Putin nader szybko pogratulował Łukaszence i przekazał mu sugestywny komunikat
Społeczeństwo białoruskie, protestujący, nie są przygotowani do bezpośredniego starcia z siłami specjalnymi. To zapowiada przegraną konfrontacji ulicznej. Jednak do dyspozycji społeczeństwa jeszcze są dwa instrumenty. To protest masowy i strajk generalny – mówi Paweł Usow, białoruski politolog. Dodaje, że o rozwoju sytuacji przesądzą najbliższe dni.
Analogowy reżim kontra cyfrowe społeczeństwo
Analityk zauważa, że system białoruski nie był przygotowany także do starcia z nowymi technologiami. - Technologie cyfrowe mają znaczną przewagę nad starym porządkiem, który opiera się obecnie o siłę i represje – mówi Paweł Usow.
Nikt nie będzie przeprowadzał referendum ws. integracji z Rosją
Jednocześnie politolog obawia się, że także osoby, które zastąpią Aleksandra Łukaszenkę, mogą pchnąć Białoruś w stronę Rosji – jeśli będą to osoby z nomenklatury, a nie z kręgów świadomych narodowościowo. Jak mówi, jeśli chodzi o decyzję nomenklatury, to jest obawa, że społeczeństwo, podobnie jak za Aleksandra Łukaszenki, nie będzie miało nic do powiedzenia.
- Nikt nie będzie organizował referendum ws. integracji z Rosją (…). Społeczeństwo nie będzie mogło nic na to poradzić, jeśli nie będzie skonsolidowane, jeśli nie będzie rozumiało, co się dzieje i o co toczy się gra – mówił.
Obecnie, jak mówił, Białorusini głosowali przeciwko Łukaszence, ale muszą zacząć brać pod uwagę programy polityków. - Boję się, że Białorusini nie będą mieli możliwości wyboru między Rosją a UE, ponieważ Rosja natychmiast po jakichkolwiek zmianach narzuci się jako wybór konieczny. Polityk z nomenklatury, niezależnie od tego, czego oczekują obywatele, pójdzie tą samą drogą, co Aleksander Łukaszenka, będzie opowiadał o konieczności pomocy Rosji – mówił.
Więcej w rozmowie.
PolskieRadio24.pl: Na Białorusi trwają demonstracje, w związku z fałszerstwami na wyborach prezydenckich. Władze je tłumią. Jakie scenariusze możemy narysować na Białorusi?
Paweł Usow, białoruski politolog: Polityczna konfrontacja przeszła na poziom siłowy. Dalszy rozwój wydarzeń będzie zależał od tego, komu wystarczy sił i odwagi, zasobów psychologicznych i materialnych, aby przejmować inicjatywę i zachować gotowość do konfrontacji, mobilizację wewnętrzną.
Społeczeństwo białoruskie zrozumiało, że bez bezpośredniej konfrontacji z władzą nie da się obronić wyników głosowania i prawdziwych wyników wyborów. Władze zdecydowały się bowiem na bezprecedensowe i otwarte fałszowanie głosowania. Ludzie mogli zobaczyć na własne oczy, jak wybory są fałszowane.
Stało się też jasne dla wielu, że bez mobilizacji społecznej, bez gromadzenia się na ulicach miast, nie da się dotrzeć do tej władzy, która jest przygotowana na scenariusz siłowy.
Sytuacja jest patowa – zwycięży ten, kto będzie miał więcej siły, emocji, sił do walki.
Społeczeństwo białoruskie, protestujący, nie są przygotowani do bezpośredniego starcia z siłami specjalnymi. To zapowiada przegraną konfrontacji ulicznej. Jednak do dyspozycji społeczeństwa jeszcze są dwa instrumenty. To protest masowy - wyjście protestu poza statystyczne normy. Struktury siłowe w takim wypadku nie mogą kontrolować takich protestów, W powyborczą noc w Mińsku protestowało około 10 tysięcy osób, które nie mogły się przeciwstawić siłom specjalnym, specjalistycznemu sprzętowi. Drugim instrumentem jest strajk – on sparaliżowałby system gospodarczy, pokazałby elitom, że sytuacja wyszła spod kontroli, nie da się jej uregulować terrorem ani represjami. Czy dojdzie do strajku generalnego – tu sytuacja nie jest jasna.
Kluczowe w łańcuchu wydarzeń będą kolejne dni. W nocy z 9 na 10 sierpnia według wstępnych doniesień zabito jednego z protestujących, byli ranni, co mobilizuje protest. Ważne jest, czy spirala protestu będzie narastać – jeśli tak będzie, to będzie znaczyć, że rządzący nie potrafili stłumić demonstracji.
Jest też widoczny brak przywódcy – Cichanouska od początku trwania demonstracji nie wyraziła poparcia dla protestów, nie stanęła na ich czele.
Przed tymi wyborami prezydenckimi – było wiele nowych czynników. Co wybory powtarzał się schemat: fałszerstwa – protesty – tłumienie demonstracji. Jednak w tym roku zwraca się uwagę na znacznie większe zaangażowanie społeczne, na zastosowanie technologii.
W porównaniu z 2010 rokiem widoczna jest ogromna różnica – chodzi o technologie, a przede wszystkim o sieci społecznościowe – stały się podstawowym elementem przekazu informacji. W 2006, 2010 roku telewizja odgrywała wciąż olbrzymią rolę jako instrument propagandy – a dziś mamy wiele kanałów przekazu informacji, wśród nich Telegram, Facebook, YouTube. I prawie każdy dziś posiada smartfon, mamy społeczeństwo cyfrowe, które walczy z analogowym systemem autorytarnym.
