Prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej na Białorusi Weronika Sebastianowicz powiedziała, że bardzo mocno przeżyła sposób, w jaki potraktowano grupę byłych żołnierzy Armii Krajowej na posterunku granicznym w Kuźnicy.
Kilka dni po zdarzeniu, 28 maja, rozmawiała o tym co się stało z odpowiedzialnymi za przykrą sytuację pogranicznikami. Rozmowa trwała dwie godziny. – Pyta pani, czy żalowali? Bardzo mocno żałowali. Przyjęłam przeprosiny, bo było mi ich szkoda – mówi Weronika Sebastianowicz.
Weronika Sebastianowicz/YouTube/Odra Niemen
Kilka dni wcześniej, 24 maja, grupa kombatantów Armii Krajowej z Białorusi jechała pociągiem na Zjazd Łagierników-Żołnierzy Armii Krajowej do Warszawy. Na granicy po polskiej stronie grupa kombatantów została poddana kontroli antynarkotykowej. - Polska straż graniczna dostała informację, że ktoś może nadużyć szczególnego zaufania, jakim obdarzona jest ta grupa osób – wyjaśniła rzeczniczka Straży Granicznej Justyna Szmidt-Grzech. W rezultacie byłych żołnierzy Armii Krajowej wyprowadzono na peron. Przyprowadzono psa, który sprawdził bagaże.
Kombatantów bardzo zabolało to, że kontrola odbyła się na widoku, przy wszystkich. Weterani Armii Krajowej, w mundurach, stali na peronie, a wszyscy patrzyli się, jak są poddawani kontroli. . – To ludzie w wieku 80-90 lat, najniższy stopniem jest podporucznik – powiedziała Weronika Sebastianowicz. Ta sytuacja była dla niej wielkim wstrząsem. – W nocy nie mogłam spać, najwyżej godzinę. W pewnym momencie kaplicy w Częstochowie łzy zaczęły mi same płynąć z oczu. I ciągle dręczyło mnie to pytanie, dlaczego. Do tej pory się trzęsę – powiedziała prezes Armii Krajowej. Powiedziała, że tak mocno się przejęła tą sprawą, że bała się, że dostanie wylewu. Pierwszej nocy spała godzinę. – Po tej stronie przyzwyczailiśmy się do różnych nieprzyjemności. Ale w Polsce? – zapytała.
Żołnierze AK z Białorusi, YouTube/Odra Niemen
Prezes Stowarzyszenia żołnierzy Armii Krajowej zaznaczyła, że nie chodzi o odprawę paszportowo-celną. Rozumie nawet, że straż graniczna musiała zareagować, jeśli takie ma procedury. - Mówiłam im jednak: można było nas gdzieś zaprosić, żeby nie było to na oczach wszystkich – zaznaczyła.
Weronika Sebastianowicz powiedziała, że blisko dwie godziny trwała rozmowa na granicy ze strażnikami granicznymi, którzy tłumaczyli jej wydarzenia z 24 maja. Pytana, czy widziała żal u osób, które były odpowiedzialne za tę kontrolę, mówiła, że widziała żal i prawie łzy u osoby, która wydała rozkaz w tej sprawie.
Rzeczniczka Straży Granicznej Justyna Szmidt-Grzech poinformowała w rozmowie z portalem polskieradio.pl, że sprawę objął nadzorem Komendant Główny. – Komendant Główny Straży Granicznej wyraził ubolewanie. Polecił sprawdzić tę sytuację. Wyjaśniane są okoliczności sprawy – powiedziała. Dodała, że w piątek zastępca komendanta głównego straży granicznej rozmawiał z prezes Stowarzyszenia i wyjaśniał procedury przez telefon. Zaznaczyła, że gdy we wtorek grupa akowców wracała ze zjazdu w Warszawie, na granicy w Kuźnicy czekała na nich delegacja pograniczników. Rano we wtorek z Weroniką Sebastianowicz spotkali się m.in. komendanci oddziału podlaskiego i przejścia granicznego w Kuźnicy. Przeproszono kombatantów.
Rzeczniczka tłumaczyła, że kontrola zawsze jest rutynowo podejmowana, gdy do straży granicznej dociera Informacja o przewożeniu środków niedozwolonych. - Pragnę zaznaczyć, że sprawdzana wiarygodność tego źródła, którego informacja wpłynęła do straży granicznej i stała się konsekwencją podjętych później działań - powiedziała Justyna Justyna Szmidt-Grzech. Rzeczniczka nie chciała odpowiedzieć, czy doniesienie pochodziło z Białorusi.
Jeszcze podczas pobytu w Polsce Weronika Sebastianowicz powiedziała, że wojskowi obecni na zjeździe poinformowali ją, że kontrolę podjęto na podstawie anonimowego donosu - e-maila z Białorusi. Miał on informować, że przy grupie weteranów Armii Krajowej przewożone są narkotyki. Czytaj więcej >>>
agkm
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś