnim Mubaraku, ale to od niego będzie zależeć, jak potoczą się losy kraju. Gdy skończy się już fiesta, gdy tłum zakończy świętowanie, ludzie mogą albo pójść do pracy i przywrócić krajowej gospodarce jej naturalny rytm, albo dalej domagać się gruntownej reformy. To sprawdzian zaufania wobec wojska, to sprawdzian wobec mediującego z opozycją Sulejmana i to sprawdzian determinacji protestujących, którzy zapowiadali, że samym odejściem Mubaraka się nie zadowolą.

Jeśli protesty nie ustaną, jeśli Egipcjanie dalej będą domagać się odejścia starego, nieprawdopodobnie skorumpowanego reżimu, pytanie o to, jak zachowa się armia powróci ze zdwojoną siłą. Mubarak oddał władzę niemal bez oporu, odchodząc na emeryturę wraz z dziesiątkami miliardów dolarów, w dużej mierze pochodzących z wojskowych kontraktów z czasów, gdy był szefem sztabu lotnictwa. Półmilionowa armia, która przejęła po nim władzę, tak łatwo jej nie odda.

Wiceprezydent Omar Sulejman groził wcześniej, że wojsko może posunąć się do otwartego zamachu stanu. Na spotkaniu z wydawcami najważniejszych mediów ostrzegł, że może dojść do wprowadzenia stanu wojennego i przejęcia pełni władzy przez mundurowych, jeśli na kairskim placu Tahrir będą dalej trwać protesty. Ostrzeżenie było jasne: wojsko może wybrać opcję konfrontacji nieuchronnie prowadzącą do ogromnej liczby ofiar.

- Długo tego nie wytrzymamy – powiedział Sulejman przy okrągłym stole, wprowadzając pozostałych rozmówców w konsternację. – Rozwiązanie kryzysu musi być znalezione jak najszybciej – dodał. Sulejman być może blefował, ale wielu komentatorów uważa, że wojsku kończą się opcje do wyboru.

Trzymanie w rękach losu całego kraju nie jest dla generałów nowością. To armia dała Egiptowi jego czterech prezydentów od obalenia monarchii w 1952 roku. Przez te 60 lat odgrywała już rolę mniej widoczną, nigdy jednak nie oddając nikomu władzy.

Odbiorca ponad 1,3 miliarda dolarów corocznej amerykańskiej pomocy od lat wzmacnia także swoje wpływy na gospodarkę kraju inwestując w biznes poprzez podpisywanie lukratywnych publicznych kontraktów na budowę dróg, rządowych budynków czy nawet produkcję żywności. Od kilkudziesięciu lat generałowie otrzymują kluczowe posady rządowe, w tym fotele gubernatorów, burmistrzów czy nawet ministrów.

I to właśnie od obecnych i byłych wojskowych będzie zależeć, czy egipska rewolucja zakończy się bezkrwawo. Jeśli jutro i pojutrze plac Tahrir wciąż będzie pełen, jeśli ludzie nie zadowolą się upadkiem symbolu reżimu, a mierzyć będą w sam reżim, być może wojsko będzie musiało użyć siły.

tan