Ekspert Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego zaznaczył, że orędownikiem anulowania traktatu jest doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton.
Tomasz Smura ocenił również, że wyniki wyborów w USA z punktu widzenia Polski mogą mieć i dobre, i złe aspekty. Jak zaznaczył, Donald Trump, który musiał się mierzyć również ze sprzeciwem establishmentu swojej własnej partii, teraz będzie w gorszej sytuacji po tym, jak republikanie stracili przewagę w Kongresie, który m.in. współdecyduje w kwestiach finansowania. Mimo wszystko będzie mu łatwiej niż Barackowi Obamie - który musiał współpracować z republikańskim Senatem i republikańskim Kongresem.
Mowa była również o tym, dlaczego nie doszło do skutku spotkanie prezydentów USA i Rosji Donald Trumpa i Władimira Putina na szczycie w Helsinkach.
***
PolskieRadio24.pl. Czy wyniki wyborów oznaczają osłabienie prezydenta USA Donalda Trumpa? Jeśli tak, to w jakich dziedzinach?
Tomasz Smura, kierownik biura analiz Fundacji imienia Kazimierza Pułaskiego: Wyniki wyborów nie są jednoznacznie, trudno powiedzieć, która strona wygrała, która przegrała. Donald Trump miał komfortową sytuacją na początku swojej prezydentury - Republikanie mieli lepszą pozycję w obu izbach. Pierwsze dwa lata były dla niego stosunkowo łatwe. Trzeba zaznaczyć przy tym, że nie miał spójnego poparcia wewnątrz własnego obozu. Przypomnijmy, że wygrał jako dość kontrowersyjny kandydat. Musiał się mierzyć z oporem establishmentu partyjnego.
Mimo tego, że republikanie opanowali Kongres, dwa pierwsze lata jego prezydentury nie mogą wywrzeć szczególnego wrażenia. Nie udało mu się osiągnąć niczego szczególnie spektakularnego ani w polityce wewnętrznej, ani zagranicznej. Częściowo zdemontował Obamacare, system ochrony zdrowia. Jednak kwestie polityki migracyjnej nie są rozwiązane. Na plus trzeba policzyć uchwalanie budżetu USA bez szczególnych opóźnień.
Jeśli chodzi o politykę zagraniczną – jest silnie blokowany. Wypowiedział kilka bardzo istotnych porozumień, jednak jeśli chodzi o kwestie relacji z Rosją Kongres patrzy mu na ręce, nawet nieco wbrew niemu przyjęto kolejny pakiet sankcji – tzw. CAATSA (Kongres przyjął w 2017 roku ustawę CAATSA o "przeciwdziałaniu sankcjami adwersarzom Ameryki"). (Donald Trump wydaje teraz do niej akty wykonawcze).
Nie miał dużej swobody w prowadzeniu polityki, tak jakby chciał. A teraz będzie mu dużo trudniej. Dla niego ważne jest, że nie stracił Senatu. Trzeba pamiętać, że w USA to izba wyższa ma większe kompetencje. To Senat zatwierdza mianowanych przez prezydenta członków administracji, ma dużo więcej do powiedzenia w kwestiach polityki zagranicznej. Izba Reprezentantów jest istotna w kwestiach budżetowych. By przyjąć budżet muszą zgodzić się obie izby, negocjacje są komplikowane i stąd potem tzw. możliwość shutdownu. Bo partia, która jest w opozycji stawia szereg żądań, zaczynają się długie negocjacje, zatem Trumpowi będzie teraz trudniej w kwestiach finansowania.
Trump jest jednak w lepszej sytuacji niż Obama, bo ten przegrał w obu izbach parlamentu. Obama rządził mając po drugiej stronie republikanów.
Z jednej strony mieliśmy tyle wypowiedzi ze strony Trumpa w sprawie Rosji, NATO, które budziły obawy. Było spotkanie w Helsinkach. Z drugiej strony mamy nakłady na obronność w Europie, mamy sankcje. Są rozmowy o bazie w Polsce. Pytanie, czy wynik wyborów może zmienić sytuację w tym obszarze. Wydawało się, że wszystko zaczyna iść w dobrą stronę.
Wynik wyborów jest w tym aspekcie trochę zły, a trochę dobry. Obecność demokratów w Kongresie oznacza, że Trumpowi będzie trudniej przeprowadzić reset z Rosją – oczywiście zakładając, że w ogóle by chciał.
No właśnie.
Demokraci dostali teraz do ręki bardzo ważny instrument – zakładając, że mają większość w Izbie Reprezentantów pociągnięcia prezydenta do impeachmentu. Co prawda zdymisjonowano prokuratora generalnego Jeffa Sessionsa, ale komisja Muellera wciąż pracuje – w razie gdyby się okazało, że są dowody powiązań z Rosją, demokraci mieliby możliwość rozpoczęcia tej procedury. To jeszcze nie znaczy, że ona by się zakończyła. Aby oskarżyć prezydenta czy zdjąć go z urzędu potrzeba większości w Senacie, więc to jest trudne do osiągnięcia. Jednak samo uruchomienie procedury to bardzo spektakularne wydarzenie. Na pewno jest to mechanizm kontrolny – możliwość wezwania na przesłuchania członków administracji.
