OPOZYCJA: WŁADZE NA BIAŁORUSI TRZEBA SKŁONIĆ DO DIALOGU I WYBORÓW
25-26 marca na Białorusi odbędą się manifestacje z okazji święta niezależnych prodemokratycznych środowisk, tzw. Dnia Woli (Wolności), Święta Niepodległości. W tym roku odbędą się w szczególnym kontekście: przez Białoruś przechodzi fala protestów przeciw dekretowi nr 3 ws. tzw. podatku dla darmozjadów. Ludzie żądają jednocześnie pracy, chleba, odejścia Łukaszenki, wyborów. Protesty miały miejsce w Mińsku, w miastach obwodowych i jeszcze mniejszych. Władze, zaskoczone zapewne skalą protestu, zatrzymywały kilkuset uczestników protestu, w tym działaczy, dziennikarzy. Wiele z nich zostało skazanych na areszt administracyjny do 15 dób. W środę represje były wyjątkowo brutalne - porywano liderów z prywatnych mieszkań, część działaczy oskarża się o fikcyjny spisek.
Źmicier Bandarenka z kampanii Europejska Białoruś, były więzień polityczny, dysydent, przestrzega, że jeśli Zachód nie zareaguje na to co się dzieje, wówczas Aleksander Łukaszenka utopi protesty w morzu represji. Jednak i wówczas sytuacja na Białorusi nie wróci do stanu sprzed Marszu Oburzonych z połowy lutego – dotychczasowy model gospodarczy runął, ludzie nie mają z czego żyć i żądają zmian.
Jak przestrzegł działacz i dysydent, jeśli Zachód nie wesprze prodemokratycznej opozycji i nie podejmie odpowiednich działań teraz, kiedy nadarza się historyczna okazja, sytuacja na Białorusi może rozwinąć się w bardzo złym kierunku. Obecnie cała opozycja jest prodemokratyczna i proeuropejska, ale, jak ostrzegł Źmicier Bandarenka, jeśli ona zostanie zmarginalizowana, mogą pojawić się na scenie radykałowie, populiści, i swoje wpływy poprzez propagandę może ustanowić Rosja. Milczenie Zachodu może go zatem drogo kosztować. Jak mówił działacz, niektórzy odczuwają, że Zachód milczy, trochę jakby czekając, aż protesty nareszcie ucichną, zamiast pomóc niezależnym środowiskom.
Działacz opozycji: 25 marca rozstrzygnie los Białorusi
Opozycjonista nie zgodził się z tezą, że demokratyzacja Białorusi oznacza koniecznie reakcję Rosji i że należy chronić Aleksandra Łukaszenkę. – To przecież właśnie wasz partner handlowy, Łukaszenka, zaprasza tu rosyjskie czołgi – mówił – przypominając o ćwiczeniach Rosji i Białorusi, Zapad. I jak podkreślił, opozycja demokratyczna na Białorusi zawsze protestowała przeciw rosyjskim czołgom w swoim kraju. On sam trafił do więzienia kilka razy za tego rodzaju akcje.
W dodatku, jak zauważył Źmicier Bandarenka, Rosji zależy teraz na stabilnej Białorusi, bo potrzebuje eksportować gaz, ropę, w końcu mogłaby nie znieść kolejnych sankcji. Na wybory i dialog z opozycją może się zatem zgodzić.
W rozmowie z portalem Polskieradio.pl Źmicier Bandarenka przypomniał, że przecież Zachód wspierał polskich robotników Wybrzeża za czasów PRL-u, walczących o wolność, mimo że w kraju stacjonowały radzieckie wojska – były ich dziesiątki tysięcy. Polska otrzymywała moralne i nie tylko wsparcie, była solidarność z walczącymi o wolność. To bardzo ważne.
- I w końcu w 1989 roku wola Polaków i innych narodów zwyciężyła, Związek Radziecki runął jak domek z kart, opadła z niego ta olbrzymia moc. Obecna sytuacja – to jest w ogóle nic przy tym, co było. Potęga Rosji obecnie – to w ogóle coś innego, nic przy tym, co było (…) Kto myślał wcześniej, że Polska wejdzie do NATO? Nikt nie mógłby uwierzyć, że do NATO wejdą państwa bałtyckie, a stało się to za rządów Władimira Putina, w 2004 roku. Zatem i Białoruś może doczekać swego czasu. Historia się zmienia – mówił opozycjonista.
WIDEO: MARSZ OBURZONYCH W MIŃSKU
Źmicier Bandarenka powiedział, że Białorusini będą walczyć nadal, nawet samotnie. Przestrzegał, by nie krzywdzić Białorusinów stereotypowo o nich myśląc i dobrze analizować sytuację na Białorusi. - Wychodzono z pomyłkowych koncepcji, że Łukaszenka jest silny, że są tam jakieś gospodarcze cuda, że Białorusinom podoba się życie w dyktaturze (!), że to tacy szczególni ludzie, którzy lubią tyranię, bo tylko Polacy lubią wolność, a Białorusini w ogóle jej nie kochają. A potem wydarzają się takie rzeczy jak Płoszcza 2010 roku, masowy protest przeciw fałszerstwom wyborczym, a teraz masowe protesty w całym kraju i analitycy mówią, że w ogóle czegoś takiego to nie oczekiwano – mówił były więzień polityczny.
Żmicier Bandarenka podczas zatrzymania. Fot. charter97.org
***
ZAPRASZAMY DO LEKTURY WYWIADU!
PolskieRadio.pl, Agnieszka Kamińska: Co może teraz czekać Białoruś? Jak Zachód może pomóc Białorusi?
Źmicier Bandarenka, działacz kampanii Europejska Białoruś, były więzień polityczny: Białoruś to ostatnia dyktatura Europy, ludzie są tu represjonowani. W odróżnieniu od Aleksandra Łukaszenki – Władimir Putin jest dyktatorem eurazjatyckim – to inny wymiar. Obecnie na Białorusi jest więcej milicji i KGB niż za ZSRR, z ludźmi w pracy podpisuje się krótkoterminowe kontrakty, które mogą być zerwane. Mimo tego na Białorusi odbywają się duże protesty, które można porównywać do tych, które były za czasów pierestrojki. Za ZSRR zresztą w wielu spośród tych miast, gdzie dziś protestują ludzie, nie było takich demonstracji. Mamy do czynienia z nową rzeczywistością.
Źmicier Bandarenka Moja prognoza jest taka, że do końca roku Łukaszenka zniknie - nie będzie już rządził Białorusią. Ale czy zwycięży demokracja - to zależy od Zachodu.
To zaskoczenie?
Opozycja demokratyczna spodziewała się tego. W rozmowach z dziennikarzami, analitykami, politykami mówiliśmy o tym, że pomoc ze strony Rosji zmniejszyła się, gospodarka Białorusi jest nieefektywna i będą z pewnością bunty ludności. Wówczas słyszeliśmy odpowiedź, jak pokazała rzeczywistość błędną, że Aleksander Łukaszenka jest bardzo popularny i bardzo umiejętnie balansuje między Rosją i Zachodem. Ale okazało się, że tak nie jest, na Białorusi nie ma zapłaty 500 dolarów, a 100 dolarów, jest za to duże bezrobocie. I teraz podatek na bezrobocie – przepełnił czarę goryczy.
Co może zrobić Zachód?
Zachód mógłby powiedzieć Łukaszence, że jest gotów go wesprzeć w modernizacji kraju, by pomóc Białorusi, ale trzeba też dopełnić pewnych światowych, europejskich standardów. Pierwszym warunkiem byłoby zaprzestanie represji, prowadzenie bezpośrednich rozmów z opozycją demokratyczną i przeprowadzenie wolnych wyborów, z udziałem opozycji demokratycznej w komisjach i przy podliczaniu głosów, pod kontrolą międzynarodową. Ale pomoc finansowa nie może nadejść wcześniej, nim te warunki będą spełnione. To będzie początek zmian w Białorusi i nie pozwoli to na wmieszanie się Rosji w sprawy Białorusi.
Gdy obserwuje się protesty widać, że ludzie wzywają do modernizacji państwa, w stylu europejskim, chcą demokratyzacji, wyborów, reform. Ale mimo tego, w Polsce, może ze strony tych, którzy nie wsłuchują się w głosy tych ludzi, pojawiają się opinie, że te protesty mogą być wykorzystane przez Rosję do swoich celów. I dlatego wniosek taki – że lepiej poprzeć Aleksandra Łukaszenkę, bo to będzie lepsze dla Białorusi i Białorusinów. Co by pan powiedział na takie tezy?
Też słyszałem takie tezy. Tylko w takim razie można zadać i takie pytanie, dlaczego Zachód wspierał strajkujących robotników Ursusa, Gdańska, Gdyni, Lublina. Wtedy były w Polsce rosyjskie czołgi i one przecież mogłyby przyjechać, Moskwa mogłaby się włączyć. Ale jednak mimo wszystko Polacy walczyli o swoje prawa, o swoją ludzką godność.
A dziś niektórzy polscy politycy postępują tak cynicznie, jak niegdyś niektórzy niemieccy socjaldemokraci, którzy uważali, że trzeba przyjaźnić się z ZSRR, a względem Polski prowadzili politykę „lepszy Kania niż Wania”. To była absurdalna koncepcja, bo wojska radzieckie stały już w Polsce, w liczbie setek tysięcy żołnierzy i dziesiątek tysięcy czołgów.
Polska postawiła pomnik byłemu prezydentowi USA Ronaldowi Reaganowi, pamiętając, że to on miał decydujący wkład w obalenie komunizmu w Polsce. A jednak politycy polscy nie prowadzą teraz reaganowskiej polityki, a bardziej tą zbliżoną do Niemiec za ZSRR. Całe szczęście jednak dla nas, że był Reagan.
