Niebiańskie dłużyzny

Ostatnia aktualizacja: 07.08.2014 21:50
Muzyce Franciszka Schuberta poświęcony jest siódmy felieton Marcina Majchrowskiego.
Marcin Majchrowski
Marcin MajchrowskiFoto: Marek Grotowski

Było to bodaj w roku 2011 (jeśli ludzka pamięć zawodzi – proszę o napiętnowanie, wybaczenie i sprostowanie na adres redakcji), w Dusznikach pojawił się pianista, którego gra nie pozostawiła chyba nikogo obojętnym. Ten sam, który wystąpi dzisiaj wieczorem – Francesco Piemontesi. Wówczas również w programie koncertu znalazła się muzyka Franciszka Schuberta: ostatnia Sonata B-dur D 960. Do dziś pamiętam tamto wykonanie. Wydało mi się bardzo osobiste, a przez to niezwykle prawdziwe i nad wyraz dojrzałe, jak na wiek pianisty. Piemontesi grał Schuberta tak, jakby miał za sobą co najmniej ¾ życia, jakby los zdążył wyryć mu w duszy większość dojmujących kancer. To mnie do jego wizji zjednało. Jeśli nawet się w jakimś stopniu mylił, chciał oddać materię w barwach zbyt ciemnych, to była to propozycja tak osobista, że nie można było jej skwitować tak modną we współczesnym świecie obojętnością.

Z niecierpliwością czekam więc nie tylko na ostatnią Sonatę Schuberta, także na otwierającą ów finałowy tryptyk Sonatę c-moll D 958. Obydwie (i jeszcze Sonata A-dur D 959) powstawały w ostatnich miesiącach krótkiego i niełatwego życia kompozytora, między wiosną a końcem września 1828 roku. Najpierw szkice, później pieczołowicie wykończone wersje ostateczne, z zamknięciem pracy wyraźnie zaznaczonym w rękopisie dzienną datą. Ci, którzy materiały te oglądali, nie mają wątpliwości – o ostatecznym kształcie dzieł, tak chętnie przezywanych „niebiańskimi dłużyznami” zadecydowała ostateczna redakcja. Jak w przebłysku (nadludzkiego) geniuszu Schubert zdecydował się zerwać z konwencjami, zrzucić okowy przyzwyczajeń, pęta ograniczeń czasu i przestrzeni. Pozwolił swojej muzyce płynąć niespiesznie i rozrastać się dowolnie. Tematy więc wybujały, a szczegóły zaczęły świecić szlachetnym blaskiem, a proporcje odnalazły się same. Swoje trzy sonaty Schubert cyzelował, najpewniej liczył na ich rychłe wydanie. Niestety – ukazały się drukiem dopiero dekadę po jego śmierci. I wówczas okazało się, że świat zupełnie na ich oryginalność przygotowany nie jest. Długo trwało, zanim zostały docenione. A stało się to w XX wieku, zanim życie przyspieszyło tak, że dziś czas i przestrzeń droższe są od złota, ropy naftowej, platyny i diamentów. To na odtrutkę zgubnego pędu życia – lektura obowiązkowa – Schubertowskie "niebiańskie dłużyzny”.

Marcin Majchrowski (tytuł od redakcji)

Czytaj także

Mateusz Borowiak na Festiwalu Chopinowskim w Dusznikach-Zdroju

Ostatnia aktualizacja: 04.08.2014 09:00
W poniedziałkowy wieczór na antenie Dwójki zabrzmi, prosto z Dusznik, recital fortepianowy cenionego polskiego pianisty, laureata III nagrody Konkursu Królowej Elżbiety w Brukseli 2013.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Daniił Trifonov: zdarzało mi się ćwiczyć w sklepie z fortepianami...

Ostatnia aktualizacja: 05.08.2014 08:00
Znakomity rosyjski pianista, który w niedzielę wystąpił w Dusznikach, przyznał w rozmowie z Anną Skulską , że ogromna ilość propozycji koncertowych stawia przed młodym artystą sporo nowych wyzwań. Jednym z nich jest poszukiwanie miejsca, w którym można by popracować nad nowym repertuarem...
rozwiń zwiń
Czytaj także

Co różni Barbera od Chopina

Ostatnia aktualizacja: 05.08.2014 11:00
Kolejny dusznicki felieton Marcin Majchrowski poświęca historii oraz współczesnym losom gatunku fortepianowego nokturnu.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Fortepian zdobyty na Niemcach, czyli historia dusznickiego festiwalu

Ostatnia aktualizacja: 07.08.2014 17:00
– Gwiazda pierwszego festiwalu Zofia Rabcewiczowa początkowo nie chciała występować, ponieważ nie miała na czym ćwiczyć. Przywieźliśmy więc jej jeden z fortepianów, które stały w poniemieckich mieszkaniach na Ziemiach Odzyskanych – wspominał Wojciech Dzieduszycki, jeden z inicjatorów festiwalu w Dusznikach-Zdroju.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Zacznijmy od... preludium

Ostatnia aktualizacja: 07.08.2014 21:00
Temu Chopinowskiemu gatunkowi Marcin Majchrowski poświęcił swój szósty dusznicki felieton.
rozwiń zwiń