22 rannych jest w stanie ciężkim. Wśród poszkodowanych są dwie obywatelki Rosji, nie ma informacji o innych zabitych czy rannych obcokrajowcach.
Do eksplozji doszło o 17.54 białoruskiego czasu na stacji Kastrycznickaja, znanej równiez pod rosyjska nazwą Oktiabrskaja, sto metrów od siedziby prezydenta Białorusi, Rady Republiki, czyli senatu i rządowej agencji informacyjnej BIEŁTA.
O tym, że doszło do zamachu terrorystycznego powiedział zastępca prokuratora generalnego Andrej Szwed, który stoi na czele grupy śledczej badającej okoliczności zdarzenia.
Wieczorem Łukaszenka na naradzie rządowej dał do zrozumienia, że wybuch był zamachem terrorystycznym. Nie wykluczył też, że atak został zorganizowany przez - jak się wyraził - osoby z zewnątrz. Polecił KGB, by jak najszybciej wyjaśniło okoliczności sprawy.
- Rzucono nam poważne wyzwanie i odpowiedź powinna być adekwatna - mówił białoruski prezydent. Zaapelował do Białorusinów o pomoc w odnalezieniu sprawców wybuchu.
Łukaszenka zapowiedział, że przyjmie pomoc Rosji. Wcześniej Dmitrij Miedwiediew zaproponował Łukaszence pomoc w śledztwie w sprawie zamachu terrorystycznego w metrze w Mińsku. Tak rozmowę telefoniczną obu prezydentów zrelacjonowała dziennikarzom rzeczniczka rosyjskiej głowy państwa, Natalia Timakowa. Według niej, pomoc miałaby też obejmować poszukiwania organizatorów ataku i jego sprawców.
Wiktar Sirenka, ordynator w jednym z mińskich szpitali powiedział Polskiemu Radiu, że "rany są charakterystyczne dla wybuchu bomb z uszkodzeniem rąk i nóg" . Ordynator mówi, że w jego szpitalu znajduje się 11 osób z ciężkimi ranami i obecnie lekarze walczą o ich życie. Trwają skomplikowane operacje.
Nie jest jasne, czy eksplozja nastąpiła na peronie, czy w wagonie metra. Niektórzy świadkowie opisują, że słyszeli trzask i że niemal nie było ognia, ale pojawiło się dużo gęstego dymu. Ludzie, którzy wydostali się z metra, mówią o wielu pokaleczonych, niektórzy widzieli zmasakrowane ciała.
Podczas ewakuacji nie doszło do paniki, ludzie wychodzili wyjściami podziemnymi z metra, pomagając innym, którzy nie mogli iść sami. Służby ratunkowe pojawiły się krótko po tragedii. Niektórym poszkodowanym udzielono pomocy na miejscu.
Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek wydał po wybuchu oświadczenie, w którym przekazał kondolencje rodzinom zabitych i życzył szybkiego powrotu do zdrowia rannym. Zaznaczył, że przyczyna eksplozji musi zostać "w pełni wyjaśniona".
agkm, IAR, PAP