W Internecie umieszczono kilkadziesiąt stron rzekomych dokumentów polskiego MSZ, w tym tajne depesze dyplomatyczne - pisze portal niezależna.pl. Dokumenty dotyczą korespondencji między Polską a Wlk. Brytanią w latach 2005-2011 w sprawie pomocy opozycji na Białorusi. "Wyciec" miały także pisma sprzed kilku tygodni poświęcone sprawie opozycjonisty Alasia Białackiego. Portal zauważa, że depesze wyglądają na autentyczne, ale mogą równie dobrze być prowokacją służb Białorusi lub Rosji.
Rzecznik MSZ Marcin Bosacki, pytany o te depesze, odpowiada portalowi polskieradio.pl, że korespondencja rozsyłana do mediów jest fałszywa. - W związku z podejrzeniem przestępstwa sprawą zajmują się właściwe służby państwowe - dodał.
Kolejna porcja rzekomych depesz MSZ
W marcu 2011 r. MSZ ogłosiło, iż ktoś rozesłał do mediów rzekomą korespondencję między Ministerstwem Spraw Zagranicznych a Ambasadą RP w Mińsku. Resort zawiadomił, że listy są fałszywe, a sprawę zgłoszono do ABW. Podobna sytuacja powtórzyła się w maju 2011 r. - tym razem MSZ stwierdziło, że dokumenty podrobione są wymieszane z prawdziwymi.
Jak pisze niezależna.pl, prawdpodobnie część dokumentów opisywanych już przez prasę w marcu i w maju pokrywa się z tymi, które odkryto teraz. Wśród umieszczonych kilka dni temu w internecie są jednak dokumenty zupełnie nowe, datowane na październik i listopad 2011 r., dotyczące m.in. Alasia Białackiego.
Czy oznacza to, że ktoś - np. służby reżimu Łukaszenki - od kilkunastu miesięcy bezkarnie fabrykuje MSZ-owskie dokumenty? Jeśli dokumenty są autentyczne, sprawa "wycieku" oznacza kompromitację polskiej dyplomacji, jeśli to fałszywki, nie można pozwalać na bezkarne podrabianie korespondencji MSZ– zauważa niezależna.pl.
agkm, niezależna.pl, polskieradio.pl
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś