Po odmowie ekstradycji od 10 lat odpowiada on przed polskim sądem za oszustwo przy uzyskaniu prawie 700 tysięcy dolarów kredytów w białoruskich bankach. Tamtejsza prokuratura wystawiła za nim list gończy.
Z uwagi na ryzyko niesprawiedliwego procesu mężczyzna nie został wydany stronie białoruskiej. Teraz jednak okazało się, że jego dane, między innymi informacje o miejscu zamieszkania, trafiły do białoruskiej prokuratury.
To niedopuszczalne - mówi Andriej Żukawiec. Biznesmen dodał, że wielokrotnie już musiał zmieniać miejsce zamieszkania po tym, jak dostawał telefony z pogróżkami, a pod jego domem dochodziło do różnych incydentów.
Andriej Żukawiec zwrócił uwagę, że fakt, iż polski rząd oficjalnie okazuje poparcie dla białoruskich opozycjonistów, a jednocześnie prokuratura przekazuje ich dane, jest bardzo dziwny.
Rzecznik prasowy Sądu Rejonowego w Białymstoku Joanna Toczydłowska przyznaje, że część danych przekazano białoruskiej prokuraturze. Zastrzega jednak, że nie stało się to na jej żądanie, ale z powodu obowiązujących przepisów. Joanna Toczydłowska powiedziała też, że po nieudanej próbie przesłuchania 15 białoruskich świadków w Polsce, białostocki sąd musiał wystąpić o ich przesłuchanie na Białorusi w ramach pomocy prawnej. W tym celu należało wypełnić odpowiedni wniosek - dodała. Jest w nim opisana cała sprawa, podane są także dane oskarżonego - imię, nazwisko i miejsce zamieszkania. Rzeczniczka argumentowała, że ten formularz obowiązuje w stosunkach ze wszystkimi państwami, które są stronami Europejskiej Konwencji o Pomocy Prawnej. Joanna Toczydłowska powiedziała też, że w prowadzonym postępowaniu sądowym nie można było zrezygnować z ponownego przesłuchania świadków. Zawarto w nim również wniosek o uczestnictwo białostockiego sędziego podczas przesłuchań na Białorusi.
IAR, agkm