Białoruski działacz demokratyczny, były więzień polityczny, Mikoła Statkiewicz w łukaszenkowskich celach spędził ponad siedem lat. Swoje zwolnienie w sierpniu tego roku tłumaczy tym, że Aleksander Łukaszenka potrzebuje dopływu gotówki, stara się o kredyty zachodnie dla zrujnowanej białoruskiej gospodarki.
Opozycjonista wzywa zachodnich polityków, by domagali się na Białorusi prawdziwych demokratycznych wyborów. Zauważa, że w jego kraju de facto nikt nie liczy głosów, a w tym roku nawet karty wyborcze już zostały sfałszowane. On sam chce kandydować w wyborach prezydenckich, jednak nie zarejestrowano jego grupy inicjatywnej (komitetu wyborczego). Zapowiada walkę o Białoruś, bo, jak podkreśla, nie może zawieść tej części społeczeństwa, która widzi w nim jedyną swoją nadzieję.
Mikoła Statkiewicz przypomina, że autorytarna władza zdusiła praktycznie wszystkie zalążki politycznej aktywności na Białorusi, i jak mówi - krajobraz polityczny jest wypalony. Zaznacza, że społeczeństwo jest zastraszone, o wiele bardziej, niż miało to miejsce pięć lat temu. Białorusini zdają sobie sprawę, że represje złagodzono tylko chwilowo.
W ocenie Mikoły Statkiewicza, próżno żywić nadzieję, że Aleksander Łukaszenka może uniezależnić swoją politykę od Rosji. Jak wyjaśnia, nie jest to możliwe w przypadku autorytarnego przywódcy, dla którego liczy się tylko władza - a Białoruś nie jest ważna.
Zapraszamy do lektury wywiadu!
Mikoła Statkiewicz
PolskieRadio.pl: Spędził pan w więzieniu białoruskim jako polityczny oponent Aleksandra Łukaszenki prawie pięć lat. Dlaczego pana uwięziono, na tak długo? Na Białorusi mówią, że Aleksander Łukaszenka boi się pana.
Mikoła Statkiewicz, białoruski opozycjonista, lider Białoruskiej Socjaldemokratycznej Partii Narodnaja Hromada: Tym razem spędziłem w więzieniu cztery lata i osiem miesięcy. Jeśli jednak dodać do tego pół roku kar administracyjnych, dwa lata ograniczenia wolności, areszty śledcze, wychodzi na to, że łącznie przebywałem w różnych instytucjach więziennych ponad siedem lat. To dostatecznie dużo, jak na jednego człowieka. Co jednak można na to poradzić, gdy żyjemy w takim kraju.
Odczuwam, że Łukaszenka się mnie boi. Nie wiem dlaczego – może dlatego, że ja nie czuję przed nim strachu. Przypuszczam, że Aleksander Łukaszenka faktycznie obawia się tych, którzy przed nim nie drżą.
Aleksander Łukaszenka ostatecznie zdecydował się na zwolnienie więźniów politycznych. Jakie w pana ocenie były tego przyczyny?
Myślę, że najważniejsze były powody natury gospodarczej. Z tego też względu Aleksander Łukaszenka chce uznania wyborów za uczciwe, po to by następnie mógł zwracać się na Zachód po kredyty i jednocześnie uciec od konieczności przeprowadzenia reform
Jemu nie potrzeba reform, przeciwnie, chce ich uniknąć. A sytuacja ekonomiczna Białorusi jest bardzo ciężka. Główny donator, Rosja, nie może zwiększyć i tak kolosalnych dotacji. Są one ogromne, sięgają nawet do 20 procent PKB. Aleksander Łukaszenka szuka zatem innego źródła dochodów. Dlatego zwolnienie więźniów było krokiem wymuszonym na nim przez okoliczności.
Zatem kiedy przekonał się, że nie poddaję się, nie choruję i nie umieram, zmuszony był mnie uwolnić…
"Postawa Mikoły Statkiewicza lśni jak diament"
Jak pan postrzega po tym czasie Białoruś? Czy zauważył pan zmiany?
Białoruś naprawdę się zmieniła. Powiedziałbym, że panuje totalny strach. Lęk był obecny w białoruskim społeczeństwie i pięć lat temu, ale teraz nabrał on nowego wymiaru, jest go o wiele więcej. Społeczeństwo jest przytłumione, przyciśnięte strachem.
Przez te kilka lat pojawiły się i nowe budynki. Aleksander Łukaszenka daje ziemię biznesmenom, którzy są blisko z nim związani, ci budują oszklone centra handlowe, jest ich całkiem sporo. Z zewnątrz to wszystko wygląda, jak zmiana na lepsze, ale w tej scenerii błąkają się przytłumieni, nastraszeni, ściśnięci z lęku ludzie.