Reżim przegrywa w tej walce informacyjnej. To skutkuje tym, że protesty są nie tylko w Mińsku, nie tylko Mińsk koncentruje potencjał protestów. Demonstracje są także w regionach. To stwarza większe zagrożenia dla reżimu. Do protestów w dużej skali geograficznej żaden reżim nie może być przygotowany do końca. W Mińsku, jak widzieliśmy 9/10 sierpnia, siły porządkowe i specjalne były dobrze przygotowane do rozproszenia demonstracji.
Mimo to nie obyło się bez ofiar. Już w wieczór powyborczy mieliśmy zatem sytuację gorszą niż w 2010 roku. Owszem wówczas było brutalne tłumienie protestów, ale nie było zabitych. System nie był do tego przygotowany.
System nie był przygotowany także do starcia z nowymi technologiami. Technologie cyfrowe mają znaczną przewagę nad starym porządkiem, który opiera się obecnie o siłę i represje.
Czy Zachód może w jakiś sposób pozytywnie wpłynąć na sytuację na Białorusi? Polski premier wystąpił do przewodniczącego Rady Europejskiej o zwołanie nadzwyczajnego szczytu w sprawie Białorusi. Co może zrobić wspólnota zachodnia?
Zachód obecnie przechodzi przez swoje wewnętrzne problemy – choćby związane z pandemią koronawirusa. Przez USA przechodzi fala demonstracji, w Libanie doszło do wybuchu.
Jeśli demonstracje nie przedłużą się na kolejne dni, to, co się dzieje na Białorusi, odejdzie na drugi plan, nie będzie na pierwszych stronach gazet. Dla Łukaszenki ważne jest, by przeżyć ten tydzień, zachować kontrolę nad sytuacją.
Co jednak mogłaby zrobić Unia Europejska? Wprowadzić sankcje, choć nie mówię o sankcjach gospodarczych, bo to mogłoby uderzyć w społeczeństwo, w gospodarkę, może nawet przygotować grunt pod kolejne działania integracyjne Rosji. Chodzi mi przede wszystkim o sankcje wizowe, czarną listę osób biorących udział w falsyfikacjach i represjach. Ta lista powinna powrócić – i powinna zostać upubliczniona.
Drugą kwestią jest wsparcie, także finansowe dla represjonowanych osób. Chodzi też o studentów, którzy mogą zostać wyrzuceni z uczelni, milicjantów, którzy nie chcą brać udziału w represjach. Chodzi też o wsparcie dla dziennikarzy, niezależnych mediów.
Jeżeli obecny system zachowa władzę, represji będzie wiele. Wiele osób będzie potrzebować pomocy, by znaleźć pracę, utrzymać rodzinę.
Wsparcie dla Białorusi było znacznie okrojone, z powodu kryzysu migracyjnego, potem w związku z wojną na Ukrainie. Jednak na szczęście funkcjonują wciąż niezależne środki masowej informacji, takie jak Biełsat czy Radio Racja. Myślę jednak, że strategia względem mediów niezależnych na Białorusi powinna być zmieniona, poprawiona. Po wyborach presja Rosji i jej wojna informacyjna na Białorusi się nasili. Trzeba będzie silnie wspierać Białoruś.
Nie jest to najlepszy pomocnik w tym zakresie.
Putin ledwie dwa miesiące temu umożliwił sobie dożywotnią prezydenturę. Jeśli taki człowiek jak Capkała zostanie prezydentem, to Białoruś bardzo szybko znajdzie się w sojuszu z Rosją. O czym tu długo mówić.
Nieważne dla niego będzie, czego chcą Białorusini?
Społeczeństwo nie będzie mogło nic na to poradzić, jeśli nie będzie skonsolidowane, jeśli nie będzie rozumiało, co się dzieje i o co toczy się gra.
Jednak by oprzeć się wpływom Rosji, trzeba mieć instrumenty. Zdrowe instytucje polityczne, media tłumaczące pewne procesy. Na Białorusi przestrzeń informacyjna jest zrusyfikowana. Także wojsko nie jest instrumentem obrony tożsamości narodowej.
Na Białorusi mamy klęskę projektu narodowościowego. Białorusyzacja jest bardzo płytka. Nie dotknęła szkolnictwa, uniwersytetów.
Zachód nie ma też żadnych propozycji i projektów politycznych dla Białorusi. Jedynie proponuje Partnerstwo Wschodnie albo umowę stowarzyszeniową – jednak i do tego trzeba mieć proeuropejskiego prezydenta i proeuropejsko nastawioną elitę.
Obecnie kto inny trzyma kierownicę… Zatem siły prozachodnie, choć mają za sobą dużą reprezentację społeczną, to w elitach czy w kręgach, które mają wpływ na sytuację, reprezentacji nie mają, a zatem są bezsilne politycznie?
Tak.
Być może ten proces zacznie się rozwijać. Ludzie wiedzą już, czego nie chcą, wiedzą, że nie chcą Łukaszenki, może zaczną myśleć o tym, czego by chcieli.
Na razie jednak duże jest ryzyko, że ktoś przejmie państwo – wbrew woli dużej części społeczeństwa i popchnie je w kierunku niepożądanym przez nie?
Tak właśnie.
***
Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl