Z gośćmi rozmów improwizowanych spotykaliśmy się w przeróżnych miejscach. Nietypowy był na przykład dom parafialny w Bielsku-Białej - miejsce, w rozmów z Charlesem Lloydem i Ornette'em Colemanem. W tej dziedzinie jednak nie ma sobie równych szatnia pływalni Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Tam właśnie zdybaliśmy trębacza Franka Londona - współzałożyciela grupy Hasidic New Wave i niezrównanego gawędziarza. Nie mogliśmy zatem nie zapytać o najdziwniejsze miejsce, w którym Frank występował, ale jego odpowiedź szybko przerodziła się w arcyciekawą opowieść i refleksję o sztuce:
Najdziwniejsze miejsce… OK, mam jedno. Związane jest ono ze świetną polską rzeźbiarką, Joanna Rajkowską. Mieszkała kiedyś w Krakowie, teraz w Warszawie, a poznałem ją, gdy studiowała w Nowym Jorku. Joanna zbudowała coś w rodzaju płytkiego basenu, który napełniła jodyną w kolorze krwistej czerwieni. Performance miał polegać na tym, abym nago, grając, przechadzał się w tym basenie. Akurat przeżywałem dość trudny okres, w którym nie wszystko układało się tak, jakbym chciał i wizualna strona tego przedsięwzięcia bardzo na mnie podziałała. Wreszcie zagrałem nie na podstawie kartki z nutami, tylko stałem się częścią dzieła sztuki. A sztuka Joanny zawsze zawiera odniesienia do podstawowych problemów życia.
Ten projekt przypomina biblijną opowieść o przejściu przez Morze Czerwone…
Oczywiście. A najlepsze jest to, że prowokuje do bardzo wielu interpretacji – biblijnych, psychologicznych czy mitologicznych. Na tym polega piękno sztuki abstrakcyjnej. Sama w sobie nie niesie żadnych znaczeń, ale umożliwia ich konstruowanie.
Dalszych rekomendacji Frank London jako rozmówca chyba nie potrzebuje.
Zapraszamy!
Tomasz Gregorczyk i Janusz Jabłoński
Zobacz >>> https:\/\/franklondon.com/
28 listopada 2008