- Jestem niewinny; sprawa została sprokurowana przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego - powiedział PAP przed wejściem na salę sądu Jurij K., którego doprowadziła policja. Dodał, że nie jest szpiegiem, tylko wykładowcą. - Świadkowie zeznają na moją korzyść - dodał.
Jak każdy proces o szpiegostwo, ma być on w całości niejawny. Dlatego rozprawa odbywa się w specjalnie zabezpieczonej sali Sądu Okręgowego w Warszawie, do której dziennikarze nie mają wstępu. Nikt nie udziela o niej informacji.
Akt oskarżenia skierowała do sądu w czerwcu br. Prokuratura Apelacyjna w Warszawie. Jak informował wtedy rzecznik PA prok. Zbigniew Jaskólski, śledztwo prowadzono na podstawie materiałów ABW. Ona sama o sprawie nie informowała.
Wiosną ub.r. polskie media pisały o zatrzymaniu przez ABW oraz Służbę Wywiadu Wojskowego dwóch białoruskich szpiegów. Polskie media pisały, że Jurij K. informował w listach z aresztu do nich, że nie jest szpiegiem. W ocenie ABW wcześniej robił wszystko, żeby dać do zrozumienia, że wykonuje w Polsce zadania wywiadowcze.
Według "Gazety Wyborczej" K. został namierzony w Bydgoszczy, gdzie robił zdjęcia obiektów wojskowych. "Problem w tym, że on się zupełnie nie krył, zachowywał się jak w tanim filmie sensacyjnym, tak jakby chciał zostać zatrzymany" - przytaczała "GW" słowa anonimowego oficera ABW.
W swych listach K. zapewniał też, że był wysłannikiem gazety z Grodna - "GW" ustaliła jednak, że nie był wcale w niej zatrudniony jako dziennikarz, a w chwili zatrzymania już tam nie pracował. K. był także wykładowcą na uniwersytecie w Grodnie.
Zdaniem mediów w śledztwie K. składał obszerne wyjaśnienia, szczegółowo opowiadając m.in. o swej wcześniejszej służbie w białoruskim Specnazie - elitarnej jednostce wojskowej. Miało to dziwić polskich śledczych, gdyż złapani szpiedzy obcego państwa z reguły odmawiają wyjaśnień. Jedną z wersji miało być, że swym zachowaniem K. miał odciągnąć uwagę ABW od prawdziwych szpiegów.
Niektóre wyroku za szpiegostwo na rzecz Białorusi
W maju br. Sąd Apelacyjny w Warszawie prawomocnie utrzymał wyrok 7 lat więzienia wobec obywatela Białorusi Aleksandra Lianiuki, który pozorując od 1999 r. do 2007 r. współpracę wywiadowczą z b. Wojskowymi Służbami Informacyjnymi, jako rzekomy białoruski agent przekazał im bezwartościowe informacje, czym wyłudził 319 tys. dolarów i 18 tys. euro.
Zarazem SA uznał, że Lianiuka czynił to w ramach "gry operacyjnej białoruskiego wywiadu przeciwko Polsce". Wcześniej SO ocenił, że oskarżony nie działał w ramach obcego wywiadu - co w apelacji do SA skutecznie zaskarżyła Prokuratura Apelacyjna w Warszawie, która od początku tak twierdziła. Obrona Lianiuki złożyła kasację do Sądu Najwyższego.
W październiku br. były funkcjonariusz ABW Robert R. został skazany na 6 lat więzienia za działanie na rzecz wywiadu Białorusi przez Sąd Okręgowy w Białymstoku. Miał przez 5 lat przekazywać tajne informacje swej znajomej Białorusince, o której miał wiedzieć, że współpracuje z białoruskim wywiadem.
Według raportu ABW za 2014 r., z Polski wydalono attache wojskowego ambasady Białorusi w Polsce - jak się okazało oficera białoruskich służb specjalnych. Według ABW "kierunek polski pozostaje jednym z priorytetów działalności służb specjalnych Białorusi. Są one ukierunkowane na "poszukiwanie rynków zbytu na towary białoruskie, firm gotowych inwestować w ich kraju, a także możliwości uzyskiwania środków z programów pomocowych UE". Ponadto interesują się one polskim sektorem zbrojeniowym, wojskiem i systemami bezpieczeństwa wewnętrznego.
W 2009 r. Sąd Okręgowy w Warszawie, po tajnym procesie, skazał na pięć lat i sześć miesięcy więzienia obywatela Białorusi Siergieja Monicza. Sąd uznał, że za pieniądze chciał on zdobyć tajne informacje o polskim MSZ. Monicza zatrzymano w 2006 r. na Litwie na wniosek Polski, która zażądała jego ekstradycji, na co zgodził się litewski sąd. Monicz twierdził, że padł ofiarą prowokacji polskich służb. Szefowie wywiadu Polski i Litwy zostali odznaczeni za tę akcję przez prezydentów obu państw.
PAP/agkm