Te uwagi dotyczą nie tylko polityki PiS, ale również PO. W dużym stopniu i dziś i wtedy na sytuację Białorusi spoglądano z góry, stanowiska opozycji demokratycznej często nie brano w ogóle pod uwagę. I nie było strategii. Było reagowanie na jakieś tam działania, wychodzono z pomyłkowych koncepcji, że Aleksander Łukaszenka jest silny, że są tam jakieś gospodarcze cuda, że Białorusinom podoba się życie w dyktaturze (!), że to tacy szczególni ludzie, którzy lubią tyranię, bo tylko Polacy lubią wolność, a Białorusini w ogóle jej nie kochają. A potem wydarzają się takie rzeczy jak Płoszcza 2010 roku, masowy protest przeciw fałszerstwom na wyborach prezydenckich, a teraz masowe protesty w całym kraju i analitycy mówią, że w ogóle czegoś takiego to nie oczekiwano.
W Polsce o tych protestach w sumie nie tak wiele się mówi. A są one szczególne, bo wydaje się, słuchając transmisji online, że ludzie w bardzo różnych miejscach chcą na nich tego samego – lepszego życia, godności, swobód, wyzwolenia od opresji.
Rzeczywiście szokiem jest dla mnie, że na tych protestach nie ma polskich dziennikarzy, choćby na przykład w Brześciu czy Grodnie, było już przecież wiele protestów. Nie było tam polskich kamer TV, ani państwowych, ani prywatnych. Nagle wszyscy stracili zainteresowanie? Może dlatego, że rzeczywistość nie wpisuje się w te schematy, które opracowano wcześniej, w redakcjach, w analizach.
Aż tak zaskoczyło.
Tak. I można nawet mieć dziwne wrażenie, że wszyscy czekają, aż Łukaszenka w końcu ukróci te wyłamujące się ze schematu wydarzenia i lepiej jeśli mało się o tym mówi, to szybciej się z tym uwinie. Szokiem dla nas okazała się dla nas chęć podpisania przez Polskę umowy z ministerstwem informacji Białorusi, z minister L. Ananicz – jak można z główną propagandzistką, wyznaczoną przez Łukaszenkę, zawierać jakieś umowy. W sytuacji gdy aresztowani dziesiątkami są blogerzy, ludzie trafiają do więzień, zatrzymywani są niezależni dziennikarze, to Warszawa chce podpisać porozumienie z głównym organem propagandowym Białorusi, w jakimś niepojętym celu.
Trudno rzeczywiście wymyślić jakiś sensowny cel.
A jeśli chodzi o Białoruś, teraz analitycy, i na przykład analityk prestiżowego Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW), stwierdzają, że na Białorusi mamy stan przedrewolucyjny. Jaki będzie ciąg dalszy - tego nikt nie jest stanie powiedzieć. Przynajmniej w Polsce – wszyscy się zatrzymują na tym etapie. A jak pan widzi tę sytuację? Czy to historyczny moment, jakie są szanse, zagrożenia?
Jaka prognoza? Białorusini będą walczyć. Białoruska opozycja prodemokratyczna, proeuropejska walczy cały czas. Mogę się szczycić tym, że setki białoruskich opozycjonistów były w więzieniach – i bardzo często w trudnych warunkach. Tysiące aktywistów mają za sobą krótkoterminowe areszty do pół miesiąca, może po kilka aresztów administracyjnych. Tysiące ludzi wyrzucono z pracy, nie mogą pracować, z uczelni. To ludzie, którzy będą walczyć zawsze.
Teraz jednak na ulice wyszli prości ludzie, z postulatami ekonomicznymi. Bo nie ma pracy w regionach Białorusi. Według mnie bezrobocie wynosi w regionach Białorusi 30-50 procent. I opozycja białoruska, proeuropejska, prodemokratyczna, będzie trwać przy swoim narodzie. Bo jeśli opozycja demokratyczna nie będzie z narodem – to za jakiś czas ludzie powiedzą „wujku Putinie, uratuj nas”.
Sytuacja jest bowiem taka. Obecnie Łukaszenka ma zerową popularność, a lepiej rzec z minus sto, bo nienawidzi go każda białoruska rodzina, a Putin dzięki rosyjskiej propagandzie wciąż w oczach wielu jawi się jako postać pozytywna. Rosyjska propaganda działa na Białorusi jest w olbrzymim wymiarze – w takim, jak w żadnym innym kraju.
A tymczasem pomoc dla niezależnych mediów na Białorusi jest zmniejszana, i ze strony Polski, i Europy. Topnieje wsparcie dla represjonowanych, dla społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi. Znacząco obcięto je w ostatnich latach, chociaż opozycja i obrońcy praw człowieka mówili, że represje wzrosły, tyle że areszty zamieniono na kary grzywien. Potem spisywano majątki działaczy i było to dla nich o wiele gorsze niż więzienie, bo zabierano rodzinie kanapę czy telewizor. To rzeczywistość.
Białorusini, mimo że Europa jest tuż obok, walczą samotnie, i będziemy tę walkę kontynuować.
Jeśli Zachód nie podejmie żadnych działań, to Łukaszence rzeczywiście uda się utopić w represjach te protesty – na jakiś czas. Jednak wybuch społeczny jest nieunikniony i sytuacja już nie wróci do momentu sprzed Marsza Oburzonych Białorusinów z 17 lutego. Jasne się stało dla narodu, że z Łukaszenką nie można wiązać nadziei. Jego los jest przesądzony.
Moja prognoza jest taka, że do końca roku Łukaszenka zniknie - nie będzie już rządził Białorusią. Ale czy zwycięży demokracja - to zależy od Zachodu. Wyjściem mogłyby być wolne wybory, choćby do parlamentu.
I obecnie także Rosja nie chce destabilizacji na Białorusi, boi się jej. Bo po wojnie z Ukrainą, na Białorusi ma jedyny korytarz komunikacji z Zachodem. Jeśli coś by się działo na Białorusi – to rosyjskie gazociągi, ropociągi, kolej – będą narażone. I dlatego Rosja nie może otwarcie występować przeciw temu, żeby przemiany na Białorusi, które widać są nieuniknione, odbyły się drogą pokojową.
Jaki byłby dla pana najlepszy scenariusz? Rozumiem rozmowy i wybory z włączeniem do nich opozycji prodemokratycznej, proeuropejskiej.
Innej nie ma.
Ale też pytanie, czy prodemokratyczna opozycja demokratyczna czuje się podmiotem w polityce międzynarodowej. Patrząc się na te wszystkie rozmowy, to wydaje się, że podmiotem numer 1 jest dyktator Aleksander Łukaszenka. A opozycja? Czy czuje ona, że ma coś do powiedzenia o Białorusi, jako przedstawiciel społeczeństwa Białorusi? Czy czuje się partnerem w dialogu? Czy raczej jesteście samotni, zostawieni sami sobie, możecie mówić, ale nikt was nie słucha? Tak trochę to wygląda. Zachód was, którzy chcecie wolnej, europejskiej, demokratycznej Białorusi, jakby nie słyszy.
Zachód tradycyjnie stawia na dyktatorów, w imię stabilności – tak było z Kaddafim, Assadem, Mubarakiem.
Jednak na Białorusi ludzie walczą i niedługo do władzy dojdą byli więźniowie polityczni – tak jak to było w Polsce. Ludzie ich szanują i wspierają.
Na Białorusi warto zwrócić uwagę na białoruską opozycję, szanować ją, postawić na nią. Bo inaczej, jeśli Zachód nie postawi na proeuropejską opozycję, to wtedy do władzy dochodzą radykałowie, populiści. Tak się stało w wielu krajach arabskich, też na Ukrainie – nacjonaliści mieli tam taką siłę bo mówili Ukraińcom, by polegali tylko sami na sobie, a nie oglądali się na Zachód, który ich „sprzeda”, naród ma być silny. Na Białorusi nie ma silnego nacjonalistycznego ruchu tego rodzaju. Białorusini – to Europejczycy. I w tym jest siła, plus na przyszłość. Tu będzie prościej przeprowadzić reformy. Dla nas przykładem byłaby Słowacja – która bardzo szybko z reformami zdołała się uporać.
Jeśli Zachód nie będzie niczego robić – to w sytuację na pewno wmiesza się Rosja. Ale Zachód może zrobić parę sensownych kroków, niekosztujących wiele. I może wtedy białoruski kryzys uda się rozwiązać przed najgorętszą fazą, która może nastąpić na przykład, gdy milicjanci będą mocno bili ludzi, no to ludzie mogą powstać, może być wybuch społeczny.
Opozycja demokratyczna proponuje dialog władzy przy pośrednictwie Zachodu – zróbmy to razem, wykorzystajmy okno możliwości.
Czy to może być rok, w którym Białoruś ma szansę zostać państwem demokratycznym, wolnym? Mamy też niedługo, jesienią, ćwiczenia Zapad.
Jest tu ważna kwestia wewnętrzna. Większość ludzi, i milicjantów, i żołnierzy, i urzędników, chciałaby, żeby Białoruś stała się wolna i demokratyczna. Jest tak dlatego, że Białorusini często bywają na Zachodzie – w Polsce, Estonii, Łotwie. Ludzie jeździli też do Rosji do pracy, bo tam nie trzeba wizy. Ale tam cię mogą pobić, okraść, zabić, ludzie widzą, jaka jest różnica poziomów życia. Większość Białorusinów chce być Europejczykami – i dlatego, że mogli sobie porównać Wschód z Zachodem, i z przyczyn mentalności, pamięci historycznej. Było przecież i wspólne państwo.
Jednak działa rosyjska agentura i jest część służb w rodzaju np. OMON, które to kręgi nie mają niczego do stracenia, mogą działać w sposób najbardziej podły przeciw narodowi, mogą to robić i bez Łukaszenki i przeciw Łukaszence. Jego de facto nic nie chroni. Proponujemy mu dialog i gdyby miał choć trochę rozumu, to by się na niego zgodził. Bo te siły – jutro mogą go znieść ze stanowiska.
