Olo Walicki "Trauma Theater - Theater der Liebe", OWA Production 2010
Miłośnicy twórczości teatralnej Ingmara Villqista mają okazję, dzięki zakupowi tej płyty, przypomnieć sobie atmosferę z jego przedstawień. A to wszystko dzięki Olowi Walickiemu, który stworzył muzykę do jego czterech spektakli: "Sprawy Miasta Ellmit", "Helmucik", "Oskar i Ruth" oraz "Kompozycja w Słońcu". Trzydzieści utworów nie łączy jeden idiom muzyczny, nie można ich też przyporządkować danemu gatunkowi, chociaż Walicki nieodłącznie kojarzy się z polską sceną yassową. Autor nie prezentuje wybranych fragmentów przedstawień, ale wycina z nich niczym chirurg pojedyncze części, tworząc tym samym „nowe ciało”. Dzięki temu zabiegowi krążek nie jest jednostajny i skierowany wyłącznie do miłośników twórczości dramatopisarza. Recytacje aktorów (dla tych, którzy nie znają dramatów mogą się one jednak okazać niezbyt wciągające) łączą się czasami w bardzo zaskakujący sposób z grą muzyków. Stąd dramatyczne przemówienia mocno kontrastują ze spokojnymi, malowniczymi dźwiękami i na odwrót. Walicki jest niesamowicie pomysłowy. A jak na multiinstrumentalistę przystało gra na kontrabasie, gitarze basowej, cymbałkach, skrzypcach, pianinie, indyjskich dzwonkach i triangelu. Osobne brawa należą się Cezarowi Paciorkowi, dodającemu do tego konglomeratu dźwięków swoją harmonię i gitarzyście Piotrowi Pawlakowi. Twórca "Kaszëbë" po raz kolejny udowadnia, że ramy muzyczne dają się świetnie naginać. Co więcej, muzykę zawartą na "Traumie" rozpisał niedawno na free jazzowy quartet (Mikołaj Trzaska, Kalle Kalima i Christian Lillinger), który zdążył już zebrać entuzjastyczne recenzje.
Olga Spasojewska
Wojtek Jachna i Jacek Buhl "Pana Jabu", Monotype 2009
Dwóch muzyków zamknęło się we wsi Suchary i postanowiło nie wyjść ze studia z pustymi rękami. W efekcie otrzymaliśmy "Pana Jabu", którym to Wojtek Jachna i Jacek Buhl rozpoczynają nową muzyczną przygodę. Ich współpraca opiera się na połączeniu elektronicznych brzmień z akustyczną improwizacją z pogranicza free jazzu. Atmosfera na płycie odsyła nas momentami w okolice skandynawskich osiągnięć Arilda Andersona, trąbka Jachny nasuwa nam zaś skojarzenia z Nilsem Petterem Molvaerem. Te muzyczne pejzaże, nieraz nazbyt nużące, przerywane są o wiele ciekawszymi momentami nieskrępowanej improwizacji. Wyłączenie sprzętu i zdanie się na swoje instrumenty okazuje się ostatecznym sprawdzianem umiejętności muzyków. Przyznam, że te momenty należą do najlepszych na krążku. Sam pomysł na mocne wymieszanie stylów, może się dla wielu słuchaczy okazać niezbyt łatwym kąskiem do przełknięcia. Jednak miłośnicy Contemporary Noise Quartet, Sing Sing Penelope czy Pink Freudów powinni poczuć się ukontentowani. Autorzy, jak sami wskazują, swojego projektu nie zamykają na innych muzyków, co może oznaczać, że na kolejnej płycie przez nich formowanej, jeszcze kilka osób doda swoje „małe co nieco”.
Mieczysław Burski
Władysław Sendecki "Solo Piano At Schloss Elmau", ACT 2010
To naprawdę zaskakujące, że nazwisko muzyka pokroju Władysława 'Adzika' Sendeckiego nie mówi zapewne zbyt wiele młodszym miłośnikom jazzu w Polsce. Głównym tego powodem jest emigracja tego pianisty z PRL, w okresie, gdy cieszył się największą sławą i uznaniem. Grający kiedyś w Extra Ballu czy Sun Shipie - Sendecki zamienił polskie topowe zespoły na hamburską orkiestrę radiową NDR Big Band, w której z efektami promował polski jazz. Adzik ma na koncie współpracę z liczną grupą utytułowanych artystów, usłyszeć go można na ponad 100 płytach, jego klasę docenił New York Village Voice uznając go za jednego z pięciu najlepszych pianistów na świecie. "Solo Piano At Schloss Elmau" to dziesięć nagrań, w większości autorstwa pianisty, które zachwycą zarówno miłośników jazzowego jak i klasycznego pianina. Zagłębiając się w te dźwięki, przebijające się przez gęstą ciszę wypełniającą miejsce Schloss Elamu, tak ważne dla świata artystów, każdy ze słuchaczy odnajduje własne skojarzenia ze świata klasyki i jazzu. Znajdzie się w nich reminiscencje Schumanna i Liszta, Chopina i Schuberta, jak i Billa Evansa, Keitha Jarretta czy Brada Mehldaua. Muzyka przypomina spokojne rozbijanie się fal o wybrzeże, artysta nie epatuje potężnymi emocjami, jest tu dużo spokoju, poszukiwania piękna, harmonii. Po zeszłorocznych solo płytach Sławka Jaskule i Włodka Pawlika otrzymaliśmy kolejne muzyczne wyznanie, stanowiące kwintesencje talentu pianisty.
Mieczysław Burski
Wojciech Majewski "Opowieści", Warner Music Poland 2009
Człowiek, który do tej pory znany był ze swoich fascynacji Grechutą, przenosząc go na język jazzu i poświęcając mu biografię, tym razem przedstawia nam sentymentalno – liryczną suitę jazzową, której korzenie znajdujemy w jego, wydanym w 2003 roku, "Zamyśleniu". Wojciech Majewski kontynuuje znakomite tradycje rodzinne i swoją trzecią autorską płytą prezentuje się jako twórczy i konsekwentny lider, który odważnie prowadzi okręt swojego zespołu. Piękny, intrygujący wstęp – solowy popis Majewskiego, wprowadza nas w większości poważną atmosferę panującą na krążku. Przypomina to wyważoną grę Włodka Pawlika, który swoim "Tykocinem" wyznaczył nowe standardy budowania jazzowych suit. Majewski lubuje się w harmonii, uporządkowaniu, w ascetycznych budowlach swoich utworów. Jego muzyka czerpie z niewyczerpanego źródła polskiego romantyzmu, naznaczonego w klasyce przez Chopina, w jazzie przez Komedę. I choć przez większość czasu dominuje wyciszone trio, to zaproszenie dwóch znakomitych dęciaków poszerzyło wymiar płyty o swing i hard bop przywodzący na myśl złote lata 60. Wielka w tym zasługa gry Roberta Majewskiego przypominającej akustyczną twórczość Enrico Ravy. Brzmienie jego trąbki świetnie komponuje się w duecie z krzyżującymi się dźwiękami pianina i uzupełniającymi go improwizacjami Tomasza Szukalskiego. Wielkie brawa należą się Jackowi Niedzieli za solo w "Opowieści IV", a Krzysztofowi Dziedzicowi za to, że spełnia swoją rolę w zespole na poziomie Jacka DeJohnette’a w trio Jarretta. Wspaniały hołd złożony zmarłemu w 2005 roku Henrykowi Majewskiemu.
Olga Spasojewska