- Mówiłam od dawna, że mam taki plan, by się wynieść na wieś, ale nikt mi nie wierzył. Po jakimś czasie zrozumiałam, że tak mówią wszyscy, którzy prowadzą szybkie życie - opowiada w reportażu Joanna Posoch, założycielka Lawendowego Pola.
Neseserek, garsonka, negocjacje - 10 lat Joanna pracowała we własnej firmie. Gdy tylko uzbierała wystarczającą kwotę na działkę i domek, uznała, że czas zejść ze sceny.
Jonkowo, wieś na Warmii, znała z wcześniejszych wizyt turystycznych. Kiedy postanowiła się tu osiedlić, jej działka składała się jedynie z łąki. - Chciałam poczuć to miejsce, nocowałam tu, by sprawdzić, z której strony wschodzi słońce, skąd wieje wiatr. O 5 rano jest najciekawiej, widać, gdzie się ścielą mgły - wspomina.
Pani Joanna kocha kwiaty: wokół drewnianej chaty posadziła oleandry, a później przyszła pora na lawendę. - Nie towarzyszyła mi myśl, że będę w ten sposób zarabiać, raczej taka, że to będzie piękne - opowiada w reportażu Urszuli Żółtowskiej-Tomaszewskiej.
Zaczęła więc od plantacji i przez pierwszy rok kwitnienia po prostu... rozdawała ogromne bukiety. Potem powstała suszarnia, z książki o historii farmacji nauczyła się, jak destylować olejki eteryczne. - Mogłam zacząć próbować robić jakieś mikstury własnoręcznie - mówi.
Co ma krem do krowy? Kto śledził żabę, komu służą wiejskie warsztaty alchemiczne i co to znaczy, że natura jest twórcza?
Zapraszamy do wysłuchania całego reportażu "Jestem szczęściarą", w którym wypowiada się także Piotr Romanowski, prezes Stowarzyszenia Artystyczno-Ekologicznego "Ręką Dzieło", współorganizatora warsztatów.