Władimir Putin rozumie, że walka z Białorusią oznacza kolejne problemy z eksportem, ponadto w tym kraju są liczne puszcze, co może spowodować ciężkie walki z partyzantką. Od Zachodu chcielibyśmy, aby społeczeństwo międzynarodowe było zdecydowane, jeśli Putin będzie starał się grozić inkorporacją Białorusi. Na grach wojennych w Warszawie mówiono w takim przypadku o odłączeniu Rosji od systemu SWIFT – to w pierwszej kolejności.
Białorusini nie zważają jednak na geopolityczne realia, protestują i mają do tego prawo, gwarantują im to konwencje, konstytucja.
Manewry Zapad to ćwiczenia w ramach współpracy wojskowej Państwa Związkowego.
W ostatnim czasie Białoruś stała się takim hubem handlowym czy przemytu, przez który przechodzi handel różnych państw z Rosją. Tak na przykład Białoruś dostarcza na Ukrainę paliwo dla czołgów, transporterów – z rosyjskiej ropy. Wiemy też o jabłkach, białoruskich owocach morza, krewetkach i innych produktach, które idą przez Białoruś. Wielu boi się, pewnie że takich interesów nie będzie można robić z demokratycznymi władzami. A teraz nawet produkuje się w olbrzymich ilościach naklejki na produkty, że to niby pochodzi wszystko z Białorusi.
Jeśli chodzi o Zapad - w 2009 roku, protestując przeciw manewrom, razem z kolegami zostałem schwytany przez OMON. Prowadziliśmy akcję nie „Nie rosyjskim czołgom”. Mocno nas zbili, wozili w autobusie, potem znęcali się nad nami na posterunku. Potem noc spędziliśmy w więzieniu, w końcu musieliśmy 300 dolarów grzywny. Wtedy pytaliśmy sami siebie, jak Zachód może dawać kredyty Łukaszence, żeby mógł sobie prowadzić takie ćwiczenia antyzachodnie. I potem były wiceminister obrony Polski Romuald Szeremietiew jako pierwszy opowiedział, że scenariusz ćwiczeń zakładał jądrowy atak na Warszawę i przebicie się czołgami z Kaliningrad, i przez przesmyk suwalski. I wydało się – o co się biliśmy.
I teraz chciałoby się zapytać analityków zachodnich – kto teraz zaprasza rosyjskie czołgi i wojskowych rosyjskich na Białoruś? Opozycja? Nie. My będziemy walczyć przeciw temu, nam czołgi Rosji na naszym terytorium nie są potrzebne. To Wasz partner handlowy Łukaszenka pyta, dlaczego ktoś rosyjskich czołgów miałby się obawiać.
To nie opozycja ich zaprosiła. Opozycja demokratyczna pójdzie do więzienia, pod pałki. A jeśli Rosjanie nie wyjdą z Białorusi, będziemy z nimi walczyć. Nie można takim być naiwnym – to wasz partner handlowy Łukaszenka zaprasza rosyjskie czołgi, a wy mówicie, że opozycja, naród są winne – nie - opozycja jest przeciw temu.
I będziemy wciąż przeciw manewrom. A z moich ośmiu aresztów – pięć jest związanych z antyrosyjskimi akcjami przeciw porozumieniom z Kremlem, przeciw manewrom wojskowym. I to dotyczy też moich towarzyszy. Za tę walkę o wolność, o neutralny status Białorusi, szliśmy do więzienia.
W przypadku Białorusi ważne jest wsparcie Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, jeśli Mińsk chce być krajem demokratycznym.
Był taki czas, kiedy pokładaliśmy wiele nadziei w USA i w innych państwach. Przez ostatnie lata, a zwłaszcza przez ostatnie 10 lat, możemy polegać tylko na sobie. Rozumiemy, że musimy iść razem z białoruskim narodem. Jeśli Białorusini nie chcą uczestniczyć w pseudowyborach, to znaczy, że trzeba organizować bojkot i nie uczestniczyć w reżimowych inicjatywach. Jeśli Białorusini organizują protesty, to musimy z nimi być.
Staramy się cierpliwie, choć często bez rezultatu, docierać z informacją o Białorusi do analityków, urzędników na Zachodzie. Nie pokładamy w nich żadnych nadziei, nie uważamy, że mogą w jakiś sposób nas w tej sytuacji wesprzeć. Chodzi głównie o to, że jak pokazuje doświadczenie ostatnich lat, narody powinny liczyć przede wszystkim na same siebie.
Jednak jeśli narody samotnie muszą walczyć z tak poważnym złem, jakim są władze Rosyjskiej Federacji, Państwo Islamskie, okazuje się to tragedią. Mamy nadzieję, że być może przez ostatnie lata USA i Europa nauczyły się czegoś – bo na przykład wojna w Syrii przyniosła miliony uchodźców, co spowodowało destabilizację sytuacji w samej Unii Europejskiej. - Wsparcie dla dyktatora doprowadziło do problemów w Europie.