To wszystko jest tak bardzo smutne. Gdy wieczorem spacerowaliśmy po Warszawie z żoną Mariną Adamowicz, odczuwaliśmy różnicę między tym, jak ludzie zachowują się na ulicach tutaj, a jak w Mińsku. Z zewnątrz ludzie są podobni tu i tam, i w Mińsku są też nowoczesne budynki, ale ludzie czują się zupełnie inaczej.
(Mikoła Statkiewicz, kandydat na urząd prezydenta w poprzednich wyborach, podczas demonstracji w Mińsku w 2010 roku)
Co można powiedzieć o zbliżających się wyborach? Pan również mógł w nich kandydować. Jednak nie zarejestrowano pana grupy inicjatywnej (komitetu wyborczego).
Uwolniono mnie dzień po tym, gdy skończyło się rejestrowanie kandydatów do wyborów prezydenckich.
Chciałby pan być kandydatem na prezydenta?
Zdecydowanie tak. Uważam, że powinienem kandydować – dlatego, że na Białorusi są ludzie, którzy mi ufają.
Zgodziłby się pan być prezydentem?
"Mikoła Statkiewicz dał Białorusi nową szansę"
Szczerze mówiąc, po Aleksandrze Łukaszence to będzie bardzo nieprzyjemna, ciężka praca. Trzeba będzie bowiem przebudować ten kołchoz, w jaki Aleksander Łukaszenka przetworzył naszą gospodarkę, nieuniknione są problemy natury ekonomicznej. To będzie praca 25 godzin na dobę.
Nie chodzi mi o urząd i stanowisko, nie ma mowy o żadnych osobistych ambicjach. Proszę uwierzyć, że one są absolutnie na dalekim miejscu. Chodzi o mój kraj, Białoruś, by był on niezależny, wolny, by odnosił sukcesy i pozostał białoruski. To jest najważniejsze.
Obecnie nie mam wyjścia - muszę podejmować pewne działania – bo odczuwam, że uwaga aktywnej części Białorusinów jest skierowana na mnie. Część społeczeństwa pokłada swoje oczekiwania we mnie. Ci ludzie już mało komu wierzą. I to jest po prostu wielka odpowiedzialność. Dlatego nie pozostawiono mi innej możliwości – muszę po prostu kontynuować swoją walkę.
Jeśli ja się przestraszę, będzie to dla tych ludzi dowodem, że nie ma żadnych wartości i ideałów, że trzeba zajmować się swoimi prywatnymi sprawami, korzystać z życia, ewentualnie wyjeżdżać z tego kraju, i tak dalej.
Nie mam wyboru. Gdy wracałem z więzienia, gdy wsadzono mnie do autobusu, wtedy zrozumiałem tę sytuację, w jaką wpisuje się mój powrót. Byłem przepełniony radością, że jestem na wolności i w tym samym czasie było mi smutno – bo rozumiałem, że nie będę miał nawet możliwości odpocząć, że będę musiał zajmować się wszystkim od razu. Jednak znaleźliśmy z żoną tydzień, odpoczęliśmy. Wróciłem do pracy. I żona mi to przebaczyła…
Po uwolnieniu więźniów politycznych pojawiły się oświadczenia urzędników Unii Europejskiej i niektórych polityków z zachodnich krajów, w których poprawę relacji z Białorusią uzależnia się od przebiegu wyborów. W wyborach mamy czterech kandydatów, ale nie wszyscy chętni zostali zarejestrowani, nie ma też możliwości jawnego liczenia głosów.
Na Białorusi zwykle fałszowano protokoły wyników głosowania, już nawet nie karty wyborcze. Komisje już dawno nie liczą kart, obserwatorów nie dopuszcza się, by oglądali podliczanie głosów. Po prostu przewodniczący komisji wyborczej, który de facto został wyznaczony ze strony Aleksandra Łukaszenki, pisze protokół z takimi liczbami, jakie są mu przekazane z administracji prezydenta.
Tegoroczne wybory są dość szczególne – bo sfałszowano tu i samą treść karty wyborczej. Oprócz Łukaszenki będą na niej sami fikcyjni kandydaci czy fałszywi konkurenci. Opozycja de facto nie ma swojego wspólnego kandydata. Nie wiem, co koledzy z zachodniej Europy zamierzają tutaj analizować czy prognozować. Wyborów już teraz nie ma i można rzec, że już zostały one sfałszowane. Na przykład mnie trzymano tak długo w więzieniu, bym nie mógł brać w nich udziału.
Wyzwolenie Statkiewicza: znak, że będzie jeszcze trudniej
Społeczeństwo jest ogromnie zastraszone, do tego stopnia, że nie wierzy już w żadne demokratyczne przemiany. Ludzie dobrze rozumieją, że machina represji nigdzie nie zniknęła, po prostu zmniejszyła obroty. Jej mocodawcy po prostu przystanęli i czekają.
