- Przyjść do radiowej Dwójki to przyjemność, a nawet, powiedziałbym, zaszczyt - powiedzał Stuhr w audycji "W Dwójce raźniej". - Przyznam szczerze, że pracy jest dużo, podobnie jak mediów. Wiele zawdzięczam moim agentom, który pełnią czasami rolę Cerbera, a dbają nawet o to, bym mógł się zobaczyć z moją córką.
Intelektualny rys
Po festiwalu w Gdyni zaczęły krążyć sugestie, że Maciej Stuhr zaistniał na konferencjach prasowych nie tyle jako aktor, lecz głownie jako ktoś, kto ma bardzo intelektualne podejście do zawodu. - Cóż mogę powiedzieć…Od niektórych rzeczy trudno się uwolnić - skomentował sam zainteresowany. - Konferencja prasowa wydaje mi się dobrym miejscem, by porozmawiać, a nie tylko powiedzieć, ile kosztował film, jak się z kim pracowało, czy odpowiedzieć na pytanie: "woli pan teatr czy film" - wyjaśnił aktor. Podkreślił, że niezwykłą wartość ma to, co się przeczytało, co studiowało, co powiedzieli rodzice w domu. - Trudno to zostawić na margniesie, bo teraz "trzeba zostać jeno aktorem " - skomentował.
- W ostatnich latach było naprawdę dobrze z polskim kinem, ale mam wrażenie, że na tegorocznym festiwalu w Gdyni pojawiło się kilka wpadek. Przyznaję, że męczyłem się na niektórych seansach. Musiałem brać poprawkę na to, że to jest polski film i trzeba mu więcej wybaczyć - komentował majowy festiwal na wybrzeżu Maciej Stuhr.
Typ dowcipnisia
Maciej Stuhr przyznał, że zdarza mu się wygłupiać w czasie pracy na planie filmowym. - Bywam typem zgrywusa. Nie chcę robić jakiejś wielkiej filozofii, ale to metoda na utrzymanie się w formie na planie przez 12 godzin. Jestem absolutnym przeciwnikiem "skupiania się". Wręcz przeciwnie: miarą dobrego aktorstwa jest sztuka wyobraźni i możliwość zareagowania tu i teraz na to, co się akurat dzieje. Nie tysiące przygotowań, z których potem niewiele wynika - mówił.
Z Maciejem Stuhrem rozmawiała Magdalena Juszczyk.
sm