To on sprawił, że polska gitara jest znana na całym świecie

Ostatnia aktualizacja: 28.05.2014 19:00
- Rozwój cywilizacji związany jest z potrzebą, a nie z poczuciem komfortu. Dlatego uważam, że pełny pakiet socjalny nie jest artyście potrzebny - mówił w audycji "Five o'clock" Marcin Dylla, wirtuoz gitary słynący na całym świecie z pracowitości i repertuarowej bezkompromisowości.
Marcin Dylla
Marcin DyllaFoto: Grzegorz Śledź / PR2

- To jeden z najbardziej pracowitych ludzi, jakich znam. Od początku naszej przyjaźni bardzo mi to imponowało - przedstawiał starszego kolegę Łukasz Kuropaczewski . - Swego czasu wygrał on wszystkie liczące się konkursy gitarowe i prawie sam sprawił, że polska szkoła zaczęła być znana i ceniona na świecie - dodał. Kuropaczewski przyjaźni się z Marcinem Dyllą od szkoły podstawowej i, jak podkreślił, mijając Katowice lub Rudę Śląską, zawsze odwiedza kolegę, a wyjeżdza po paru dniach z tajemniczym bólem głowy...
Sam gość Agaty Kwiecińskiej tak oto wyjaśniał swoje młodzieńcze zaangażowanie w świat konkursowej rywalizacji: - Bardzo szybko zrozumiałem, że to  tylko środek do celu, jakim jest stawanie się coraz lepszym muzykiem. Współzawodnictwo jest nieistotne. Taką postawę staram się dziś wpajać moim uczniom. I strofuję ich, gdy dopytują mnie, czy warto wziąć udział w danym konkursie albo kto zasiada w jury - podkreślił.
Marcin Dylla to prawdziwy fenomen w historii polskiej gitary. W wieku 20 lat wygrał Międzynarodowy Konkurs Gitarowy im. Edmunda Jurkowskiego w Tychach, w ślad za nim poszły sukcesy na największych konkursach świata. Jednocześnie studiował w Akademii Muzycznej w Katowicach (w klasie prof. Wandy Palacz) w Bazylei, Fryburgu i Maastricht. Kolejne zwycięstwa otworzyły drzwi do najważniejszych sal koncertowych na obu półkulach, a Marcin Dylla stał się ulubieńcem krytyków i publiczności . "Washington Post" okrzyknął go ''jednym z najbardziej utalentowanych gitarzystów na świecie''.
Tym trudniej uwierzyć, że jego przygoda z gitarą rozpoczęła się w zasadzie przez przypadek. - Po dwóch tygodniach w podstawówce moi rodzice dowiedzieli się od nauczycielki, że jestem strasznym łobuzem i że powinni coś z tym zrobić. Oczywiście była to nieprawda. Tata postanowił jednak czymś mnie zająć i wysłał mnie do szkoły muzycznej. Najpierw myślał o perkusji, ale że nie mieliśmy domu z garażem, wybór padł na gitarę - wspominał gość audycji "Five o'clock".
O tym, że gitara jest jego największą życiową pasją, Marcin Dylla przekonał się dopiero podczas studiów w Bazylei. A jego nieodłącznym kompanem w tym procesie dojrzewania był Hans Castorp. Więcej o tym, a także o niezawodnych środkach na tremę, czyli... steku i framudze w nagraniu audycji "Five o'clock".
Audycja powstaje we współpracy z Narodowym Instytutem Audiowizualnym.

/
Zobacz więcej na temat: MUZYKA
Czytaj także

Henryk Kasperczak: dobry lutnista musi być syty

Ostatnia aktualizacja: 16.06.2017 11:00
- Lutnista kojarzy się z tym, że siada i - w zależności, czy to jest sala kochanków, czy sala obrad - gra odpowiednią fantazję. Ja swoje fantazje konstruuję w oparciu o tematy współczesne - opowiadał w "Five o'clock" wirtuoz lutni.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Artur Ruciński: śpiewak musi być cierpliwy

Ostatnia aktualizacja: 21.03.2015 17:00
- Dopiero od 5 lat mój głos brzmi tak, jak chciałem. Męskie głosy dojrzewają powoli. Dlatego to ważne, by na wczesnym etapie dobrze dobierać role - podkreślał w Dwójce baryton Artur Ruciński.
rozwiń zwiń