Pierwsza, dość skąpa informacja, mająca mało wspólnego z rzeczywistością, pojawiła się w gazecie "Prawda" dwa dni po awarii.
Ukraiński piłkarz i trener Ołeh Błochin wspomina, że sam wiedział o katastrofie dość wcześnie tylko dlatego, że jego sąsiad był generałem KGB i poinformował go o tym, co się stało w leżącym 100 kilometrów od Kijowa Czarnobylu. - Jak to w ZSRR, wszystko ukrywano, może to i dobrze, aby uniknąć paniki, ale z drugiej strony - ludzie powinni wiedzieć - dodaje. Ołeh Błochin pamięta, że z Kijowa wyjeżdżały żony z dziećmi.- Zostali sami mężczyźni, którzy pili czerwone wino. Trudno je było kupić, bo mówiono, że na promieniowanie pomaga właśnie ono - zaznacza.
Większość mieszkańców radzieckiej Ukrainy nie wiedziała jednak o tym, co się działo w Czarnobylu. 1 maja władze zorganizowały tradycyjne pochody. Pierwsze oświadczenie ówczesnego przywódcy ZSRR Michaiła Gorbaczowa dotyczące Czarnobyla usłyszano dopiero trzy tygodnie po katastrofie.
O eksplozji pierwsi dowiedzieli się mieszkańcy położonego obok miasta - Prypeci, gdzie mieszkali pracownicy elektrowni. Władze zrobiły jednak wszystko, aby wiadomość nie wydostała się poza granice miasta.
Ewakuacja Prypeci
O eksplozji pierwsi dowiedzieli się mieszkańcy położonego obok miasta - Prypeci, gdzie mieszkali pracownicy elektrowni. Władze zrobiły jednak wszystko, aby wiadomość nie wydostała się poza granice miasta. Pochodzący z Czarnobyla Wasyl Nazarenko 26 kwietnia rano zadzwonił z Kijowa do swojej matki mieszkającej w Prypeci. Jak podkreślił w rozmowie z Polskim Radiem, matka zdążyła mu jedynie powiedzieć, że coś się stało w elektrowni, i poprosiła go, aby nie jechał do Czarnobyla. Połączenie telefoniczne zostało zerwane, słychać było tylko sygnał. - Mówiono, że rozmowy były podsłuchiwane, aby informacje się nie rozpowszechniały - dodaje.
Sami mieszkańcy Prypeci i innych miast położonych w okolicach Czarnobyla nie wiedzieli nic o skali katastrofy. Władze starały się uspokajać. Stanisław Konstantynow, który pracował w elektrowni, powiedział Polskiemu Radiu, że następnego dnia ogłoszono ewakuację. - Powiedzieli, że jedziemy na trzy dni, mieliśmy wziąć jedzenie i dokumenty, jechaliśmy jak na piknik - zaznacza.
Jak się później okazało, mieszkańcy opuszczali swoje domy na zawsze. Później niektórym z nich pozwolono wrócić na krótko i zabrać niektóre rzeczy, które nie były napromieniowane. Władze wypłaciły odszkodowania za utracone mienie.
Teraz Prypeć jest opustoszałym miastem, do którego przyjeżdżają wycieczki turystów odwiedzających zamkniętą 30-kilometrową strefę wokół elektrowni w Czarnobylu.
Ofiary katastrofy
Wybuch czwartego reaktora elektrowni atomowej, który nastąpił 26 kwietnia 1986 roku, doprowadził do skażenia ok. 100 tys. kilometrów kwadratowych powierzchni. Najbardziej ucierpiała Białoruś. Substancje radioaktywne dotarły też nad Skandynawię, Europę Środkową, w tym Polskę, a także na południe kontynentu - do Grecji i Włoch.
Specjaliści wciąż nie potrafią ustalić, ile było śmiertelnych ofiar katastrofy. Według ocen Światowej Organizacji Zdrowia liczba zmarłych na raka wywołanego przez skażenie po wybuchu w elektrowni może sięgać nawet 9 tysięcy.
Bezpośrednio w wyniku katastrofy, z powodu odniesionych ran oraz wskutek napromieniowania zginęło 31 osób; byli to obecni na miejscu pracownicy elektrowni oraz strażacy, próbujący zapobiec rozprzestrzenianiu się pożaru.
Około tysiąca osób, głównie ratowników i pracowników elektrowni otrzymało duże dawki promieniowania, co mogło przyczynić się do poważnych chorób. Po katastrofie wysiedlono ok. 300 tys. osób, mieszkających w promieniu 100 km od elektrowni.
Strefa wokół Czarnobyla do dziś jest zamknięta. Obowiązuje tam surowy zakaz przebywania. Jest on łamany przez ludzi, którzy osiedlili się w strefie samowolnie. Są to przeważnie osoby starsze. Strefą czarnobylską zajmuje się ukraińskie Ministerstwo ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. Organizuje ono wycieczki po terytorium strefy, które są płatne i przeprowadzane pod nadzorem specjalnie przeszkolonych ludzi.
IAR, PAP, agkm