Są jednak i w UE, i w mediach wielu krajów ludzie, którzy rozumieją, że Aleksander Łukaszenka oszuka wszystkich po raz kolejny. Nieprzekazanie mu pomocy finansowej przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy to działanie, które doprowadziło do tego, że dzisiaj rysują się teoretycznie jakieś możliwości na Białorusi. Jeśli MFW przekazałoby pieniądze, poszłyby na struktury siłowe, zakup broni, na jałmużnę dla społeczeństwa.
Białoruś odwiedzili też w ostanim czasie urzędnicy zachodni – szef MSZ Niemiec, Belgii, przedstawiciele OBWE – w wydanych oświadczeniach przestrzegają Łukaszenkę przed stosowaniem represji. Pochwalamy takie kroki, one pokazują, że są myślący ludzie w kręgach europejskiej dyplomacji. To daje nam nadzieję.
Opozycja białoruska jest obecnie racjonalna, spokojna, cierpliwa – podkreślę, tym cieszymy się na razie. Nie ma tu na razie radykalnych grup. To stwarza realną możliwość europejskiego dialogu.
Mińskowi potrzebny jest swój proces miński, bez wojny i rewolucji. Przykładem może być okrągły stół w Polsce i dialog wewnętrzny. Polska dysponuje takim historycznym know how, dlaczego zatem postępuje jak RFN w latach 70., Niemcy, gdy przyjaźniły się z dyktatorami i prowadziły z nimi swoje interesy. A poważną politykę prowadziły USA na czele z Ronaldem Reaganem i Wielka Brytania na czele z Margaret Thatcher. To przyniosło rezultaty. Nie wiem dlaczego polscy politycy mając taką wiedzę i ważne doświadczenia, nie stosują ich w przypadku Białorusi – nie wiem.
Dla nas to byłby najlepsze wyjście z sytuacji.
Ale czy Aleksander Łukaszenka zgodzi się na okrągły stół?
Jest taki jeden czynnik – Drozdy, elitarne osiedle pod Mińskiem. Jest tam kilka tysięcy domów, według części ekspertów ich rynkowa wartość wynosi od miliona do kilku milionów dolarów. Stąd kilka tysięcy ludzi ma takie domy na biednej Białorusi. A niektórzy biznesmeni związani z Łukaszenką mieli tam po kilka domów. Od wszystkich tzw. darmozjadów na Białorusi skarb uzyskał około 9 milionów dolarów – to około trzy takie domy.
Łukaszenka zamiast sprzedać konsulat czy ambasadę – wolał upokarzać ludzi.
Ta klasa ludzi z Drozdów broni swoich interesów. Ci ludzie oprócz tych domów, mają inne bogactwa, pieniądze za granicą. Jednak nie mogą tam jeździć, realizować się, rozmnażać swoich kapitałów.
Ci ludzie nie żałują szalonego dyktatora, jednak żal im jest tracić swoje pieniądze. Kto wie, jaka będzie sytuacja. Drozdy są dla białoruskiego narodu symbolem nierówności, kłamstwa, tego, że miliarderzy chcą odebrać u ludzi i to bezrobotnych ostatnie grosze. To doprowadziło do wybuchu. Myślimy jednak, że i w Drozdach mogą być rozumni ludzie, i z nimi mogą spotykać się dziś zachodni dyplomaci.
Trzeba i ich przekonywać, że dialog wewnętrzny jest rozwiązaniem dla Białorusi, że trzeba Łukaszence przekazywać prawdziwy obraz Białorusi.
Łukaszenka ma sporą rodzinę. Jeśli dojdzie do wybuchu społecznego, nie będzie dla niej miejsca na Białorusi, będzie zagrożona. W Rosji też będzie czuła się nerwowo.
Okrągły stół jest możliwy. Na Jaruzelskim też ciążyła już krew robotników Gdyni i Gdańska, był ministrem obrony w latach 70. (1968-1983). Wprowadził stan wojenny. Jednak zdecydował się na dialog.
Teraz jest wybór – albo polski okrągły stół, albo zmiana władzy według wariantu rumuńskiego, los Ceausescu.
25 marca to szczególny dzień dla Białorusi. Ten dzień może zmienić historie Białorusi.
No i 26 marca będą też demonstracje w regionach. Nie wiemy, jak wiele osób Aleksander Łukaszenka aresztuje przedtem. Może będą to kolejne setki ludzi. W regionach bywa tak, że bardzo wielu uczestników marszów wzywają na „rozmowę profilaktyczną”. Na to władze mają czas, siły i pieniądze.
Bywają jednak i takie momenty, kiedy represje prowadzą do wybuchu, kiedy ludzie nie mają już czego tracić. Główne hasło protestów to „Basta”, „Dość”. W nim zawiera się wszystko, to znaczy, że nie można już obecnej sytuacji wytrzymać i trzeba iść walczyć. Takie jest emocjonalne nastawienie.
Wydaje mi się, że już nie będzie tak jak wcześniej. Czekamy na 25 marca, zobaczymy, ilu Białorusinów przyjdzie na protest, jaka będzie zachowanie władzy, jaka reakcja Zachodu.
Inny ważny czynnik, to czy aresztują narodowego lidera Mikołę Statkiewicza przed protestem 25 marca – czy też nie. Jeśli go jednak aresztują, to tysiące Białorusinów pójdą pod mury więzienia, by go uwolnić.
Poza tym zachodni dyplomaci mają możliwość przekonania Łukaszenki, że w rozmowach powinien mieć partnera. Bowiem on próbował złamać człowieka za kratami, jednak się nie udało. Poza tym Statkiewicz został wybrany na pierwszym marszu oburzonych Białorusinów przedstawicielem do ewentualnych, jeszcze niewykluczonych, rozmów z władzą.
Jednak trzeba tu zadać pytanie, kto przeprowadza prowokacje. Bo kto próbuje zamknąć w więzieniach opozycję białoruską przed manewrami Zapad, i on zaprosił tutaj rosyjskie wojska.
Jesteśmy gotowi na rozmowy. Jednocześnie mówimy, że obecnie nie powinniśmy pozwalać na manewry. Tak mówi i Statkiewicz, były wojskowy.
A Łukaszenka chce aresztować opozycję, Statkiewicza, rozegnać protesty w święty dzień i zaprosić rosyjskie wojska.
Niektórzy mówią, że może i chciałby się sprzeciwić, ale nie może.
Logicznie taka argumentacja się nie obroni. A my przecież się sprzeciwiamy, a nie mamy wsak żadnej broni. Wychodzimy bezbronni i mówimy, że jesteśmy przeciw rosyjskim czołgom. A on ma kompleksy - wyrzutnie Polonez, brygady sił specjalnych, tysiące ochraniających, telewizję, całe państwo. Czy nie może powiedzieć Putinowi, że nie powinien wjeżdżać ze swoimi wojskami na Białoruś, bo nie chce tego białoruski naród. Przeciwnie, on ich zaprasza: „Przyjeżdżajcie, tyle rosyjskich czołgów to nie jest straszne, może być więcej”.
A my jesteśmy przeciwko tym ćwiczeniom. Jestem pewien, że w rezolucji 25 marca będzie punkt na ten temat, że jesteśmy przeciw tym manewrom.
Natomiast dyktator po prostu nie chce się zwrócić z takim apelem do Rosji. Zachód w to nie wierzy. A tymczasem on chce tylko otrzymać na Zachodzie pieniądze. A scenariusz poprzednich manewrów, jak wspomniałem był omawiany w mediach – prewencyjne uderzenie jądrowe w Warszawę.
My robimy swoją sprawę. Jak podkreślałem, będziemy protestować przeciwko takim manewrom. Walczymy, zamykają nas w więzieniach. Proponujemy pokojowe wyjście z sytuacji. Bronimy interesów białoruskiego narodu. choćby na takim poziomie, by ludzie mieli coś jeść i mieli pracę. Bóg widzi. I myślę, że kiedyś nie tylko Bóg, ale i europejscy historycy docenią to, co robią dziś białoruska opozycja i białoruski naród.
Rosyjska potęga u granic Zachodu mogłaby oznaczać trzecią wojnę światową. Białorusini to rozumieją. Nie rozumiem za to, czemu Polacy obecnie myślą inaczej. Bo przecież w rzeczy samej dla Państwa Związkowego Rosji i Białorusi, dla ich sojuszu wojskowego, głównym wrogiem ideologicznym, historycznym jest Polska. Imperium państwa bałtyckie postrzega jako i czasowo utracone terytoria, ale przeciwnikiem jest Polska. Dlatego oczekujemy od Polski zrozumienia, wsparcia, też w historycznej perspektywie. My swoją sprawę wykonujemy. Pokojowymi sposobami walczymy z Aleksandrem Łukaszenką. A jeśli Rosja zacznie okupację, będziemy postępować zgodnie ze słowami przysięgi wojskowej o obronie swojego kraju. W najgorszym razie będą dziesiątki tysięcy takich ludzi. Jednak chciałoby się uniknąć tego scenariusza.
Patrząc na to wszystko, co się działo przez ostatnie lata, to może to jest moment, który może być przełomem? Mam pan taką wizję wolnej Białorusi, w trakcie przemian? Czy w ogóle Zachód myśli o Białorusi w takich kategoriach, jako o państwie na drodze do przemian, przyszłym członku europejskiej rodziny? Były długo autorytarne rządy, pseudoradzieckie, Białoruś została nieco zduszona, były represje, ale może to jest ten moment, by coś zaczęło zmieniać się na lepsze?
Tak, przykład dała nam Polska. Wychowałem się na historiach o polskiej „Solidarności”, o dysydentach, o czechosłowackim dysydencie Waclawie Havlu.