Polityczny krajobraz Białorusi jest wypalony. Przypomina cmentarz. I na tym cmentarzu, wśród rzędów mogił stoi sam jeden Aleksander Łukaszenka, ogląda się i krzyczy: "no proszę, kto tu jest silniejszy ode mnie, kto będzie ze mną konkurował na wyborach". Odpowiada cisza.
I po tym wszystkim Aleksander Łukaszenka powie: "ja zwyciężyłem sumiennie, wygrałem naprawdę". I co z tego, jeśli te wybory będą ciche, spokojne i obejdzie się bez pobicia wyborców – czy to będzie powód, by nazwać je wyborami? A może i uczciwymi wyborami? Czy to będzie postęp w kierunku demokracji?
Myślę, że już teraz można powiedzieć, że nie ma wyborów, są sfałszowane. Nasi europejscy partnerzy powinni mówić o tym, że konieczne są prawdziwe wybory. A my będziemy o to walczyć na Białorusi.
(Mikoła Statkiewicz z żoną Mariną Adamowicz (L) i Natalią Radziną (P), redaktor opozycyjnego portalu białoruskiego, Karty 97)
Niektórzy analitycy i eksperci oceniają, że Aleksander Łukaszenka boi się Władimira Putina, w związku z tym, co dzieje się na Ukrainie, bo zdaje sobie sprawę, że na Białorusi może stać się samo co i w Donbasie. Uważają, że po tej wojnie w Donbasie, Łukaszenka może być skłonny bardziej ciasno współpracować z Zachodem ze strachu przed Putinem.
Aleksander Łukaszenka stworzył taką dziwną gospodarkę, która nie przynosi zysków, a tylko ubytki. Chce kierować każdym zakładem, kontrolować każde miejsce pracy. To mu potrzebne, by kontrolować cały kraj, bo czyni to m.in. przez gospodarkę.
Jednak ta ekonomia jest nieefektywna – i wydatki kompensowała mu Rosja. To według wyliczeń nawet 10 mld dolarów dotacji na rok. To bardzo dużo jak na tak niewielką gospodarkę. Jednak to wiąże Łukaszenkę z Rosją. Nie może odwrócić się od Moskwy, póki ona podtrzymuje ten ”model ekonomiczny”.
Przy tym, jak mówiłem już wcześniej, Aleksander Łukaszenka nie zdecyduje się również na reformy. On się ich boi. Obawia się, że prywatna inicjatywa, prawo własności, zniszczą jego władzę. A dla niego najważniejsza jest właśnie władza, a nie Białoruś.
Rosja w dowolnym momencie może taką gospodarkę w każdym momencie doprowadzić do załamania, wystarczy, że po prostu przedstawi Łukaszence rynkowe ceny na ropę naftową. Na Zachód sprzedajemy bowiem produkty ropopochodne z taniego rosyjskiego surowca. Jeśli nie będzie taniej ropy – to i żadnego eksportu nie będzie.
Co poradziłby pan zachodnim politykom, co powinni zrobić w tej sytuacji?
Powinni zachować moralną postawę, nie sprzeniewierzać się wartościom. To najważniejsza rzecz. Widzę, że niektórzy z nich są gotowi zdradzić wartości, ideały wolności, na rzecz geopolitycznych gier.
Niektórzy chcieliby pokazać narodowi białoruskiemu, że wartości są nic niewarte, że nimi można handlować. Nie róbcie tego. Łukaszenka cały czas mówi, że demokracji i wolności nie ma, że te pojęcia to głupstwo i bzdura.
A my swoim losem i swoim życiem pokazujemy coś odwrotnego! Pamiętajcie o tym. Nie pomagajcie Łukaszence. Nie zdradzajcie wartości.
Co myśli pan o ewentualnym złagodzeniu sankcji?
Zachód może częściowo zmiękczyć restrykcje, na przykład niektórzy białoruscy urzędnicy mogą otrzymać prawo wjazdu do Unii Europejskiej, ale nie powinno się zdejmować sankcji z Aleksandra Łukaszenki. Publicznie poprosiłem go, by odpowiedział na doniesienia, wedle których on odpowiada za zabójstwa polityczne kilkanaście lat temu. Nie odpowiedział nic. Nie miał niczego do powiedzenia.
***
Z Mikołą Statkiewiczem, białoruskim opozycjonistą, byłym kandydatem na prezydenta i byłym więźniem politycznym rozmawiała Agnieszka Kamińska, portal PolskieRadio.pl.
Białoruski polityk występował w Warszawie na konferencji Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, dotyczącej praw człowieka i demokracji.