Zrównanie takich zgromadzeń z pikietą oznacza, że potrzebna na nie będzie zgoda władz lokalnych. Inaczej uczestnikom grożą kary administracyjne, włącznie z aresztem.
Chodzi o poprawki zaproponowane przez rząd w lipcu, oceniane przez obrońców praw człowieka jako odpowiedź władz na falę milczących protestów. Ustawa mówi o "wspólnej masowej obecności obywateli w określonym z góry miejscu publicznym, w tym pod otwartym niebem, i o ustalonym czasie, w celu przeprowadzenia z góry określonych czynów". Chodzi o zebrania "zwoływane przez internet i inne sieci informacyjne w celu publicznego wyrażenia nastrojów polityczno-społecznych lub protestu".
W projekcie rządowym wymieniono wcześniej: "z góry określone działania lub brak działań", więc media niezależne nazywały go "ustawą o braku działań". Teraz sformułowanie o "braku działań" wypadło z tekstu, a znalazło się w nim słowo "czyny".
Wcześniej milczące protesty przeciw polityce władz formalnie nie były niezgodne z prawem - ich uczestnicy nie wznosili haseł, nie używali symboli ani transparentów, a jedynie przychodzili o umówionej porze na place w centrum miast i wspólnie klaskali. Informacje o protestach były umieszczane w internecie. Mimo to zatrzymano blisko 2000 uczestników tych protestów, a zatrzyamań często dokonywali funkcjonariusze bez mundurów.
Biuro Insytucji Demokratycznych i Praw Człowieka (ODiHR) OBWE wyraziło zaniepokojenie w związku z prawem o zgromadzeniach na Białorusi. Obecne przepisy o zgromadzeniach naruszają standardy międzynarodowe.
Deputowani rozpatrzyli projekt i przyjęli go w pierwszym i drugim czytaniu w poniedziałek wieczorem. Według Radia Swaboda w tym czasie wyłączono transmisję obrad dla dziennikarzy.
PAP, agkm
PAP, agkm
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś