Fryderyk Jaroszy palił wyłącznie papierosy egipskie i jeździł Lancią, Eugeniusz Bodo nosił sztruksowe marynarki, a Wiera Gran - najlepszą złotą biżuterię bardzo konkretnych producentów. I myli się ten, kto myśli, że robili to bezinteresownie.
Aktorzy słynnych kabaretów - Qui Pro Quo, Zielonka Balonika, czy Momus - byli przed wojną gwiazdami pierwszego formatu. Nic dziwnego, że rozwijająca się bujnie po 1918 roku gospodarka postanowiła skorzystać z ich popularności. Reklamy z udziałem Hanny Ordonówny, Zuli Pogorzelskiej czy Miry Zimińskiej znaleźć można było więc nie tylko w prasie i radiu, lecz także na afiszach teatralnych, a nawet w tekstach prezentowanych na scenie skeczy.
Gwiazdy, a raczej wykreowane przez nie postaci (Lopek, a nie Kazimierz Krukowski), reklamowały przy tym nie tylko dobra luksusowe, jak biżuteria czy samochody, lecz także chociażby pastę do butów albo środki do higieny jamy ustnej.
Cóż, dobry kabaret był wówczas cenioną rozrywką wśród przedstawicieli finansjery, przemysłowców i wojskowych, którzy bardzo szybko zorientowali się, że mogą "na znanych twarzach" zrobić interes. Zbliżywszy się także do kręgów filmowych, wpływali pośrednio na udział w nim konkretnych gwiazd. Kinowe przeboje ze znanymi twarzami docierały do szerszej publiczności niż program najlepszego nawet kabaretu.
Więcej w ostatniej dwójkowej "Zakładce literackiej", której gościem była Agnieszka Uścińska z Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. Audycję przygotowała Iwona Malinowska. Wybrane reklamy przeczytał Andrzej Ferenc.