Przeczytaj: Legnicki melodramat
Z Waldemarem Krzystkiem rozmawiała Magdalena Zaliwska
Pana film przenosi widzów do Legnicy roku 1967/ 68. Przez długi czas mieściło się tam dowództwo północnej grupy wojsk Armii Radzieckiej. Jest to chyba pierwsza fabularna próba dokumentacji tamtego czas. Co skłoniło pana do tego, by zapełnić tę białą kartę jaka istnieje w zbiorowej pamięci Polaków?
Szczerze mówiąc jest to chyba w ogóle nie istniejąca karta. Dla mnie jest to zadziwiające, że w żadnym innym filmie, książce, sztuce teatralnej nie znajduję śladu obecności Rosjan. Wygląda to tak, jakby go opuścili po 1945 roku. A przecież późniejszy kierunek temu, co działo się w Polsce nadało między innymi to, że wojska rosyjskie stacjonowały w naszym kraju. Mieli swoje dywizje czołgów, tysiące żołnierzy, swoje lotniska, wydzielone części miast. Ich obecność decydowała o tym co, my możemy zrobić, a czego nie możemy.
Muszę dodać, że dla mnie niesamowitym przeżyciem było obserwowanie tego, w jaki sposób Rosjanie zmieniają się poprzez sam pobyt w Polsce. Im się podobało to, jak jest u nas. Te inne piosenki czy odmienna literatura. Oni wszyscy masowo uczyli się języka polskiego. Ten pobyt w Legnicy też w dość wyrazisty sposób na nich wpływał.
Czy znalazł pan odpowiedź na pytanie dlaczego ta karta z naszej historii ciągle pozostaje niezapisana? Już pierwsza minuta filmu pokazuje, że chce pan ją wypełnić treścią. Na czarnym tle pojawia się napis: „Wojska radzieckie stacjonowały w Polsce – jako wyzwoliciele i socjalistyczni sojusznicy – prawie pięćdziesiąt lat: od końca Drugiej Wojny Światowej do roku 1993”.
Uważam, że w dawnych czasach na tym właśnie polegał absurd cenzury. Wszyscy wiedzieli, że Rosjanie są w Polsce, ale oficjalnie wszyscy zachowywali się tak, jakby ich nie było. Pokazanie ich stacjonowania w taki sposób, jak ja to zrobiłem, zaowocowałaby ogólnym niezadowoleniem. Bo mój film pokazuje też jak ich zmieniał pobyt w Legnicy.
Wspomniana Legnica jest chyba bardzo ważnym miejscem dla pana, bo „Mała Moskwa” to nie pierwszy pana film, którego akcja dzieje się właśnie w tym mieście. Podobnie było w obrazie „Zwolnieni z życia”, „Zawieszeni”. Czy sentyment wynika z tego, że w młodości mieszkał pan w okolicach Legnicy?
To, że mieszkałem niewiele zmienia. Ważne jest to, że znam to miejsce osobiście. Jak robię poważne filmy, to chcę mówić prawdę i o tym, co sam przeżyłem. Legnica jest dla mnie kopalnią tematów, dlatego, że mówię o sobie. Byłem świadkiem naocznym przedstawianych sytuacji.
Wychowałem się dosłownie 200 metrów od radzieckiego osiedla oficerskiego. Tam mieszkali właśnie oni ze swoimi rodzinami. Dzieci rosyjskie były np. przewożone i odwożone ze szkoły do domu autobusami, byle tylko nie kontaktowały się ze swoimi rówieśnikami. Mieli swoje sklepy, kino, szpital, szkoły. Widziałem więc od środka, jak wyglądało życie tej okupacyjnej armii. Czułem więc, że pokazanie tej rzeczywistości jest jakąś moją powinnością.
Jednak tylko część przedstawionych wydarzeń pochodzi z pana własnych doświadczeń. Co było dla pana impulsem do napisania scenariusza filmowego?
Impulsem do napisania scenariusza była dla mnie sytuacja, której osobiście doświadczyłem. Otóż, gdy odwiedzałem kiedyś z mamą cmentarz zastanowiło mnie dlaczego w tym miejscu znajduje się grób młodej Rosjanki. Wtedy mama opowiedziała mi historię Rosjanki, która prawdopodobnie zabiła się z miłości do Polaka i Polski. Gdy dostała rozkaz powrotu do kraju, nie chciała tego uczynić. Podjęła decyzję o popełnieniu samobójstwa. Postanowiłem opowiedzieć tę historię. Zdarzają się oczywiście wątki wymyślone, ale np. rzeczywiście miała miejsce dość znacząca scena filmu - czyli zatajonego chrztu ormiańskiego dziecka w kościele katolickim. To moja mama poszła do kościoła ochrzcić chłopca, a ja zostałem w domu z zapłakanymi, ormiańskimi rodzicami.
Na tle tego niezmiernie wyrazistego wątku historycznego, umieszcza pan niezmiernie delikatną a zarazem wyrazistą historię miłości Rosjanki Wiery do Polaka Michała. Trudno chyba rozstrzygnąć, która z opowiedzianych historii jest ważniejsza.
To jest film z bardzo ważnym wątkiem miłosnym. Zależało mi na tym, by pokazać delikatną, subtelną miłość zderzoną z tymi okropnymi czasami. Poprzez ten film chcę pokazać, że ludzie często pragną podstawowych rzeczy. Wiera mówi, że ona niczego bardziej nie pragnie jak to by dostać zgodę na pobyt w Polsce i małżeństwo z Polakiem. Nic więcej. To jednak okazuje się niemożliwe, bo obraża to Związek Radziecki, że ktoś może się chcieć zrzec tego obywatelstwa. To jest nie do pomyślenia. Poza tym taka osoba jest złym przykładem, bo za chwilę przyjdą kolejni, którzy podobną zgodę będą chcieli uzyskać. I jak mówi jeden z majorów KGB - Rosjanie nigdy do tego nie dopuszczą. Ja bym powiedział tak - mamy w filmie bardzo ważny watek przejmującej, wielkiej miłości Wiery i Michała, osadzony w bardzo konkretnych realiach historycznych. Na tym mi właśnie zależało, by zderzyć te bezwzględne mechanizmy z tak delikatnym i kruchym uczuciem Rosjanki i Polaka.
Od samego początku przywiązywał pan ogromną wagę do obsady filmu. Dużo czasu zajęło panu znalezienie tak doskonałego duetu jak Svetlana Khodchenkowa i Lesław Żurek?
Obejrzałem w sumie 60 rosyjskich filmów współczesnych. Stworzyłem listę aktorów, których chciałbym zobaczyć na planie swojego filmu. Były 4 aktorki, które ostatecznie nadawały się na zagranie Wiery. Na castingu do roli Michała pojawił się Lesław Żurek i wtedy wiedziałem, że stworzy doskonały duet z Svetlaną Khodchenkową. Ostatecznie poszukiwania aktorów trwały 8 miesięcy.
Czy to prawda, że wiceminister kultury Rosji powiedział, że żałuje, że tego scenariusza nie napisał Rosjanin?
Po przeczytaniu powiedział dokładnie tak, ale szkoda, że nie napisał go Rosjanin. Byli chętni do tego by kupić scenariusz, ale nie chcieli by film zrealizował polski reżyser. Powiedziałem, że się na to nie zgadzam. Zależy mi bardzo na tym by film miał swoją wielką premierę w Rosji. Na ekrany polskich kin trafi 28 listopada.