Do tego dochodzi możliwość przyjmowania różnego rodzaju rezolucji. Przypomnijmy, że po szczycie w Helsinkach Kongres przyjął rezolucję zabraniającą udzielenia zgody na przesłuchiwanej przez Rosjan członków amerykańskitej administracji, co postulował W. Putin po a helsińskim spotkaniu.
Z drugiej strony, tak jak mówiłem wcześniej, co do kwestii amerykańskich baz – tutaj demokraci zyskują możliwość kontrolowania, na co Trump wydatkuje pieniądze. Zatem gdyby była wola umieszczenie bazy, musimy mieć zgodę obu partii. Z naszej perspektywy te wyniki mogą budzić różne odczucia.
Ale jest i taki aspekt, że im więcej problemów wewnętrznych, tym większe skupienie na nich, a mniejsze na polityce zagranicznej.
Nie oszukujmy się, tak jak w każdym kraju.
Rosja ostatnio wydaje oświadczenia o tym, że stosunki z USA wcale nie są dobre. Miało być dłuższe spotkanie Władimira Putina i Donalda Trumpa w Paryżu. Dłuższa rozmowa ma być w Argentynie na przełomie listopada i grudnia na szczycie G20.
Nie wiadomo, o co chodzi – może o kwestie polityki wewnętrznej. Po szczycie w Helsinkach Donald Trump doznał mocnego uszczerbku na wizerunku. Był krytykowany przez własną partię, demokratów, media. Spotkanie z Putinem nie przysłużyło mu się z tego punktu widzenia. Również nie było korzystne dla Rosjan. Gdy Trump spotyka się z Putinem, to Kongres wykonuje ruch przeciw temu ociepleniu, na przykład uchwala nowe pakiety sankcji, rezolucje.
Te spotkania nie przynoszą zatem obu stronom spektakularnych korzyści. Choć zapewne z punktu widzenia Rosji są istotniejsze, chodzi o kwestie polityki wewnętrznej, próby podzielenia Amerykanów i Europejczyków.
Natomiast z perspektywy Trumpa takie spotkania są mocno kontrowersyjne. Myślę, że przeważyła chłodna kalkulacja. Uznano, że agenda celów możliwych do osiągnięcia jest bardzo ograniczona. Spotkanie w Helsinkach nie przyniosło rozstrzygnięć poza bardziej szczegółowymi kwestiami. Wszystkie pozostałe kwestie zostały zablokowane albo spadły z agendy.
Co do spotkania na szczycie G-20 - takie spotkania z reguły się odbywają. Zauważmy jednak, że są to spotkania na marginesach różnych konferencji, zazwyczaj trwają około 20-30 minut, ograniczają się do kurtuazji i krótkiej wymiany poglądów. Nie miałbym tutaj większych oczekiwań.
Jakiś czas temu prezydent USA Donald Trump wystąpił z oświadczeniem, że USA zamierzają się wycofać z traktatu INF (o zakazie pocisków średniego i pośredniego zasięgu) w związku z tym, że Rosja go narusza. Czy pana zaskoczyła ta deklaracja?
Szczerze mówiąc, było to zaskoczenie. Jednak sprawa łamania traktatu INF przez Rosję nie jest niczym nowym. Wielokrotnie administracja amerykańska prezentowała raporty, mówiące o tym, czy i jak Rosjanie łamią ten traktat. Dyskutowano o tym w ramach NATO. Wszyscy obawiali się bardziej, że Rosja wypowie ten traktat, że będzie na tyle zaawansowana w swoim programie rakiet krótkiego zasięgu, iż w którymś momencie powie, że nam ten traktat nie jest potrzebny, wycofuje się z niego.
Tutaj opinie są podzielone – sojusznicy rozumieją decyzje USA, bo po co utrzymywać traktat, który jest łamany i w dużej mierze martwy.
Podnosi się też głosy, że to trochę niepotrzebne, bo Amerykanie nie mają jeszcze odpowiednich systemów rakietowych, by odpowiedzieć Rosji, wycofują się i uruchamiają program rozbudowy pocisków manewrujących.
Ale dlaczego teraz?
John Bolton, czyli doradca ds. bezpieczeństwa prezydenta Donalda Trumpa, był wieloletnim przeciwnikiem tego porozumienia. Jest przeciwnikiem traktatów rozbrojeniowych, natomiast tego porozumienia nie lubi szczególnie.
Jeśli traktat zostanie ostatecznie anulowany, jakie mogą być wówczas konsekwencje?
Jak można przewidywać, Rosjanie na ile to możliwe przyspieszą swoje programy rozmieszczania rakiet manewrujących o zasięgu przekraczającym te dopuszczalne przez INF. Amerykanie zapewne uruchomią swój program. Zapewne rozmieszczą w Europie więcej swoich środków, takich które już mają, na platformach lotniczych czy morskich. Będziemy mieli miniwyścig zbrojeń, dotyczący tego zakresu uzbrojenia. Być może w przyszłości, jeśli poprawią się relacje Rosji i USA, to może, o czym mówią Amerykanie, zostanie podniesiona kwestia rozszerzenia tego porozumienia o kolejne kraje, zaktualizowania traktatu, by pasował lepiej do ówczesnej rzeczywistości. Być może to się kiedyś stanie – ale raczej nie w najbliższej przyszłości.
***
Z Tomaszem Smurą rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl
***
WIDEO: pociski średniego zasięgu w siłach zbrojnych USA - zimnowojenny wyścig zbrojeń