W czasie mojej służby wojskowej wysłano mnie do Niemiec. Widziałem tę moc, którą miał Związek Radziecki. Dziesiątki tysięcy czołgów, tysiące samolotów, widziałem, jak przerzuca się jednostki wojskowe. Wiedzieliśmy, że radzieckie oddziały stoją w Polsce, na Węgrzech, w Czechosłowacji. W Białoruskim Okręgu Wojskowym pod Grodnem stało największe zgrupowanie czołgów.
I nagle wola Polaków i innych narodów zwyciężyła, Związek Radziecki runął jak domek z kart, opadła z niego ta olbrzymia moc. Obecna sytuacja – to jest w ogóle nic przy tym, co była. Potęga Rosji obecnie – to w ogóle coś innego, nic przy tym, co było. Teraz to nie jest supermocarstwo. Putin jest agresywny, ale Rosja pokazała, że Rosja nie może doprowadzić do klęski Ukrainy, a poza tym teraz przeciwko agresji Rosji jednoczą się wszystkie inne państwa. I jeśli Rosja zrozumie, że nie opłaca jej się wchodzić na te terytoria, nie opłaca się tracić eksportu, szlaków komunikacji, bo to może doprowadzić do buntu ludności, z braku perspektyw. Może być tak, że Rosja zrozumie, że nie opłaca jej się tutaj mieszać, i niech Białoruś będzie oknem do Europy, neutralnym państwem.
Kto myślał wcześniej, że Polska wejdzie do NATO? Nikt nie mógłby uwierzyć, że do NATO wejdą państwa bałtyckie, a stało się to za rządów Władimira Putina, w 2004 roku. Zatem i Białoruś może doczekać swego czasu. Historia się zmienia.
Teraz ludzie wołają „Łukaszenka, odejdź”. My chcemy być maleńkim, prostym, europejskim krajem. Co do NATO – nasza konstytucja mówi o dążeniu do neutralności. Może być i finlandyzacja? Nie wiem. To słowo brzydkie. Jednak chcemy dla Białorusi europejskiej przyszłości, może neutralności, z pewnością międzynarodowych gwarancji, zagrożenia międzynarodowymi sankcjami dla Rosji, jeśli spróbuje ona naruszyć międzynarodowe prawo.
Co tu jeszcze jest istotne?
I na koniec powiem, jaka moim zdaniem jest praprzyczyna tego wszystkiego. Bo zawalił się obecny model. I nie będzie już powrotu do tego, co było.
Łukaszenka chciał kontrolować wszystko i nie dopuścił do rozwoju małego i średniego biznesu. I zatem było tak: kilka zakładów naftowych, zakłady nawozów potasowych, i tranzyt - to były podstawy bytu Łukaszenki i Białorusi. Zysk ze sprzedaży produktów naftowych, nawozów, rozmazywał Łukaszenka cieniutką warstwą po całym kraju. I ludzie jakoś wyżywali. Ci, którym nie starczało, wyjeżdżali do pracy za zagranicę. I teraz nie ma zysków, nie ma czego rozmazywać, a mały i średni biznes Łukaszenka de facto zabił. Walczył bowiem z przedsiębiorcami. Gdy zaczęła się pierestrojka, ludzie mogli wyjeżdżać na handel za granicę. Z tego żyli ludzie. A Łukaszenka zamknął granicę.
Oczekiwać wzrostu cen na ropę naftową – to na próżno. Jeszcze on tego nie zrozumiał, ale ludzie z jego otoczenia tak. Książka byłego pomocnika Aleksandra Łukaszenki, (Kiryła) Rudego opisuje wszystkie kryzysy białoruskiej gospodarki.
Zobaczymy, co będzie po akcjach 25 i 26. Opozycja demokratyczna jest gotowa do dialogu w sprawie wolnych wyborów.
Ze Źmicierem Bandarenką rozmawiała Agnieszka Kamińska, portal PolskieRadio.pl
***
Źmicier Bandarenka, fot. charter97.org
Źmicier Bandarenka (ur. 28 września 1963 w Mińsku) – białoruski działacz społeczny i polityczny. Jeden z inicjatorów inicjatywy obywatelskiej «Charter'97» (Karta'97). Od 2008 roku – koordynator inicjatywy obywatelskiej «Europejska Białoruś». Organizator licznych akcji protestu białoruskiej demokratycznej opozycji. W 2010 był menadżerem kampanii kandydata opozycji na prezydenta Andreja Sannikova. Były więzień polityczny. W październiku 2011 Bandarenka znalazł się w gronie finalistów Nagrody Sacharowa Parlamentu Europejskiego, do której został nominowany przez Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Od lipca 2012 roku mieszka w Polsce.
***
WIDEO: ludzie w Homlu opowiadają o niezwyle ciężkich warunkach życia; i że nie są już w stanie patrzeć na te władze
WIDEO: marsze przeciw dekretowi nr 3: "Solidarność", "Żywie Białoruś"