- Prezydenci Republiki Białoruś i Federacji Rosyjskiej potwierdzają niedopuszczalność użycia nacisku lub przymusu ekonomicznego w stosunkach międzynarodowych - oznajmili obaj politycy w oświadczeniu. Jak napisali, wprowadzenie sankcji "będzie mieć negatywne konsekwencje przede wszystkim dla zwykłych obywateli".
Telewizja państwowa: "sankcje się nie opłacą"
Według białoruskiej telewizji państwowej początkiem "dyplomatycznej zimnej wojny" była unijna decyzja z 1997 r. o "odmowie przedłużenia porozumienia o partnerstwie i zamrożenie stosunków na szczeblu ministerialnym".
- Od 1997 r. wykorzystywane są różnorakie preteksty i instrumenty w celu bezpośredniej ingerencji i finansowania reakcyjnych polityków. Europejska biurokracja brutalnie miesza się we wszystkie polityczne procesy na Białorusi - podkreśliła telewizja.
W opinii państwowej telewizji sankcje są skierowane de facto przeciwko całej Unii Euroazjatyckiej, którą tworzą Białoruś, Rosja i Kazachstan, ale "w okresie światowego kryzysu gospodarczego Europie raczej nie opłaci się konflikt z głównym ekonomicznym, energetycznym i tranzytowym partnerem na kontynencie".
W poniedziałek kolejne sankcje?
Tymczasem Unia Europejska w poniedziałek może objąć zakazem wjazdu na teren Wspólnoty kolejnych 20-30 wysoko postawionych białoruskich urzędników. Sankcje mogą dotknąć również biznesmena Jurija Czyża, uchodzącego za miejscowego oligarchę z otoczenia prezydenta Białorusi – na razie sprzeciwia się temu Słowenia.
UE rozszerzyła pod koniec stycznia kryteria stosowania sankcji wobec przedstawicieli białoruskiego reżimu. Pozwoli to Unii karać większą niż dotychczas liczbę Białorusinów poważnie łamiących prawa człowieka oraz przedsiębiorstw współpracujących z Łukaszenką.
PAP, IAR, agkm
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś